Stosik lutowy #24 (#2/2015)


Witajcie!
Niepojęte dla mnie jest to jak szybko minął luty. Miesiąc dla mnie bardzo nieprzewidywalny, ja nie wiem co z tym lutym. Jest ostatni dzień naszego lutego, więc przychodzę ze stosem. Według mnie dużym, jak zresztą możecie zobaczyć na fotografii. Dzisiaj większy misz - masz źródeł książek, ale wciąż brak zakupionych. Do dzieła!

Recenzenckie:


Od wydawnictwa SQN otrzymałam trzy pozycje, które to bardzo mnie ciekawią:
  1. Philip Houston, Michael Floyd, Susan Carnicero, Don Tennant - Anatomia kłamstwa. Agenci CIA pomogą ci wytropić fałsz, zdradę, nielojalność, oszczerstwo, plotki.
  2. Richard Preston - Strefa skażenia
  3. Robert Enke, Ronald Reng - Życie wypuszczone z rąk
Na początek zabrałam się za Anatomię kłamstwa i powiem szczerze, że niezwykle interesujące to wszystko, ale czy rzeczywiście będzie tak jak zapewnia wydawca zobaczymy później. Strefa skażenia to książka o Eboli i trochę się jej obawiam, jest jeszcze Życie wypuszczone z rąk, które jak przypuszczam nie będzie łatwą pozycją. 

Wypożyczone z biblioteki:


Odwiedziłam bibliotekę, bo byłam w pobliżu i postanowiłam znaleźć coś dla siebie i tak tymczasowo przygarnęłam:
  1. Nicci French - Tajemniczy uśmiech 
  2. Dorota Terakowska - Samotność Bogów
Przede wszystkim postanowiłam zapoznać się z twórczością Nicci French i już możecie przeczytać moje wrażenia po Tajemniczym uśmiechu, zrobicie to klikając w tytuł. Po drugie skusiłam się na przypomnienie sobie Samotności Bogów mojej ulubionej autorki.

Przyniesione z półki "Podaj dalej":


Skoro była biblioteka, to Ola nie mogła przejść obok półki "Podaj dalej" bez rzucenia okiem i tak wzięłam dwie książki:
  1. William Wharton - Stado
  2. Bruno Ferrero - Nowe historie
Nowe historie to zbiór opowiadań, które już za mną i na dniach możecie spodziewać się ich recenzji. Co do Stada mam wrażenie, że trochę poleży na półce.

A Wy czytaliście którąś z tych książek? Coś polecacie? Może chcielibyście coś przeczytać?




Nicci French - Tajemniczy uśmiech


Rozstanie jest bolesne dla każdego. Ciężko jest nam pogodzić się z tym, że ktoś na porzucił. Po jakimś czasie rozpoczynamy nowe życie, ale są i osoby, których takie rozwiązanie nie satysfakcjonuje. Szukają sposobów, aby utrudnić życie swojemu eks – partnerowi. Dzisiaj chciałabym opowiedzieć o moim pierwszych spotkaniu z Nicci French pod tytułem „Tajemniczy uśmiech”.

O Nicci French słyszałam wiele pochlebnych opinii i postanowiłam się w końcu zapoznać z twórczością autora. Pod nazwiskiem Nicci French kryje się małżeństwo Nicci Gerard i Sean French. Podeszłam do „Tajemniczego uśmiechu” z dużymi oczekiwaniami, czy książka sprostała moim oczekiwaniom?

Miranda spotyka na lodowisku Brendana, szybko pomiędzy nimi nawiązuje się bliższa więź. Po jakimś czasie jednak kobieta zauważa, że jej związek z Brendanem nie ma sensu. Mężczyzna nie zamierza się jednak poddać, wchodzi w łaski rodziny Mirandy, a także jej przyjaciół. Nikt z nich poza Mirandą nie wierzył, że Brendan może być niebezpieczny.

„Tajemniczy uśmiech” to thriller psychologiczny, który od pierwszej do ostatniej strony trzyma w napięciu. Nicci French stworzyli powieść, od której ciężko było się oderwać, każdą stronę przewracałam z zapartym tchem, obawiając się, co, znajdę na kolejnych stronach, a nawet obawiałam się czytać w pociągu, żeby nie przejechać swojej stacji. Nicci French w doskonały sposób przedstawili problem zaburzeń psychicznych, autorzy dokonali tego w sposób nie wprost, co nadało całej powieści tajemniczości i atrakcyjności. Warto zatrzymać się także nad bohaterami powieści, gdyż zarówno Miranda jak i Brendan wykazali pewne cechy, za które można było ich lubić lub nie. O ile Brendan już na początku stracił mój sympatię, a ja sama utożsamiłam się z Mirandą to jednak ktoś inny może odebrać zachowanie tej dwójki zupełnie odwrotnie. Za lekturę książki zabrałam się nie czytając opisu z tyłu książki i bardzo się cieszę, że tak zrobiłam, bowiem miałam nie tylko niemałe zaskoczenie, ale i przyjemniej się powieść czytało.

„Tajemniczy uśmiech” to książka po którą warto sięgnąć. Wybrałam ten tytuł przypadkowo, bowiem chciałam zapoznać się z twórczością Nicci French, ale nie żałuję swojego wyboru, choć był bardzo spontaniczny.  Z pewnością sięgnę po inne powieści tej dwójki. Muszę to przyznać, że dawno nie miałam okazji czytać tak rozmyślenie skonstruowanego thrilleru, który nie tylko lekko zastraszył, ale zastanowił i zmusił do refleksji.

Peter V. Brett - Malowany człowiek

Czy wyobrażamy sobie świat, w którym noc pełna jest strachu i ciągłego wyczekiwania poranka? W którym jedną formą obrony jest ukrycie się i niewychodzenie aż do świtu? W końcu, czy jesteśmy gotowi stawić czoła temu, co przygotował dla nas los, kiedy przyjdzie na to pora? Pytania te nie są przypadkowe, gdyż dzisiaj chciałabym opowiedzieć o książce „Malowany człowiek”.



Z twórczością Petera V. Bretta zetknęłam się po po raz pierwszy, zupełnie nie wiedziałam, czego się spodziewać, szczególnie, że po książki fantastyczne sięgam rzadko. Zaintrygował mnie opis książki, więc postanowiłam się na nią skusić. 

Świat jest podzielony. Dzień należy do ludzi, a noc do demonów. Bezpieczeństwo zapewniają jedynie runy ochronne, które malowane są na dachach, ścianach budynków. Arlen jest mieszańcem Potoku Tibbeta i bardzo marzy o tym, żeby stawiać czoła demonom i stać się Posłańcem. Leesha, mieszkanka Zakątka Drwali, pragnie poślubić przyrzeczonego sobie mężczyznę, jednak sytuacja po ataku Otchłańców zmienia wiele w życiu dziewczyny. Jest i najmłodszy Rojer, pochodzący z Rzeczułki, która w wyniku ataku demonów doszczętnie spłonęła. Pozornie nic nie łączy tej trójki, jednak w każdym z nich drzemie moc do zmiany świata.

Ciekawym urozmaiceniem było pojawiające się co jakiś czas rysunki, które pomagały w wyobrażeniu niektórych postaci. 
Nie spodziewałam się, że dostanę tak wspaniałą powieść, która wciągnęła mnie bez reszty. Autor wykreował świat, który ciekawił czytelnika i praktycznie wchodziło się w niego bez zawahania. Bohaterzy byli klarowni i łatwo zdobyli moją sympatię, szczególnie Leesha, która potrafiła dostrzec to, czego wielu nie zauważyło i poświęcić swoje życie na służbę innym. Osoba małego Rojera mnie rozczulała, sprawiała, że miałam ochotę wziąć tego chłopca i się nim zaopiekować. Arlen z kolei wykazywał się odwagą bardzo niepodobną do chłopcu w jego wieku. Akcja „Malowanego człowieka” toczyła się bardzo szybko i toczyła się na kilku torach, co jednak nie przeszkadzało w odbiorze powieści, a wręcz przeciwnie nadawało je dynamiki. 

Rzadko sięgam po fantastykę, ale kiedy już uda mi się po takową sięgnąć jestem oczarowana. Po zakończeniu książki byłam jedynie rozczarowana, że autor przerwał opowieść w takim momencie, co jednak zachęca do sięgnięcia po księgę drugą, co z przyjemnością uczynię. „Malowany człowiek” jest z pewnością pozycją wartą uwagi, choć pewnie fani fantastyki już ja znają. Czyta się ją szybko i czas mija przyjemnie, nie sposób oderwać się od tej książki. 





Co w styczniu, czyli podsumowanie książkowe #1


Witajcie!
Takim moim noworocznym postanowieniem było przyłożenie się do podsumowań, bo mówiąc szczerze trudno mi było pamiętać o nich w ubiegłym roku. Będzie to tylko zestawienie przeczytanych książek, nic o planach, bo planowanie przeczytania jakiś książek mi nie wychodzi, choć może od czasu do czasu o czymś powiem. Czasami podsumowanie zamieszczę razem ze stosem, wszystko wyjdzie w czasie. Będę tutaj mówiła tylko o książkach, o filmach za jakiś czas pojawi się tematyczny cykl (muszę go tylko dopieścić). Czas na podsumowanie stycznia!


Przeczytanych tytułów: Cztery
W ramach wyzwania Grunt to okładka: Zero :(
W ramach wyzwania Czytam starą literaturę: Jedna
Wyzwanie 52 książki w 2015 roku: Cztery
Wyzwanie książkowe: udało mi się przeczytać tytuły z następującej kategorii:
Przeczytane tytuły (w kolejności przeczytania):
  1. E.T.A. Hoffman - Opowiadania
  2. Mats Strandberg, Sara B. Elfgren - Klucz
  3. Joyce Maynard - Ostatni dzień lata
  4. Stephen King - Carrie
Choć cztery książki to mało to jednak jestem zadowolona z wyniku, bo czasu na czytanie było naprawdę mało (studia = sesja, fotografia = zaliczenia), a wierzę, że później może być lepiej. Kiepsko mi poszło z wyzwaniem Grunt to okładka, ale muszę sobie gdzieś zapisać jaki jest motyw, bo po prostu zapominam. Najbardziej cieszy mnie przeczytanie Opowiadań Hoffmanna do których zabierałam się od lat i Carrie, która wciąż pomimo mojej sympatii do Stephena Kinga była dla mnie zagadką.

A Wam jak czytelniczo minął styczeń?

Stephen King - Carrie

Czy chciałbyś/chciałabyś mieć zdolność manipulacji przedmiotami tylko wyłącznie za pośrednictwem umysłu? Wielu z nas z wygody pewno odpowie na to pytanie twierdząco, ale wielka moc wiąże się z wielką odpowiedzialnością. Nieopanowany dar może doprowadzić do katastrofy, bo brak kontroli jest równoznaczny z tragedią (w większości przypadków). Dzisiaj będzie o Carrie”  Stephena Kinga, ciekawi?


Do „Carrie” przymierzałam się od bardzo dawna, ale bardzo chciałam mieć na półce tę pierwszą książkę Kinga, więc dopóki jej nie miałam, nie zamierzałam czytać. W końcu Ola wyczaiła okazję i zakupiła „Carrie” (nie żeby wcześniej były, ale Ola wybredna i okładki z najnowszej ekranizacji nie chciała). Nie oczekiwałam cudów, wielkiego „wow”, czy czegoś podobnego, wiedziałam czego mogę się spodziewać po Stephenie Kingu, ale jakie są moje wrażenia po „Carrie” ?

Carrie jest szkolnym pośmiewiskiem. Nielubiana nastolatka jest praktycznie sama ze swoimi problemami, jej matka zagania dziewczynę do ciągłych modlitw. Carrie nie wie, że posiada niezwykły dar, który jej matka utożsamia z dziełem Szatana. Kiedy dziewczyna pada ofiarą żartu kolegów w mieście rozpętuje się piekło.

„Carrie” do najgrubszych książek nie należy, akcja jest szybka i można ją przeczytać w mgnieniu oka (wierzę, że gdyby nie nauka czytanie jej poszłoby mi szybciej). Wciągnęłam się w historię i trochę byłam zawiedziona, że to już koniec. Z drugiej strony, jednak nie oczekiwałam zbyt wiele i było to słuszne posunięcie, bowiem ani nie przeżyłam zawodu, ani wielkiego odkrycia. Warto było jednak w końcu poznać historię Carrie. Może to dziwne, ale było mi żal głównej bohaterki, bowiem nie miała nikogo z kim mogłaby porozmawiać o tym co ją trapi, a w końcu padła ofiarą własnej mocy i innych.

Po raz kolejny mogę powiedzieć, że nie zawiodłam się na Stephenie Kingu, co prawda książka już swoje lata liczy to jednak cieszę się, że przeczytałam ją dopiero teraz. Mogę tylko polecić, bo po tę książkę króla horroru sięgnąć warto. Krótka, niekoniecznie lekka i przyjemna, ale na pewno wciągająca i intrygująca.


Stosik styczniowy #23 (#1/2015)

Witajcie!

Miło mi przyjść dzisiaj do Was ze skromnym stosikiem styczniowym. Szybko przeleciał mi styczeń, ale czytelniczo jestem zadowolona. Tylko dwie pozycje, ale i one cieszą oko. Nie kupiłam żadnej książki w styczniu (dziwne to, ale prawdziwe), wygrałam jedną i jedną pożyczyłam. 

Wygrana:

Zacznę od wygranej, a mianowicie Ostatniego dnia lata Joyce Maynard, którą wylosowałam na blogu Książkowe wyliczanki. Książka bardzo mi się podobała i strasznie się cieszę, że mogłam ją przeczytać.

Pożyczona:

Malowanego człowieka pożyczyłam od koleżanki, jest to aktualnie czytana przez mnie książka i do tej pory bardzo mi się podoba. Dawno nie miałam w rękach fantastyki, ale w końcu przyszła i na nią pora.

Czytaliście, którąś z tych książek? Jakie są Wasze odczucia?