31 października: Czy wiesz co świętujesz?

"Wszystko badajcie, a co szlachetne - zachowujcie! Unikajcie wszystkiego, co ma choćby pozór zła" (1 Tes 5, 21-23).

Źródło: http://lt-arts.deviantart.com/art/This-Is-Halloween-181072790
W ciągu ostatniego roku moje poglądy na temat  Halloween, trochę się zmieniły (mój zeszłoroczny post o Halloween, możecie przeczytać pod tym linkiem: Halloween a chrześcijaństwo). Chciałam się podzielić swoją opinią na temat tego dnia, zacznę od pytania: "Czy wiesz co świętujesz?"

Nie będę rozwikływała się nad historią Halloween, ale warto wspomnieć, że nie jest to tradycja wywodząca się ze Stanów Zjednoczonych, a starożytnej Szkocji/Irlandii (jeśli tak można to powiedzieć), do USA tradycja obchodzenia Halloween przybyła z irlandzkimi emigrantami w latach 40. XIX wieku, a więc stosunkowo nie dawno. Od jakiegoś czasu napływają do mnie różne artykuły mówiące o niebezpieczeństwach czających się w pozornie niewinnej zabawie: "Nazywa się to świetną zabawą, która zaspokaja potrzebę tajemniczości. Niestety ta dobra "zabawa" może być pierwszym krokiem do inicjacji w świat okultystyczny czy demoniczny - "będąc konstrukcją sztuczną i eklektyczną, naprowadza skojarzeniowo na wiele typów niebezpiecznych tradycji i wierzeń (np. wielowątkowe konotacje satanistyczne); już same symbole, czy raczej znaki, jak śmierć, krew albo duchy [...] otwierają na rzeczywistość duchową, przekraczającą wymiar psychologiczny, odnosząc się do sfery światopoglądu czy religii"*. Wiele osób zapewne powie, że przecież nie wywołuje duchów czy nie odprawia innych spirtualistycznych (tu polecam przeczytać wywiad z Dariuszem Pietrkiem, link podaje pod tekstem) obrzędów, ale nie dla Złego to już możliwość przemknięcia do naszego życia przez uchyloną furtkę. Warto wspomnieć, że: "Tradycje druidów [celtyccy kapłani] zostały również zawłaszczone przez satanistów, dla których noc Halloween jest szczególnym czasem - odbywają się wówczas "czarne msze" i orgie seksualne, związane z jednoczeniem się z demonami, co potwierdzają świadectwa byłych satanistów."**. Zapewne pojawią się komentarze, że ja się po prostu bawię, przecież mam prawo do zabawy, ale ta zabawa może otworzyć wrota Komuś kogo w swoim życiu chyba nie chcemy. Skłamałabym mówiąc, że ja nie widziałam w tej zabawie nic złego, przecież co to takie niewinne przebieranki, ale po paru doświadczeniach, wiem, że każde choćby pozornie niewinne zachowanie może doprowadzić do opętania lub zniewolenia.

Dla nas chrześcijan - katolików ważniejsze powinny być obchody Dnia Wszystkich Świętych 1 listopada, aniżeli obcego i NIEPOLSKIEGO obyczaju. Współczesne społeczeństwo lubi wszystko co mroczne i nowe, a przecież Halloween, aż takie nowe nie jest. Jest starsze niż chrześcijaństwo. Całkiem możliwe, że nie byłoby całej nagonki Kościoła, gdyby w mediach nie pojawiało się coraz szersze propagowanie obcej pogańskiej tradycji, a ważne katolickie święta były przemilczane. Dla sieci sklepów Halloween, to kolejna okazja do tego by zarobić nieco pieniędzy. Również dla dzieci atrakcyjne jest przebranie się za czarownicę, wilkołaka lub ducha*** i przejście po domach sąsiadów ze słowami: cukierek albo psikus (ang. trick or treat), ale nasuwa się pytanie: Czy warto narażać swoje dzieci na niebezpieczeństwo?

A co takiego niebezpiecznego w tym? Przecież dla dzieci to zabawa, ale Doreen Irving w swojej książce Uwolniony by służyć Chrystusowi pisze: "Prawdziwi czarodzieje cieszą się, gdy chrześcijanie biorą udział w demonicznych tradycjach. Bardzo często demony mają przez to dostęp do wielu ludzi. Czy myślicie, że TRICK or TREAT - to przeszłość bez żadnego znaczenia dzisiaj? W USA okultyzm zabija nieustannie w czasie Halloween. W Australii media podają o powtarzających się corocznie ofiarach składanych z ludzi w Melbourne and Brisbane." Tak, więc czy warto kultywować coś, co może nas doprowadzić do zagubienia? Nasunęło mi się jeszcze dziś, że w wyznaniu wiary, które mamy na każdej Mszy Świętej wymawiamy: Wyrzekamy wszystkiego co prowadzi do zła, aby nas nie grzech nie opanował. Warto się zastanowić nad sensem tych słów, czy wypowiadamy je mechanicznie, czy jednak mają one dla nas jakiś sens i wypowiadamy je z pełną świadomością i ODPOWIEDZIALNOŚCIĄ za swoje czyny.

*  Posacki A., op. cit.
**  por. Halloween. Kaseta wideo. op. cit.; Posacki A. Halloween. [w:] Encyklopedia Białych Plam. T. 7. Radom 2002, s. 197.
*** chciałam dodać, że w przebieraniu się przy każdej okazji Balu Karnawałowego, przyjęcia urodzinowego z jakimś motywem, sylwestra za czarownice, zombie, duchów itp. nie widzę nic złego, ale w dniu kiedy to wszystko ma silną moc, jest inaczej. Takie jest moje zdanie.

Cały post napisany w oparciu o artykuły, zachęcam do zapoznania się z ich treścią :
ks. Jan Karpowicz TChr Czy Halloween to tylko niewinna zabawa?
Joanna Jarzębińska - Szczebiot, Marek Szczebiot Halloween: Co kryje się za wesołą zabawą?
Ryszard Wołkiewicz Halloween, Święto Zmarłych, Dzień Zaduszny. Inwazja mocy ciemności?

Polecam również przeczytać ten wywiad z Dariuszem Pietrkiem, który również opowiada o zagrożeniach związanych z Halloween:
W Halloween składano ofiary z ludzi

Prezentuję również krótki, ale dający do myślenia filmik.

Chciałam zaznaczyć, że są to moje poglądy, których Ty Drogi Czytelniku, niekoniecznie musisz akceptować, proszę Cię jednak o uszanowanie mojego zdania, gdyż każdy ma prawo do wygłaszania swoich poglądów. Chętnie jednak poznam Twoje stanowisko, o ile potrafisz napisać je w sposób kulturalny i nie obrażający zdania innej osoby, w tym przypadku mojego. Jestem osobą wierzącą i staram się unikać rzeczy, które oddalają mnie od mojego najlepszego Przyjaciela - Jezusa Chrystusa.





S. King jako R. Bachman - Ostatni bastion Barta Dawesa



Ostatni bastion Barta Dawesa to moja druga książka Stephena Kinga pisana pod pseudonimem Richard Bachman. O ile „Wielki marsz” mi się spodobał o tyle ta książka króla horroru napisana pod pseudonimem nie zbyt mi się podobała. Fabuła mnie męczyła, długo się rozwijała i tak naprawdę się nie rozwinęła. Odkąd kupiłam tą książkę czekałam, aż będę mogła ją przeczytać i się zawiodłam.
"Kiedy się protestuje przeciwko czemuś, to dlatego, że dzięki temu można coś zmienić"

Ostatni bastion Barta Dawesa opowiada historię około czterdziestoletniego mężczyzny Bartona George Dawesa, który w swoim życiu nie osiągnął tego, co sobie zaplanował. W momencie, gdy państwo pragnie odebrać mu ostatnią rzecz, która świadczyła o jego życiu – dom. Zaczyna planować walkę i nie chcę pozwolić, by odebrano mu to, na czym tak bardzo mu zależy. Stracił syna, stracił żonę, ale nie pozwoli by ktoś odebrał mu dom. Opowieść o człowieku zdesperowanym, który by ocalić resztkę normalnego  życia gotowy jest na wszystko.

"Piękno jest w oczach tego kto patrzy"

Książka nie jest najdłuższa, ale nie jest też książką na raz, bowiem jej treści trzeba przetrawić i przemyśleć. W szczególności zachowanie tytułowego bohatera, który początkowo wydaje się być człowiekiem, który po prostu oszalał, ale jego zachowanie ma uzasadnienie w tym co wydarzyło się w jego życiu. Nie była to może najlepsza książka Stephena Kinga, bądź co bądź, mimo że pisana pod pseudonimem Richard Bachman, to jednak książka Kinga, to jednak warta uwagi, aby zapoznać się z innym królem horroru, jednakże Ostatniego bastionu Barta Dawesa horrorem bym nie nazwała, była to dla mnie bardziej książka akcji/thriller trzymający w napięciu, ale z długo rozwijającą się fabułą. Zakończenie książki zupełnie mnie zaskoczyło spodziewałam się czegoś innego, ale jak zawsze King sprawił czytelnikowi niespodziankę, choć można było przewidzieć zakończenie po zachowaniu Dawesa. Parokrotnie czułam się naprawdę zaskoczona podczas lektury tej książki, co jest ogromnym plusem w jej stronę.

"no, ale tylko w książkach ludzie zawsze mówią odpowiednie rzeczy w odpowiednim czasie"

Język w tej książce był przystępny i łatwy w zrozumieniu, jak to u Kinga. Zastanawiam się czy była to odpowiednia książka na jesienne wieczory, ale wydaje mi się, że tak. Czytało się ją trochę ciężko momentami, ale przyjemnie. Patrząc całościowo Ostatni bastion Barta Dawesa nie wywarł na mnie piorunującego wrażenia, ale poświęcony na nią czas na pewno nie został zmarnowany.





Grimm: La Llorona

Źródło: filmweb.pl
Grimm oglądam od roku, jest to mój ulubiony serial i jedyny, który oglądam na bieżąco.

Dziewiąty odcinek sezonu drugiego serialu Grimm, był odcinkiem specjalnym, z okazji Halloween (ja swoją notkę na temat tego właśnie dnia postaram się opublikować 31 października). Już przy poprzednim odcinku pojawiła się zapowiedź tego specjalnego odcinka i zapowiadał się on naprawdę dobrze. Również na fanpage'u facebookowym pojawiały się liczne zdjęcia i zwiastuny dziewiątego odcinka serialu.

La Llorona to po polsku płaczka, jest to kobieta, która w dzień Halloween porywa trójkę dzieci, dwóch chłopców i jedną dziewczynkę, aby odzyskać z powrotem utopione przez siebie swoje dzieci. Historia również zapowiadała, że to będzie dobry i interesujący odcinek, a jednak bardzo się zawiodłam. Dla mnie nie był on, ani trochę straszny, a miał to być straszniejszy odcinek niż zwykle. Były w tym odcinku momenty dobre, ale najlepszym odcinkiem bym go nie nazwała, a tym bardziej odcinkiem mrożącym krew w żyłach. Na pewno był to odcinek nietypowy, gdyż nie mieliśmy w nim do czynienia z osobami żywymi, a z duchami.

Źródło: facebook.com/NBCGrimm?fref=ts

Jak wspomniałam na początki bardzo lubię serial Grimm, a sezon drugi jest o niebo lepszy, niż sezon pierwszy. Dla wszystkich wytrwałych czasem nudnymi odcinkami nagroda czeka w drugim sezonie, ale dla mnie odcinek dziewiąty, który miał być odcinkiem mrożącym krew w żyłach okazał się przynajmniej dla mnie podobny  do  nieciekawych zrobionych na siłę odcinków sezonu pierwszego, choć przyznać należy, że znalazło się w nim parę dobrych momentów. Dobrym na pewno było to zetknięcie się dwóch światów irracjonalności i racjonalności, które w tym serialu pojawia się dość często, ale właśnie w odcinku dziewiątym te spięcia pomiędzy tymi dwoma światami było najbardziej uwidocznione. Odcinek dobry, lecz nie zasługujący na miano najlepszego, ale też nie najgorszego (w pierwszym sezonie naprawdę były odcinki bez krzty fabuły).

Oceniałam ten odcinek w skali 1 - 10 na 6, więc taka wyśrodkowana ocena. Spodziewałam się po prostu czegoś innego.


Wkrótce pojawi się moja opinia na temat książki Stephena Kinga Ostatni bastion Barta Dawesa, a także co już zapowiedziałam na wstępie notka o Halloween, w trochę innym ujęciu, niż pojawia się ona na większości blogów.





10 ulubionych filmów spośród ulubionych Pikusia/Dorian Gray

Bardzo długo zastanawiałam się, jaki film dzisiaj przedstawić, wybrałam film spoza listy, którą pomocniczo stworzyłam sobie planując tą serię postów. Jest to film, na który chciałam się wybrać do kina, ale jakoś to nie wyszło. Należy dodać, że nie miałam pomysłu na film do wczoraj (!), ale postanowiłam właśnie obejrzeć po raz kolejny ten film, a tym samym go opisać.

Dorian Gray (2009)

Gatunek: dramat, fantasy, thriller
Produkcja: Wielka Brytania
Premiera: 1 października 2010 (Polska), 9 września 2009 (świat)
Reżyseria: Olivier Parker
Scenariusz: Toby Final
Na podstawie: Potret Doriana Graya Oscar Wilde

XIX - wieczna Anglia, dwudziestoletni Dorian Gray (Ben Barnes) przybywa do Londynu, aby zająć się majątkiem swojego dziadka. Poznaje on na jednym bankiecie hedonistę Lorda Henry'ego Wottona (Colin Firth), który pokazuje młodemu Dorianowi, jak może wykorzystać swe życie. Młody malarz - Basil Hallward (Ben Chaplin), urzeczony pięknością młodego mężczyzny maluje jego portret. Dorian podkuszony przez Henry'ego zaprzedaje duszę diabłu, aby właśnie to portret się zestarzał, a nie on. Dorian zaczyna korzystać z życia, próbuje każdej używki, a jego twarz jest nieskazitelna.

Nie widziałam innej ekranizacji powieści Oscara Wilde, ani też nie czytałam książki (jedynie drobny fragment w gimnazjum), choć raz już się do niej przymierzałam, jednakże film o wiecznie młodym, ale przeklętnym Dorianie z roku 2009/2010 uważam, za bardzo dobry. Niesamowita jest rola Colina Firtha, który wcielił się w rolę Lorda Henry'ego. Sam Ben Barnes jako Dorian Gray wypadł równie dobrze. Film jest może nieco ekscentryczny, gdyż był w nim przesyt erotyzmu. Z tego co wiem nie jest to wierna kopia dzieła Wilde, ale ten film może zachęcić młodego odbiorcę do przeczytania książki. Ja po nią na pewno sięgnę, już raz ją zaczęłam, ale z braku czasu oddałam ją z powrotem do biblioteki.

Film polecam obejrzeć, przede wszystkim z powodu znakomitej roli Colina Firtha, który według mnie idealnie pasuje do ról arystokratów. Mam parę zastrzerzeń, ale ogólnie rzecz biorąc oceniam film na 8/10 (wg oceniania na stronie filmweb.pl). Pokazuje on jak sugestia innego człowieka może doprowadzić drugiego człowieka do swoistej destrukcji.


Kundel przydrożny

Tytuł może trochę zmylić, ale pragnę opowiedzieć (i polecić) o dość nietypowym serialu, który od dłuższego czasu (no od czasu pierwszego odcinka tj. 3 września br., a więc już dobry miesiąc temu) mnie intrygował. Wciąż brakowało mi czasu, by przysiąść i obejrzeć. Jak się okazuje odcinki nie są długie, bo trwają prawie 7 minut, ale za to są bardzo wartościowe. Ten mini - serial to dzieło pewnego dominikanina, który w Kundlu przydrożnym komentuje fragmenty z Biblii, które nie są tak dobrze znane, a równie wartościowe, a może nawet bardziej, niż te, które znamy tak doskonale (klikając w poniższy obrazek, przeniesiecie się na stronę o. Adama Szustka OP - taki sam obrazek znajduję się po lewej stronie, również za jego pomocą możecie się przenieść na tę stronę)

W każdym odcinku o. Adam Szustak opowiada o innym fragmencie odnosząc to do współczesnego życia, do trudności, które spotykają współczesnego człowieka, który przecież sam tu na Ziemi nie jest. O. Adam Szustak mówi o dwóch przewodnikach, których Bóg powierzył każdemu człowiekowi w momencie stworzenia. Jednym bardziej przyziemnym, drugim bardziej niebiańskim. Kundel przydrożny to podróż, która na pewno odmieni nasze życie. Dla mnie osobiście odcinki Kundla przydrożnego to element motywacji do głębszego (i częstszego) zagłębiania się w lekturę Pisma Świętego i to niekoniecznie znanych i po stokroć czytanych fragmentów, ale właśnie tych, których jeszcze nie znam. W żaden inny sposób nie poznamy lepiej Pana Boga, aniżeli poprzez lekturę Jego słów. To słowo daje życie, życie daje słowo.

Odcinki Kundla Przydrożnego znaleźć można klikając w poniższy obrazek:
Taki serial, który otwiera nasze wnętrze na Boga i uświadamia nam naszą niedoskonałość, teraz w Roku Wiary, szczególnie wydaje się być dość dobrym pomysłem, o. Szustak opowiada językiem zrozumiałym zarówno dla młodego odbiorcy jak i tego troszkę starszego.Dlatego też jeśli chcesz to obejrzyj Kundla Przydrożnego i odmień swoje życie. Wygospodarowanie tych 7 minut nie jest wcale takie trudne, trzeba jedynie chcieć.

Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam? /Rz 8, 31/




10 wybranych filmów spośród ulubionych Pikusia/Seksmisja

Seksmisja (1984)

Tytuł: Seksmisja
Gatunek: Komedia, Sci - fi
Premiera: 14 maja 1984r.
Produkcja: Polska
Reżyseria i scenariusz: Juliusz Machulski

Wybierając filmy do prezentacji moich 10 ulubionych filmów, stwierdziłam, że musi tutaj się znaleźć ten film. Seksmisja jest dużo starsza niż ja, aczkolwiek ten film, pomimo swojego wieku potrafi mnie rozbawić.
Liga rządzi, liga radzi, liga nigdy cię nie zdradzi.

Seksmisja opowiada historię dwóch mężczyzn, którzy zostali zahibernowani, a w wyniku katastrofy nie zostali wybudzeni na czas. Odkopani przez przypadek i zauważają, że w świecie, w którym przyszło im się obudzić nie ma żadnych mężczyzn. Chcą oni na nowo wprowadzić męską płeć do świata.


Komedia kultowa i wszech czasów - tak mówi się o Seksmisji. Czy ja tak uważam? Chyba tak,  ilekroć go oglądam to zawsze śmieję się do łez. Załączam sobie Seksmisję, gdy mam zły humor. Znajdziemy tutaj wiele znanych powiedzonek, które funkcjonują do dziś w naszym społeczeństwie.
Moja ocena (na podstawie sposobu oceniania na filmweb.pl) : 10/10 





C. Ahern - P.S. Kocham Cię

Do P.S. Kocham Cię przymierzałam się od czasu, kiedy obejrzałam film o tym samym tytule, a spodobał mi się on tak bardzo, że postanowiłam przeczytać książkę.Stała na półce, więc nie musiałam jej specjalnie szukać. Po filmie oczywiście gorzej czyta się książkę, czy ze mną tak było? Po części tak, bo generalnie nie lubię czytać książek po obejrzeniu ich ekranizacji, choć bardzo często niestety tak robię.
"Strata kogoś, kogo kochasz, zawsze jest trudna(...)" 


P.S. Kocham Cię porusza temat trudny. Śmierć bliskiej osoby, szczególnie takiej, która była zarówno przyjacielem jak i ukochanym mężczyzną - mężem - jest niezwykle trudna. Uczucia jakie odczuwa osoba pogrążona w żałobie są naprawdę różne, ale Cecelia Ahern poradziła sobie dosyć dobrze. Z tym, że książka początkowo praktycznie mnie nie wciągała, była dla mnie nudna, do tego stopnia, że na jakiś czas przerwałam czytanie i przeczytałam w tym czasie parę innych książek. Z ponowną motywacją do czytania P.S. Kocham Cię powróciłam nie cały tydzień temu. Przyznam się szczerze, że kiedy do niej powróciłam czytało mi się ją niezwykle przyjemnie i gładko. Początkowo denerwowała mnie główna bohaterka - Holly - ale w ostateczności polubiłam ją i innych bohaterów.
"Żałoba jest też elementem pomagania samemu sobie"

P.S. Kocham Cię opowiada o losach trzydziestoletniej Irlandki - Holly Kennedy, która zostaje wdową, jej mąż i najlepszy przyjaciel umiera na ciężką chorobę, pozostawiona "sama" sobie Holly nie potrafi ogarnąć swojego życia po śmierci męża, jednak jej wspaniały małżonek - Gerry sporządził 10 listów, w których każdego miesiąca wyznaczał swojej żonie kolejne zadanie, w taki sposób Holly przetrwała z pomocą rodziny, przyjaciół oraz przede wszystkim listów przez 10 miesięcy od śmierci Gerry'ego.
"(...) niczyje życie nie składa się tylko z pięknych chwil. A gdyby tak było, przestałby być takie piękne, boby spowszedniały. Skąd byś wiedziała, że doświadczasz szczęścia, gdybyś nigdy nie znajdowała się w dołku."

Co do tej książki po jej lekturze mam mieszane uczucia, po filmie chciałam ja przeczytać jak najszybciej, najlepiej jednym tchem. Z otoczenia słyszałam od niej same pochlebne i dobre opinie, jedynie tylko jedną niezbyt przychylną. P.S. Kocham Cię nie jest typem książek, które czytam na coddzień, częściej wybieram kryminały, horrory, książki sensacyjne niż romanse, czy melodramaty, choć takiego typu książki też warto przeczytać, by nie dać się zwariować. Ostatnie rozdziały niesamowicie mnie wciągnęły, nie mogłam przestać czytać, zaś początek mnie nudził i wlekłam powoli kartkę za kartkę. P.S. Kocham Cię to pozycja dla osób, które lubią tego typu książki, ale też idealna na nudny i długi samotny wieczór z kubkiem gorącej herbatki z cytryną.






Nietykalni (2011)

Źródło: filmweb.pl
Tytuł oryginalny: Intouchables
Produkcja: Francja
Premiera: 13 kwietnia 2012 (Polska), 23 września 2011 (świat)
Gatunek: Biograficzny, Dramat, Komedia
Scenariusz i reżyseria: Olivier Nakache, Eric Toledano

Ten film naprawdę warto obejrzeć, obiło mi się coś o tym filmie o uszy, ale, że premiera w Polsce była w czasie, kiedy nie bardzo interesowałam się repertuarem kin, więc najzwyczajniej w świecie go przeoczyłam. I mam czego żałować. Pewnie bym go nie obejrzała (choć pojawił się w moim rekomendacjach na filmwebie.pl , gdzie często zaglądam, gdy najzwyczajniej w świecie nie mam pomysłu co obejrzeć), gdyby nie fakt, że oglądaliśmy go na Oazie.

Pewien chłopak z przedmieścia - Driss (Omar Sy) właśnie wyszedł z więzienia, przychodzi on do domu pewnego sparaliżowanego mężczyzny - Philippe (Francois Cluzet), aby podpisał mu pewien papierek, by ten mógł otrzymać zasiłek. Driss zostaje jednak zatrudniony w domu Philippe jako jego opiekunka. Młody mężczyzna początkowo nie potrafi odnaleźć  się w nowej sytuacji, ale stopniowo pomiędzy nim, a Philippe nawiązuję się silna przyjaźń.
Źródło: filmweb.pl



Nietykalni poruszają serca i pokazują, że każdy może się zmienić, o ile sam tego chce - film oparty jest na prawdziwej historii, więc nie jest to puste przesłanie i czysta fikcja filmowa. Driss pomimo swoich uprzedzeń i nie zbyt chwalebnej przyszłości był w stanie zaopiekować się sparaliżowanym mężczyzną, z czym nie potrafili sobie poradzić wykwalifikowane do tego osoby. Nietykalni pokazują, że świat nie musi być podzielony na tych bogatych i biednych i nie zawsze ci pierwsi muszą izolować się od tych drugich, ale obie strony mogą stworzyć przyjaźń, która jest ponad wszystko. Czas poświęcony na obejrzenie tego filmu na pewno nie będzie czasem zmarnowanym, a dobrze spożytkowanym, a przede wszystkim coś się z tego filmu wyniesie.
Źródło: filmweb.pl

Jak moja opinia nie przekona was do obejrzenia tego filmu to warto wspomnieć, iż jest to film, który w rankingu filmowym zajmuje 3. miejsce,, więc mój zachwyt na tym filmem jest uzasadniony.







10 wybranych filmów spośród ulubionych Pikusia/ I Am Number Four

Witam, jakoś mało czasu mam by coś tutaj napisać, ale gdy wracam z uczelni jestem zbyt zmęczona by napisać coś o jakimś filmie, a ostatnio przypadkiem obejrzałam sporo. Zmieniłam wygląd bloga, bo zależało mi na tym, aby każdy post był odrębnym oknem - teraz jestem usatysfakcjonowana. Przechodzę jednak do tematu posta, a więc do kolejnego ulubionego filmu, tym razem filmu na podstawie książki o tym samym tytule autorstwa Jamesa Freya &Jobie Hughes - książki nie miałam okazji czytać, ale z przyjemnością to uczynię.

Jestem Numerem Cztery (I Am Number Four) (2011)

Gatunek: Thriller, Akcja, Sci - fi
Premiera: 17 lutego 2011 (świat), 18 lutego 2011 (Polska)
Produkcja: USA
Reżyseria: D.J. Caruso
Scenariusz: Alfred Gough, Miles Millar, Marti Noxon
Na podstawie: książki Jestem Numer Cztery autorstwa  James Frey & Jobie Hughes

Może nie jest to wybitnie dobry film, ale mnie się spodobał z powodu tego, iż lubię filmy z superbohaterami, a historia z Jestem Numerem Cztery jest trochę inna niż mi znanych filmów czy komiksów.

Jestem Numerem Cztery opowiada historię chłopaka, który przybył na Ziemię z innej planety - Lorien, w chwili, gdy została on zaatakowana przez niejakich  Mogadorian, przebywa on w różnych miejscach, aby ukryć się przed Mogadorianmi. Numer Cztery i pięć innych zdołało wraz ze swoimi opiekunami uciec z Lorien. Każdy z nich obdarzony jest jakąś szczególną umiejętnością. Numer Cztery poznajemy w chwili, gdy umiera Numer Trzy, a Mogadorianie chcą zabić właśnie jego.

Jak napisałam nie jest to film wybitnie dobry, ale warto obejrzenia, choćby dla rozluźnienia, nie wymaga myślenia. Akcja może jest trochę nudnawa i dopiero pod koniec naprawdę się coś dzieje to jednak nie traci się tych prawie 2 godzin, które trwa film. Film ma dobre efekty specjalne, co w przypadku takich filmów jest niezwykle ważne.
Moja ocena: 8/10 (według oceniania na stronie filmweb.pl)






*** (Tęsknota zaspokojona)

Tęsknota zaspokojona,
ale nienasycona.
Nie, nie nasycę jej,
bo czas oddać go jej.

Pocałunku nie będzie,
nie usłyszę czułych słów.
Nie przytulę się,
nie będzie Ciebie i mnie.
Marzenia się nie spełnią,
pozostaną tylko snami.

/8 - 12 października 2012 r./ 
Pesymistyczna odpowiedź do wiersza: *** (Nie pragnę niczego bardziej)


D. Rekosz - Zamach na Muzeum Hansa Klossa

Książkę dorwałam w Krakowie na rekolekcjach, czytałam o niej wcześniej na blogu Herbatka z książką, po lekturze tej recenzji bardzo zachęciłam się do tej książki (o której wcześniej nie słyszałam) i postanowiłam ją przeczytać. Kiedy ją zobaczyłam na półce w pewnej interesującej krakowskiej księgarni po prostu nie mogłam się oprzeć. Przechodzę jednak do mojej opinii o tej książce.

Warto zauważyć, że Muzeum Hansa Klossa w Katowicach istniało naprawdę od 1 marca 2009 roku do końca grudnia, zostało zamknięte z wielu powodów.

W książce Dariusza Rekosza spotykamy się z kryminałem, który jest trochę inny, a finał nieco zaskakuje. Wszystko zaczyna się w chwili, gdy w Katowicach przy ulicy Gliwickiej powstaje Muzeum Hansa Klossa, a więc muzeum poświęconego serialowi Stawka większa, niż życie. Niespodziewanie ktoś włamuje się do muzeum, jednakże nic nie znika, tylko gablota z silikonowymi Klossem i Brunerem jest naruszona, ale same figury nie zniknęły. Kto więc ma zamiar ukraść bohaterów serialu? I w jakim celu? Zachęcam do przeczytania tejże książki.

Zamach na Muzeum Hansa Klossa niezwykle przypadł mi do gustu, bardzo lubię kryminały, a ten nieco odmienny niezwykle mnie zainteresował. Nie wiem na ile powodem był lekki, aczkolwiek interesujący sposób pisania Dariusza Rekosza, a na ile moja znajomość Katowic. Czytając tą książkę nie miałam problemu z odnalezieniem się w miejscach, szczególnie właśnie, gdy akcja działa się w Katowicach. Dla mnie ogromnym autem książki było to, że rozdziały opatrzone były datami przez co pełniej przechodziło się przez akcję książki. Poza tym w książce naprawdę była akcja, jakiej oczekuję po tego typu powieściach. Czytając ją przypomniałam sobie jak jeszcze do niedawna wyglądał katowicki dworzec kolejowy, a jak już powoli zaczyna wyglądać teraz. Czytając ja po prostu przeniosłam się w czasie do nierozkopanych Katowic. Książkę polecam wszystkim fanom kryminałów, gdyż ten na pewno ich nie rozczaruje, a także fanom Hansa Klossa. Po lekturze Zamachu na Muzeum Hansa Klossa nie żałuję, że kupiłam ją tego pięknego dnia na rekolekcjach, bo była warta zakupu.





M.Gutowska - Adamczyk - Cukiernia pod Amorem: Zajezierscy


„ból jest niczym. Bez niego życie byłoby jak potrawa bez soli – zupełnie pozbawione smaku.”

O Cukierni pod Amorem dowiedziałam się z jakiegoś przypadkowo odwiedzonego bloga z recenzjami, a poza tym wszystkie trzy tomy powieści kusiły mnie ciekawą okładką z witryny miejscowej księgarni. Jednakże decyzję o przeczytaniu książki Małgorzaty Gutowskiej – Adamczyk podjęłam, idąc oddać Anioły i demony oraz Poczwarkę do biblioteki, zobaczyłam ją na półce z nowościami i postanowiłam się w końcu na nią skusić. Wypożyczyłam bez zastanowienia i nie żałuję.

„Miłość to zabawka bogaczy i biedaków”

Akcja książki rozgrywa się na przestrzeni dwóch wieków XX i XIX. W XX wieku, akcja rozgrywa się  w 1995 roku, zaś w XIX wieku w roku 1864 – 1865 oraz 1894 – 1895. Bohaterów części współczesnej Waldemara i Igę Hryciów poznajemy, gdy w Gutowie wykopana zostaje mumia z tajemniczym pierścieniem, o których Iga słyszała od swojej babki Celiny Hryć, który w chwili wykopania mumii dostaje udaru. Iga próbuje rozwiązać zagadkę  mumii, kim mogła być i skąd miała pierścień należący do jej rodziny. W części XIX wiecznej poznajemy życie ostatniego pana Zajezierskiego – Tomasza, który żeni się z niejaką Adrianną z Bysławskich, przy okazji poznajemy również losy rodzinny Bysławskich. Nie chcę zdradzać zbyt wielu treści z tej książki.

„ – Wszyscy jesteśmy patriotami – powiedział tylko”

Jeśli chodzi o pierwszy tom Cukierni pod Amorem, mam bardzo mieszane uczucia, jednak po skończeniu go mam ochotę przeczytać kolejne dwie części. Na początku bardzo denerwowały mnie przeskoki akcji z XIX wieku do XX wieku i odwrotnie, gdyż gdy akcja zaczynała być ciekawa urywała się i często nie było powrotu do niej, jednak w pewnym momencie przyzwyczaiłam się do tego podziału fabuły. Początkowo bardziej podobała mi się akcja dziewiętnastowieczna, ale później wraz z rozwojem akcji wciągnęła mnie ta z roku XX wieku. W Cukierni pod Amorem: Zajezierscy były lepsze momenty i dlatego nie potrafię na temat tej książki jednostronnie wypowiedzieć, ciekawiła i nudziła mnie równocześnie.

Zresztą ludzie się zmienili, bardzo zhardzieli, wszystko chcieliby dostać na tacy, są leniwi i wciąż wysuwają  roszczenia.”

Książkę czytałam głównie w nocy, gdyż w ciągu dnia nie miałam czasu. Cukiernia pod Amorem: Zajezierscy idealnie nadała się na długo godzinną podróż pociągiem, gdyż nie była ona ciężka i można było od niej spokojnie odpocząć. Jest to też książka dobra na spokojny wieczór z kubkiem gorącej herbaty pod kocem.





10 wybranych filmów spośród ulubionych/Beetle Juice

Prezentuję kolejny film, kolejną produkcję Tima Burtona, którą po raz pierwszy oglądałam w zeszłym roku, choć jest filmem dużo starszym. Rozpoczęły mi się studia i będę teraz miała mniej czasu - to już drugi rok, ależ to przeleciało. Przechodzę do filmu.

Sok z żuka (Beetle Juice) (1988)

Gatunek: Fantasy, Czarna komedia
Premiera: 29 marca 1988
Produkcja: USA
Reżyseria: Tim Burton
Scenariusz: Michael McDowell, Warren Skaaren

Film opowiada historię małżeństwa Adama i Barbary Maitland (Alec Baldwin/Geena Davis), którzy ulegają wypadkowi i zostają duchami. Przez 350 lat mają mieszkać w swoim domu. Problem pojawia się wtedy, gdy do ich domu wprowadza się rodzina Deitz. Nowi mieszkańcy nie widzą swoich współlokatorów, oprócz trochę dziwnej Lydi (Winona Ryder), która zauważa państwo Maitland. Wzywają oni Beetlejuice (Micheal Keaton), by pomógł mi wypędzić rodzinę z domu. Sprawy jednak przyjmują zupełnie inny bieg.

Ten film, może nie bawi mnie do łez, ale potrafi rozbawić niesamowicie. Gdy oglądałam go po raz pierwszy byłam nim oczarowana i miałam wtedy dość kiepski humor, po obejrzeniu tego filmu - zły humor odszedł. Beetle Juice jest czarną komedią, a więc gatunkiem, który do mojej osoby niezwykle trafia, najczęściej jednym z niewielu, który potrafi rozbawić. 

Wiem, że nie jest to film, który spodoba się każdemu, ale jest w nim wiele dość ciekawych rozwiązań, a sama postać Beetlejuice, w którego wcielił się Micheal Keaton jest po prostu mistrzowska. Mi osobiście bardzo spodobała się rola Winony Ryder, która zagrała Lydię. Moja ocena tego filmu to 9/10 (wg sposobu oceniania na filmweb.pl)

Poznasz przystojnego bruneta (2010)



Źródło: filmweb.pl
Tytuł oryginalny: You will meet a tall dark stranger
Gatunek: Komedia obyczajowa
Produkcja: Hiszpania, USA
Premiera: 11 marca 2011 (Polska), 10 maja 2010 (Świat)
Scenariusz i reżyseria: Woody Allen

Jak już pisałam wielokrotnie bardzo lubię filmy Woody’ego Allena, z jego nowszych produkcji nie widziałam (do wczoraj) tylko Poznasz przystojnego bruneta. Nie słyszałam o tym filmie pochlebnych opinii, ale postanowiłam go obejrzeć, z racji tego, iż filmy Allena z reguły bardzo mi się podobają. Wczoraj podchodziłam do tego filmu po raz drugi, za pierwszym razem nie dałam rady.

W Poznasz przystojnego bruneta mamy jak to zwykle bywa w Allenowskich produkcjach z kilkoma bohaterami, którzy poszukują w swoim życiu szczęścia.  W filmie mamy narratora, który zapoznaje widzów z bohaterami. Główną bohaterką wydaje się być starsza pani Helena Shebritch (Gemma Jones), od której odchodzi mąż - Alfi (Anthony Hopkins), gdyż uważa on, że będzie on żył wiecznie, poznaje on młodą kobietę - Charmaine (Lucy Punch) - z którą się żeni. W tym czasie Helena chodzi na regularne wizyty do wróżki - oszustki - Cristal Delgiorno (Pauline Collins), która mówi jej, że jej życie się odmieni, a także życie jej córki - Sally (Naomi Watts) i jej męża Roya (Josh Brolin). Sally pracuje w galerii należącej do Grega (Antonio Banderas), bardzo podoba się jej podoba. Roy zaś jest pisarzem jednej książki i próbuje stworzyć coś nowego, aby w końcu zarobić nieco pieniędzy z tego co napisał.

Źródło: filmweb.pl
Wiele w tym filmie znanych i lubianych aktorów, co tym bardziej kusi, aby go obejrzeć. Mnie jednak trochę rozczarował ten film, spodziewałam się czegoś lepszego po takiej obsadzie jak i samym reżyserze. Nie mówię jednak, że film jest beznadziejny, bo w Poznasz przystojnego bruneta jak w każdym filmie Allena widać przesłanie. Plusem dla filmu są dialogi, które są tak samo zwyczajne jak normalne życie, jednak mało to było sytuacji, które naprawdę mnie rozbawiły, a nawet wręcz wcale.