Vera Buck - „Runa”



Lata biegną, technika i wiedza nieustannie idzie do przodu. To co dla naszych przodków mogło być nie do pomyślenia, dla nas jest na porządku dziennym. Podobnie w medycynie, gdzie niegdyś proste choroby sprawiały, że lekarze rozkładali ręce, a dziś możemy bezproblemowo je wyleczyć. Dzisiaj chciałabym opowiedzieć o książce, co do której mam bardzo mieszane uczucia.

Jesienne czytanie


Mamy jesień w pełni, choć za oknem może tego nie widać. Jesienią zawsze czytałam więcej książek, lubię zaszyć się z kubkiem kawy/herbaty w fotelu pod ciepłym kocem i po prostu czytać. Dziś się to nie zmieniło, ale czas się skurczył. Jednak mimo wszystko każdą wolną chwilę poświęcam na lekturę. Co czytam jesienią, czy mam jakieś szczególnie ulubione gatunki? O tym w dzisiejszym wpisie.

Taco Hemingway - „Cafe Belga”


„Nigdy nie mów nigdy” to zdanie mogłoby spokojnie posłużyć jako moje życiowe motto. Jeszcze parę lat zasłuchiwałam się w muzyce rockowej i metalowej i ani mi się śniło słuchać czegoś innego. W okresie studiów zaczęłam wpuszczać do swojego muzycznego światka inne utwory, które niekoniecznie należały do wyżej wymienionych gatunków. Wszystko zmieniło się, kiedy mój mąż zaraził mnie rapem chrześcijańskim, z którego płynnie przeszłam do innych rapowych utworów. Dziś częściej w głośnikach gości rap niż rock i stąd też kilka słów na temat albumu „Cafe Belga”. Nie pomyślałabym, że będę tutaj mówić o płycie polskiego rapera młodego pokolenia jakim jest Taco Hemingway. Nie będzie to typowa recenzja, bo mnie rapowemu laikowi nie wypada recenzować płyty z tego muzycznego gatunku.