Podsumowanie roku 2014


Przyszedł czas podsumowania roku, który dla mnie był ogromnie ciężki, smutny, ale też pełen wyzwań i radości. Szczerze mówiąc przeleciał on bardzo szybko, niemal w mgnieniu oka. Bardzo kiepsko rozpoczęłam ten rok, choć początkowo jeszcze jakoś trzymałam się na powierzchni, później było już tylko gorzej.

Wypadłam kiepsko na wszystkich liniach, ale po kolei wszystko zwięźle podsumuje. 


Ile zdołałam przeczytać, a ile chciałam przeczytać i inne takie czytelnicze tematy:

Miałam bardzo ambitne plany 60 książek, sądziłam, że skoro przeczytanie 50 poszło mi tak łatwo, to i z 60 nie będę miała kłopotu, niestety bardzo srogo się przeliczyłam. Może i rozpoczęłam rok ładnie, ale później nie było już tak kolorowo. Choć i tak zadowolona jestem z każdej strony, szczególnie, że wiele spośród tych książek było ciut grubsze. Wzięłam udział w kilku wyzwaniach, w których też mi różnie szło, zdecydowanie czytać książek pod zadany temat nie lubię, ale o wyzwaniach za chwilę. Nawiązałam współpracę z Wydawnictwem M oraz SQN co mnie bardzo cieszy. Poniżej zobaczyć możecie specjalnie przygotowaną tabelkę z podsumowaniem wszystkich przeczytanych przez mnie książek. Za najlepsze książki przeczytane w tym rokuuważam: Wnuczkę Raguela, Władcę Pierścieni, Kwiaty na poddaszu, Drzewo migdałowe, Wzorzec Zbrodni.  Było kiepsko ilościową, ale czytałam książki, które naprawdę mnie poruszały, jak zawsze czytałam wszędzie.

Ile zobaczyłam, co zobaczyłam i z czego się najbardziej cieszę:

Skoro przy książkach mi nie poszło to z filmami powinno być lepiej, niestety dla mnie jest o wiele gorzej. Zawsze oglądałam mnóstwo filmów, a w tym roku jakoś nie miałam większych chęci, bywa i tak. Bardzo mało razy odwiedziłam kino, a wolne chwile (soboty) zaczęłam spędzać inaczej, niż oglądając filmy. Wiele z obejrzanych filmów nie zrecenzowałam tu na blogu, choć wiadomo jeszcze nic straconego. Oglądałam produkcje, których normalnie bym nie obejrzała, a które w gronie znajomych sobie leciały. Choć obejrzanych filmów jest mało, obejrzałam takie filmy, które bardzo mnie poruszyły. Zaprzestałam z kwestii braku czasu oglądania serialów, ale mam nadzieję, że do nich wrócę. Miałam listę filmów do obejrzenia, trochę nie wyszło, ale cieszę się z obejrzenia szczególnie tych produkcji: Miłość, Życie jest piękne, Pod Mocnym Aniołem.

Rok w pigułce:

To był dziwny, szalony, trudny rok. Wydarzyło się bardzo wiele, co w jakimś stopniu wpłynęło na moje czytelnictwo. Rozwinęłam się fotograficznie, co zaowocowało moim zapisaniem się do szkoły, z czego bardzo się cieszę i mocno mnie pochłania (z tego miejsca zapraszam na blog Pstryk z pasji, który prowadzę z moim chłopakiem). Miałam swoje cele, które po części zdołałam wykonać, a po części nie. Najważniejszym etapem tego roku była obrona pracy licencjackiej, obroniona na 5, więc mogę się już nazywać panią licencjat, co było przysporzone wieloma łzami, potem i bieganiem do ostatnich chwil. Zmieniałam wygląd bloga do takiego, który chyba zagości na dłużej, myślałam i wymyśliłam nad nową bardziej kojarzącą się z książkami nazwą, ale tej na razie nie zdradzę. Wraz z nadejściem nowego roku zawita na bloga. Mogło być gorzej, przeżyłam i jest dobrze! Oby kolejny rok był lepszy :)


Pandorum (2009)

PANDORUM
NIEMCY, USA | 2009
HORROR | AKCJA | SCI - FI
REŻYSERIA: CHRISTIAN ALVART
SCENARIUSZ: TRAVIS MILLOY

Dawno mi się nie zdarzyło, zupełnym przypadkiem obejrzeć film w telewizji. Oczekując, aż ciasto się wyrobi, włączyłam telewizor i pozostawiłam na tym kanale, co był. Rozpoczął się film, którego tytuł nic mi nie mówił, choć gdzieś coś dzwoniło – „Pandorum”. Przypuszczam, że film był dobrze reklamowany, albo gdzieś o nim czytałam. Postanowiłam obejrzeć.


Ziemia dogorywa. Ludzkość poszukuje nowej planety, na której mogłaby osiąść. Po latach poszukiwaniach sonda ląduje na planecie Tanis, gdzie odnajduje formy życia. Na planetę wyrusza statek Elysium z kolonią ludzi, którzy postanowili zasiedlić Tanis. Brzmi niewinnie, ale tak nie jest. Dwóch astronautów budzi się z hibernacji, nie wiedzą kim są, ani jaka jest ich misja. Bower wyrusza do reaktora, aby naprawić zasilanie i tym samym dowiedzieć się dokąd lecą i po co. Elysium skrywa jednak mroczną tajemnicę.

Podobno to horror sci – fi, jednak niezbyt przerażał mnie ten film. Oglądało się go dosyć przyjemnie, choć brała mnie już mała senność (z powodu godziny, a nie nudnej fabuły). W „Pandorum” cały czas coś się działo, tu coś wyskoczyło, tu pojawił się jakiś trup. Nie można było narzekać na nudę. Dawno nie oglądałam filmu science fiction, a na ten natrafiłam przypadkowo. Efekty nie były zbyt przerysowane, co lubię, trochę szerokiego kadru, niebieskie światła i muzyka potęgująca napięcie. Może nie jest to zbyt wyszukany i ambitny film, ale warty uwagi, choć nie do końca spodoba się wszystkim.


Co dla mnie było ciekawym zabiegiem, to tajemnica, która opiewała cały film. Co się stało i dlaczego tak jest? To pytania, na które poszukuje się odpowiedzi podczas oglądania filmu. Lubię, kiedy w filmach nie od razu jest wszystko wiadomo, a i na sam koniec, także nie dostajemy pełnej odpowiedzi na nurtujące nas pytania. Podczas oglądania Pandorum” nasuwało mi się podobieństwo do serii o Obcym, czy do Prometeusza”, tajemnica, dziwne wydarzenia i coś niepokojącego.


Oczywiście Pandorum” nie jest filmem, który spodoba się każdemu. Nie oszukujmy się, nie każdy gustuje w filmach sci – fi, bo choć filmweb mówi, że to horror, ja na nim nie bałam się w ogóle. Warty uwagi, jeżeli nie oczekujemy zbyt wiele. Po prostu dobry film science – fiction nic więcej.

______________________________________________________
Zapraszam do udziału w konkursie:

Leszek Gnoiński, Marek Piekarczyk - Zwierzenia kontestatora



Marek Piekarczyk. Osoba dla większości znana głównie z programu „The Voice of Poland”, o którym jeśli ktoś nie ogląda to na pewno słyszał. Osoba, która może fascynować i na pewno wzbudza sympatię. Niejednokrotnie słyszałam, że pan Marek jest osobą serdeczną i miłą i to z pierwszej ręki, nie od kogoś, kto słyszał to od kogoś. Postanowiłam sięgnąć po biografię pana Piekarczyka, bo choć poznaję muzykę TSA, bo zawsze znałam ją pobieżnie, to jednak jego osoba jest intrygująca.

Ciężko jest ocenić czyjaś biografię, bo ciężko jest ocenić czyjeś życie, dlatego kwestie tego co zostało w książce powiedziane po prostu pominę. „Zwierzenia kontestatora” to biografia przedstawiona w formie wywiadu, osobiście nie spotkałam się jeszcze z taką formą życiorysu, ale bardzo przyjemnie czytało się i odbierało to co opowiadał i przekazywał pan Piekarczyk.

Co najważniejsze biografia przedstawiona w taki sposób nie nużyła, a wręcz przeciwnie ciekawiła. Pomimo tego, iż książka była dość pokaźnych rozmiarów, zabierałam ją ze sobą na uczelnię i czytałam w pociągu. Z całą pewnością mogę powiedzieć, że „Zwierzenia kontestatora” to bardzo osobisty wywiad Marka Piekarczyka z Leszkiem Gnoińskim, jednak i tak pan Piekarczyk zachował swoją prywatną sferę dla siebie. Opowiadał on o tym jak to się stało, że został członkiem TSA, a także trafił do „The Voice of Poland”, mówił także o swoim życiu w Stanach Zjednoczonych, gdzie żył imając się różnych zawodów i roli w „Jesus Christ Superstar”.


Forma w jakiej cała biografia pana Marka powstała sprawiła, że książkę chciało i nie chciało się kończyć. Czytało się ją z przyjemnością, a wspominana już przez mnie forma, wcale nie zmuszała do dokończenia rozdziału, można było zatrzymać się na danym pytaniu i później rozpocząć od miejsca, w którym się skończyło, bez urywania sobie wątku. Bardzo podobało mi się to, że na początku każdego rozdziału znajdowaliśmy cytat z piosenek, których autorem był sam pan Marek (chyba, że zaznaczono inaczej). „Zwierzenia kontestatora”to pozycja obowiązkowa dla tych, którzy choć trochę cenią sobie twórczość TSA i pana Marka, ale tacy którzy polubili go przy oglądaniu programu o którym była mowa. Wiem jedno po przeczytaniu tej książki, że pan Piekarczyk jest postacią barwną, od której wielu z nas mogłoby się sporo nauczyć.

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu:



_____________________________________________________
Zapraszam do konkursu:


KONKURS - ROZDAWAJKA NOWOROCZNA

Witajcie!
Dzisiaj przygotowałam dla Was konkurs, tego jeszcze u mnie nie było. Zbliżają się święta, więc postanowiłam, że będzie to dobry czas na zorganizowanie właśnie takiej rozrywki. Zasady są proste, do jednej osoby trafi nowy Poradnik Pozytywnego Myślenia, nieczytany. Czas na zgłoszenia macie do 31.12.2014 r., ogłoszenie konkursu nastąpi  kilka dni po nowym roku (pomiędzy 01.01. - 03.01.2015 r.). Zaś aby wygrać należy odpowiedzieć na krótkie pytanie, oraz napisać swój adres e - mail:

Jaki jest mój sposób na pozytywne myślenie?


Regulamin:

  1. Organizatorem konkursu jest Ola z bloga Sometimes I feel that I'm going to another world.
  2. Aby wziąć udział w konkursie należy odpowiedzieć na pytanie konkursowe: Jaki jest mój sposób na pozytywne myślenie?.
  3. Konkurs trwa od dnia ogłoszenia (22.12.2014r.) do 31.12.2014 r.
  4. Wyniki zostaną ogłoszone najpóźniej 03.01.2015 r. Ze zwycięzcą skontaktują się drogą mailową. W momencie braku odpowiedzi od zwycięzcy zostanie wytypowany ktoś inny.
  5. Adres wysyłkowy musi znajdować się na terenie Polski.
  6. Przesyłkę wyślę do dwóch dni od momentu otrzymania adresu zwycięzcy.
Zachęcam do wstawienia baneru na swojego bloga:



Spraw sobie prezent na nowy rok!

Moje czytelnicze nawyki [TAG]

Ostatnio na wielu blogach czytam o czytelniczych nawykach i zaczęłam się zastanawiać, jakie są moje, dlatego też postanowiłam podzielić się swoimi nawykami, Nie przedłużając zapraszam do moich odpowiedzi.

1. Czy masz w domu konkretne miejsce do czytania? 

Trudno odpowiedzieć jednoznacznie. Najbardziej kocham czytać w moim łóżku, ale i fotel w "salonie" jest ulubionym miejscem. Generalnie jednak, na upartego jestem w stanie czytać, nawet w łazience, ale nie podczas kąpieli.

2. Czy w trakcie czytania używasz zakładki, czy przypadkowych świstków papieru? 

Mam kilka zakładek, czytając jakąś książkę używam zawsze jednej ulubionej, a kiedy się zniszczy znajduje następną. Kiedy czytam więcej, niż jedna książka, wtedy używam świstków (bilety, paragony etc.) lub wynajduje inną zakładkę. Zdecydowanie jednak, wolę zakładki:)

3. Czy możesz po prostu skończyć czytać książkę? Czy musisz dojść do końca rozdziału, okrągłej liczby stron? 

Lubię czytać przed snem i najczęściej doczytuje książkę do końca rozdziału, bądź podrozdziału. Czasami jednak, kiedy bierze mnie senność to kończę w momencie, w którym jestem.

4. Czy pijesz albo jesz w trakcie czytania książki? 

Wszystko zależy od miejsca. Gdy mam możliwość położenia gdzieś kubka piję kawę lub herbatę (bardzo lubię popijać coś czytając), jestem ciamajdą i wylewam zawartość kubka na książkę w inych przypadkach (sprawdzone) zdarza mi się jeść, ale bardzo sporadycznie.

5. Czy jesteś wielozadaniowa? Potrafisz słuchać muzyki lub oglądać film w trakcie czytania? 

Oglądanie filmu i czytanie to nie dla mnie. Albo jedno, albo drugie. Zdarza mi się jednak dobrać muzykę do książki, która leci mi w trakcie czytania.

6. Czy czytasz jedną książkę, czy kilka na raz? 

Kilka na raz. Jak mam grubą księgę to czytam ją w domu, a mniejszą zabieram w podróże małe i duże. Tak dla wygody.

7. Czy czytasz w domu, czy gdziekolwiek? 

Mogę czytać wszędzie, w domu, pociągu, na stacji, na wykładzie ( :) ). Jedynie nie czytam w wannie, podczas kąpieli. 

8. Czytasz na głos, czy w myślach? 

W myślach. Na głos czytam tylko notatki lub jak jakiś fragment mnie zainteresował i chcę go komuś przeczytać.

9. Czy czytasz naprzód, poznając zakończenie? Pomijasz fragmenty książki? 

Będąc szczera... nie. Nie lubię czytać do przodu, ani nie pomijam fragmentów. Przy długich opisach zagryzam zęby i czytam :)

10. Czy zginasz grzbiet książki? 

Staram się tego nie robić, ale wszystko zależy od wydania i grubości książki. O książki dbam jak o coś najcenniejszego i bardzo się frustruje, kiedy mi się pozginają rogi.

Dodatek od Aleksandry:

Uwielbiam książki w kieszonkowych wydaniach. Wiem, że czcionka mniejsza, ale kocham to, że mieszczą mi się do do każdej torebki i nie muszę nosić kilogramów. Lubię książki ze okładką ze skrzydełkami, bo czasem zastępują mi zakładkę. Nie znoszę, kiedy książka jest w dużym formacie, bo mam problem się z nią usadowić, nie mówiąc już o zabraniu gdziekolwiek. Marzy mi się czytnik zdecydowanie (i czemu nie umieściłam go w chcewajkach, sama nie wiem).

A jakie są wasze czytelnicze nawyki? Zapraszam do dyskusji i czekam na Wasze odpowiedzi.

Jo Nesbø - Trzeci klucz


Czy w napadzie na bank może się kryć coś więcej, aniżeli wyłącznie chęć zdobycia większej sumy pieniędzy? Raczej słysząc o napadzie na bank spodziewamy się, że ktoś napadł na bank, aby ukraść parę tysięcy albo i więcej, bo zmusiła go sytuacja, bo lubi czuć adrenalinę związaną z napadem.


„Trzeci klucz” to moja trzecia powieść Jo Nesbø, po którą sięgnęłam. Podchodziłam do niej z lekkimi obawami, że tym razem norweski pisarz mnie zawiedzie lub książka okaże się schematyczna do pozostałych jego książek o Harry’m Hole (bo innych jak dotąd nie czytałam). Czytałam „Trzeci klucz” długi czas (jak dla mnie), ale coś mnie blokuje przed szybkim czytaniem kryminałów. Jakie jednak wrażenia odniosłam po lekturze czwartej części o policjancie z Oslo?

Harry próbuje ustalić kto stoi za zagadkowym napadem na bank, podczas którego ginie pracująca tam kobieta. W tym samym czasie Hole odwiedza swoją dawną przyjaciółkę, która jednak parę godzin po jego wyjściu zostaje znaleziona martwa. Komisarz zamiast łowcy staje się ściąganym, gdyż jest on ostatnią osobą, z którą widziała się znaleziona kobieta. Czy to rzeczywiście Hole jest zabójcą? I kto stoi za napadem?

„Trzeci klucz” to książka pełna nieoczekiwanych zwrotów akcji. Zapewniła mi spore emocje, a także wymyślona przez Nesbø zagadka kryminalna mocno mnie zastanawiała. Nie spodziewałam się tego co znalazłam na kartach tej powieści. Mogę śmiało powiedzieć, że kolejna książka norweskiego pisarza bardzo mi się podobała. Zdobyła ona moje serce głównie tym, że nie była ona schematem, a miała nieco inną formę. Długo nie mogłam jednak, wejść w fabułę „Trzeciego klucza”, koniec końców udało mi się całkowicie poddać się historii, którą miałam przed oczami. Bardziej do gustu przypadło mi „Czerwone gardło” i „Karaluchy”, choć z drugiej cały finał „Trzeciego klucza” bardzo mnie zaskoczył.


Śmiało mogę polecić tę książkę fanom kryminału, gdyż akcja jest wartka, ale owiana sporą tajemnicą. Nie można się podczas lektury nudzić, a sam fakt poznania kto stoi za tym wszystkim powoduje, że z większą chęcią przewracamy karty książki.

Książka przeczytana w ramach wyzwań:

Chcewajki użytkowe

Witajcie!
Prezentowałam ostatnio moje chcewajki książkowe, a dzisiaj przyszła pora na drugą cześć postu o chcewajkach, czyli chcewajki użytkowe, czyli wszelkiej maści produkty, które bardzo ułatwiłby mi życie. Wybrałam tylko te rzeczy "must have", podobnie zresztą jak przy książkach, jednak niestety ceny większości tych produktów przekraczają budżet mój i moich bliskich. Pomarzyć jednak można, a przy odrobinie wysiłku są to przedmioty do kupienia. Są to produkty zróżnicowane i nie znajdziemy tutaj jednej kategorii, choć co stanowi większość da się lekko zauważyć.
Regał na książki
Nie mam już gdzie trzymać swoich książek! Nowo przybyłe dostają miejsce na tych, które "miały szczęście", a i w tej pozycji już brakuje miejsc, a więc regał na książki potrzebny od zaraz (wszystko byłoby prostsze, gdyby znalazło się miejsce)

Telefon komórkowy
Nie od dziś wiadomo, że Ola wielką psują jest. Chciała nowy dla wygody, ale wyszło tak, że nowy potrzebny od zaraz bo swój zalała i głośnik nie działa, a więc coś nowego by się przydało (najlepiej to to ze zdjęcia). Plan jest, wystarczy tylko przystąpić do realizacji (którą niestety trzeba rozłożyć w czasie), ale telefon w chcewajkach użytkowych znaleźć się musiał.

Obiektyw
Tak, kitowy obiektyw nie wystarczy, kiedy ma się tak ambitne plany. Na początek znalazłam taki w przystępnej cenie, który z pewnością mi się przyda, nie tylko podczas zajęć szkolnych, ale również podczas realizacji własnych projektów czy sesji. Stałogniskowa 50 - tka, powinna spisać się dobrze.

Blenda fotograficzna
Przy pewnych rodzajach zdjęć bardzo użyteczna. Ciągle wypada coś ważniejszego i jej nie kupuję (teraz były to nowe szkła do okularów). Chcę się rozwijać, więc na początek chciałabym skompletować te podstawowe gadżety.




Plecak
Czasem po prostu nie jest mi wygodnie z torbą czy torebką, więc z przyjemnością przygarnęłabym plecak. Mam jeden, ale mocno wysłużony i strach włożyć do niego cenniejsze przedmioty. Taki trochę w stylu vintage byłby jak znalazł. Kupuje go i kupuje i zawsze coś wypada, podobnie jak z blendą.

Osłona na obiektyw
Już doświadczyłam jak uciążliwe potrafią być promienie słoneczne na zdjęciach, dlatego osłona przeciwsłoneczna znaleźć się tutaj musiała. Nie jest to wydatek duży, więc mam nadzieję, że niedługo będę mogła się zaopatrzyć w taki mały gadżet.

Soczewka makro
Lubię robić zdjęcia makro, ale wolę zainwestować w obiektyw portretowy, aniżeli ten dedykowany do zdjęć makro. Tutaj z chęcią przygarnęłaby soczewki, które powiększą, a będę mogła założyć je na ten posiadany.







To chyba wszystkie moje chcewajki, które pozwoliłam nazwać sobie użytkowymi. Większość stanowią gadżety fotograficzne, bo trzeba przyznać podstawowe elementy chciałabym sobie skompletować, ale także pocieszyć moje ambicje. Jednak to nie tylko fotografia, ale także inne mniej lub ważniejsze rzeczy, na pewno półka/regał jest elementem bardzo potrzebnym, bo nie mogę patrzeć na takie ułożenie ksiażek.


Stosik listopadowy #21 (#9/2014)

Witajcie!
Nienawidzę szczerze listopada 2014, mówię to otwarcie i bez zawahania. Najgorszy możliwy miesiąc, choć przyjemne i radosne chwile też były. Czytelniczko kiepsko, bo jakoś tegoroczna jesień mi nie sprzyja i się tylko zastanawiam, czy rzeczywiście mam tak mało czasu na czytanie ogólnie, czy ja mam jakiś czytelniczy kryzys. Na całe szczęście oko ucieszyły nowe nabytki książkowe, w połowie przeczytane. Mam nadzieję, że nowy rok (bo nie liczę już na grudzień: prace semestralne, kolokwia i inne cuda tworzone na zaliczenie mnie "zabiją"). Cztery nowe książki to może nie dużo, ale patrząc na to, że mam małą (o dużo za małą) półkę i się na niej nie mieszczą to w sam raz, a i dla mnie to i tak duża liczba. Nawiasem zdjęcie stosowe wyszło mi takie szaro - bure, jaki nastrój takie zdjęcie (?).

Po pierwsze książki od Wydawnictwa Sine Qua Non:



Zacznę od lewej:
Marek Piekarczyk w rozmowie z Leszkiem Gnoińskim - Zwierzenia kontestatora 
Chętnie sięgam po biografię, jeżeli mam tak okazję, tym bardziej jeżeli dotyczą one osób, które sobie cenię. Jak więc mogłam obojętnie "przejść" obok biografii Marka Piekarczyka wokalisty TSA?

Ciekawość związana z RPA zaowocowała pojawieniem się tej książki na mojej półce. Jej lektura już za mną, także odsyłam do recenzji (wystarczy kliknąć w tytuł).

Poradnik modowy, który już przeprowadził rewolucję w mojej szafie. Bardzo przydatna pozycja na półce, która oprócz tego, że "doradza" to również trochę bawi. Książka już przeczytana, do której z pewnością będę wracać (o ile moja siostra nie zabierze jej ze sobą). 

Po drugie zakupy własne:


Stephen King - Carrie
Widoczną na zdjęciu książkę chciałam od... bardzo dawna. Wystarczyło wyjść do pewnego sklepu po bułki, żeby następnego dnia wrócić do niego z zamiarem zakupu książki. Moje ulubione kieszonkowe wydanie, okładka niefilmowa i kolejna książka Kinga do kolekcji. (tylko zdjęcie mi się jakoś nie podoba...)

A Wy czytaliście którąś z tych książek? Może jakaś Was szczególnie interesuje?


Charlize Mystery (Karolina Gliniecka) - (Nie)mam się w co ubrać


Komu z nas nie zdarzyło się zaliczyć modowej wpadki? Ile razy oczarowane sukienką (no nie tylko, ale z nimi bywa duży problem) w magazynie i na wieszaku bez wahania zakupiłyśmy ją, a w domu okazało się, że ona nam po prostu nie leży? Ile masz w domu ubrań, które kupiłaś na wyprzedaży, w second handzie, a tak naprawdę założyłaś je raz lub wcale? Może nie wiesz, jakie stroje pasują do Ciebie? Jeżeli, choć na jedno z tych pytań odpowiedziałaś twierdząco to książka Charlize Mystery, bloggerki modowej, przyjdzie Ci z pomocą.


Choć mam już trochę ponad dwadzieścia lat zdarza mi się zaliczyć modową wtopę. Ostatnio sporo schudłam, niecelowo i cały czas nie mogę się przyzwyczaić, że moje ulubione spodnie wiszą na mnie jak worek. Czasem mam problem ocenić czy dany model sukienki czy spodni mi pasuje, ale chyba każda z nas ma dylemat. „(Nie)mam się w co ubrać” to poradnik dla każdej świadomej konsumentki, która chce ładnie wyglądać i podobać się sobie i innym, w tym co ma na sobie. Na tym chyba nam zależy, prawda?

Książka Charlize Mystery została podzielona na kilka rozdziałów. Pierwszy dotyczy najczęściej spotykanych sylwetek kobiecych. Dostajemy tutaj wskazówki co przy danej figurze powinnyśmy nosić, aby podkreślić nasze atuty, a czego unikać, żeby ukryć to z czego nie jesteśmy zbyt dumne. Kolejny rozdział to przegląd ubrań, które mamy z całą pewnością w szafie: spodni, koszul, bluz, swetrów. Poznajemy rodzaje, a także historię danej części garderoby. Przychodzi pora na obuwie, a także różnej maści dodatki, które należy dobierać do konkretnych stylizacji. Dowiemy się nieco o materiałach i na co zwracać uwagę przy zakupie ubrań. Na samym końcu autorka prezentuje nam kilka części garderoby, które powinny znaleźć się w szafie każdej kobiety. Poznajemy także jak należy się ubrać na konkretne okazje i z obowiązującym dress code'm.

Za książkę zabrałam się po przeglądzie spisu treści, byłam pewna, że jej czytanie zajmie mi wieki i nic z niej nie wyniosę. Choć to poradnik, nie bójmy się tak mówić o tej książce, czytało się ją lekko i szybko. Nawet nie wiem jak to się stało, że w jeden dzień dobrnęłam do końca. Jest to na pewno pozycja, do której się wraca. Już w trakcie czytania zrobiłam sobie przerwę i zrobiłam porządek w szafie, gdzie trzymam sukienki i koszule i wiecie, co w końcu bez sentymentu pozbyłam się tych, które ostatni raz miałam na sobie w czasach liceum. A czekają na mnie jeszcze koszulki, których mam sporo, a duża część po znacznym spadku mojej wagi jest po prostu zbyt duża. Wiem, że czekają mnie zakupy, które będą dokładnie przemyślane.


Polecam tej książkę każdej kobiecie, nie ważne na wiek, która chce ładnie prezentować się w tym co nosi. Panuje od lat przysłowie: "jak Cię widzą, tak Cię piszą". Oczywiście nie znaczy to, że mamy teraz ubierać się wyłącznie w markowe ubrania prosto wielkich domów mody, ale „za grosze” można wysłać perełki, które dodadzą nam uroku. Znając realia pewne stanę przed szafą ze słowami: „Nie mam się w co ubrać!”, ale po dłuższym namyśleniu dojdę do wniosku, że mogę połączyć tę koszulę z tamtymi jeansami, a do tego dodać szpilki i mam outfit gotowy. Będę wracała do książki Charlize Mystery przed zakupami, albo też chcąc zmotywować się do przejrzenia szafy. Bo świadomość tego co w niej mamy znacznie ułatwia sprawę przy tworzeniu stylizacji.

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję:


Pokochaj fotografie (numer 18)

O tym, że fotografia to część mojego życia już na pewno wspomniałam. Niedawno poszukując inspiracji, ale także wskazówek, aby być lepszą w tym co robię natknęłam się na darmowy magazyn fotograficzny o tytule Pokochaj fotografie. Chciałabym opowiedzieć o numerze osiemnastym, który na razie przeczytałam.


To magazyn pełen fotografii, które inspirują. Przede wszystkim nie ma są tutaj publikowane zdjęcia znanych i rozpoznawalnych fotografów, ale ludzi, którzy traktują fotografię nie tyle, co zawodowo, co hobbistycznie.

Każdą stronę na tablecie na której znajdowały się zdjęcia obserwowałam dokładnie i chłonęłam wszystkie szczegóły. Co prawda nie znajdziemy tutaj wskazówek bezpośrednich jak robić zdjęcia, ale dużo inspiracji na to jakie zdjęcia możemy robić.

Ogromnym atutem całego magazynu jest to, że jest darmowy, a ponadto na stronie pokochajfotografie.pl znajdziemy także filmy, które nauczą nas wielu przydatnych fotografowi wiadomości.

Jestem w trakcie czytania numerów wcześniejszych i z niecierpliwością czekam na kolejny numer. Wydaje mi się, że jest to magazyn, który nie jest kierowany wyłącznie do osób, które wiążą z fotografią szersze plany, ale także tych, którzy robią zdjęcia na wakacjach, czy przy innych okazjach,

Łukasz Orbitowski - Zapiski nosorożca. Moja podróż po drogach, bezdrożach i legendach Afryki.


Republika Południowej Afryki. Jakie jest nasze pierwsze skojarzenie z tym państwem? Apartheid, Nelson Mendala. Jest to kraj, który fascynuje, ale też jest pełen tajemnic. Wyobrażenia kogoś kto tam nigdy nie był są wielkie, dlatego z przyjemnością sięgnęłam po książkę Łukasza Orbitowskiego „Zapiski nosorożca. Moja podróż po drogach, bezdrożach i legendach Afryki”, aby choć w małym stopniu poznać RPA.


Z twórczością Łukasza Orbitowskiego zetknęłam się po raz pierwszy i bardzo dobrze, że miałam okazję poznać tego autora, właśnie za sprawą „Zapisków nosorożca”. Całość czytało się bardzo przyjemnie i niemal czuło się jak w Afryce, ale o tym za chwilę.

„Zapiski nosorożca” nie są typową podróżniczą książką, co jednak wyłącznie nadaje jej uroku. Autor opisuje swoje wrażenia z podróży, zupełnie prywatnej, do RPA. Co ciekawe nie ma tutaj wyłącznie opisywania przeżyć, ale przede wszystkim (zresztą jak widać w tytule) legend RPA. Legendy wraz z opowieścią wydarzeń wzajemnie się przeplatały.

Książkę czytało się naprawdę przyjemnie, bowiem Łukasz Orbitowski przybliżył w pewnym stopniu ten afrykański kraj. Zawarte w „Zapiskach nosorożca” legendy wzbudzały zainteresowanie i świetnie wpasowały się w całą tematykę książki. Nie można było się nudzić podczas lektury, a kiedy dobrnęłam do końca byłam zasmucona, że to już koniec. Książki podróżnicze wpadają mi w ręce rzadko, ale kiedy już tak się dzieje zachwycają mnie do reszty. Chłonęłam rozdział za rozdziałem z wypiekami na twarzy.

Oczywiście nie jest to typ, który każdemu przypadnie do gustu. Trzeba to jednak powiedzieć, że książka Łukasza Orbitowskiego to niestandardowa wersja książki podróżniczej, bowiem autor nie opisuje nam konkretnych kulturowych zachowań mieszkańców, ale pokazuje świat widziany swoimi oczami, a kulturowy wydźwięk „Zapisków nosorożca” otrzymujemy za sprawą przytaczanych przez niego legend i mitów. Myślę, że warto zapoznać się z tą książką między innymi za jej inność, ale też za sposób w jaki całość jest opisana, bo język odgrywa tutaj znaczącą rolę.


Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu:

Chcewajki książkowe

Witajcie!

Dzisiaj pragnę zaprezentować kilka książek (początkowo myślałam o dziesięciu, ale wybrałam te najbardziej must have i oto są), które bardzo chciałabym posiadać na swojej półce. Zbliżają się moje urodziny, a i do świąt pozostał miesiąc, więc postanowiłam zaprezentować te pozycje, które mnie kuszą już od dawna, lub też dopiero zaczęły. Nigdy nie mam dość nowych książek i chętnie je przyjmuje, a nieraz to trzeba mnie siłą odciągać od półki (o czym przekonał się już doskonale mój D.) w sklepie. Nie przedłużając zapraszam do kilku najbardziej pożądanych przez mnie książek.


Zacznę od książki polskiej autorki, której twórczość bardzo chcę poznać. Pozycja zaintrygowała mnie bardzo po recenzji Esy i od tej pory usilnie rozglądam się za tą pozycją. Jest to Inframundo M.A. Trzeciak. Książkę tą bardzo chcę przeczytać i z chęcią zobaczyłabym ją na swojej półce.

Jak mogliście już z pewnością zauważyć lub też nie, bardzo lubię książki Stephena Kinga. Jak tylko trafia mi się okazja zakupu jakieś której nie czytałam bez wahania ją kupuje. Jest jednak pozycja, która szczególnie mnie intryguje i której jak na złość nie mogę nigdzie znaleźć. Zielona mila to właśnie ta powieść, która jest bardzo przez mnie pożądana i która bardzo ucieszyłaby moje oko na kingowskiej półce. I fakt jest taki, że najbardziej ucieszyłaby mnie wersja z okładką niefilmową, ale ważna jest treść, a nie okładka.

Kryminały, thrillery to książki po które sięgam chętnie. Jakiś czas temu skusiłam się na zakup pozycji pod tytułem Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet. Jako, że nie lubię zaczynać książki, której kontynuacji nie mam na półce, a jest ona dostępna na rynku. Dlatego też Dziewczyna, która igrała z ogniem oraz Zamek z piasku, który runął należą do moich chcewajek. Jest to trylogia, która zbiera wiele pozytywnych opinii i którą warto poznać, dlatego chciałabym, aby dopełniła się moja półka o te dwa tomy.

Dawno, dawno temu wspominałam o książce Chata, którą czytałam równie dawno. Wiem o istnieniu kolejnej części, którą to bardzo chętnie bym przygarnęła. Są to Rozdroża, mam nadzieję, że i ta powieść wywoła we mnie tyle emocji, ile Chata.

Są książki, do których podchodzę inaczej, ale z których wyciągam dużo dużo więcej. Właśnie najnowsza książka Szymona Hołowni pod tytułem Holyfood należy do tej kategorii. Jest to pozycja, która myślę, że rozjaśniła by mi troszeczkę pewne nurtujące mnie kwestie, która naprowadziłaby mnie na pewne wnioski.

Jest jeszcze jedna książka Stephena Kinga, którą chętnie bym przygarnęła. Mowa tutaj o najnowszej powieści króla horroru, czyli Przebudzenia, książka ta bardzo mnie intryguje i zastanawia. Oczekiwałam jej chyba bardziej, aniżeli znajdującego się już na mojej półce Pana Mercedesa, który jakiś czas już czeka na swoją kolej.

Jestem w trakcie czytania książki Łukasza Orbitowskiego Zapiski nosorożca, która mnie powala, dlatego też z przyjemnością zapoznałabym się z innymi książkami autora. Najbardziej przywołuje mnie ta najgłośniejsza, czyli Szczęśliwa ziemia.








A Wy czytaliście, którąś z tych książek? A może też chcielibyście posiadać na swojej półce którąś?

Misery (1990)

USA | 1990
THRILLER
REŻYSERIA: ROB REINER
SCENARIUSZ: WILLIAM GOLDMAN
NA PODSTAWIE POWIEŚCI STEPHENA KINGA


UWAGA! RECENZJA MOŻE ZAWIERAĆ SPOILERY! UWAGA!

Jak zdążyliście już pewno zauważyć, mam taki nawyk, że po obejrzeniu książki, która wywarła na mnie pozytywne wrażenie, zabieram się niemal od razu za ekranizację. Stało się tak i również z „Misery”, której recenzje mogliście przeczytać przed kilkoma dniami.


Paul Sheldon właśnie skończył swoją najnowszą książkę i śpieszy na spotkanie z wydawcą. Nie spodziewa się jednak zamieci śnieżnej, która doprowadza do wypadku pisarza. Ratuje go Annie Wilkes, była pielęgniarka opatruje jego rany. Koszmar autora zaczyna się w momencie, kiedy jego opiekunka wraca z najnowszą powieścią o Misery Chastain.

Z ekranizacjami w moim przypadku bywa różnie, jedne przypadają mi do gustu bardziej, a inne mniej. Rzadko się zdarza, żebym przyznała, że filmowa wersja zachwyca mnie dogłębnie. „Misery”, choć w jakimś stopniu odbiegała od książkowego pierwowzoru, to jednak była filmem dobrze zrealizowanym i przyjemnym w odbiorze. Produkcje dobrze się oglądało, ale całość nie wywarła na mnie takiego wrażenia jak książka. W sumie tylko dwa wydarzenia zapadły mi szczególnie w pamięć, a mianowicie zmiażdżenie stóp Paulowi przez Annie oraz zamknięcie Paula w piwnicy i znalezienie go przez Bustera (choć wersja książkowa była bardziej przerażająca).


Zajmując się bohaterami, Annie z filmowej wersji była mało przerażająca, choć z pewnością i takiej nie chciałabym spotkać w swoim życiu. Zagranie osoby chorej psychicznie nie jest łatwym zadaniem, ale Kathy Bates porodziła sobie z tą rolą. Paula wyobrażałam sobie inaczej, podobnie jak Annie, jednakże James Caan jakoś się ledwo, bo ledwo zawarł w tym moich wyobrażeniowym świecie, a do jego gry nie mogę się doczepić.


Film jest dobry, ale bardziej zachwyca tego, który książki nie czytał [wiem z autopsji, pozdrowienia dla D.]. Książka wywarła na mnie niesamowite wrażenie, sprawiła, że bałam się ze spokojem zasnąć, a ekranizacja nie wzbudziła żadnych szczególnych emocji, choć we wspomnianej wcześniej scenie odwróciłam wzrok, nie ze strachu, a bólu. Niemniej polecam ten film, gdyż warto go obejrzeć.

Stosik październikowy #20 (#8/2014)

Witajcie!
Jakoś nie po drodze było mnie w październiku ze stosem. Nie pojawił się na czas z kilku względów: stresem przed egzaminem, przyjazdem siostry i paroma innymi przyjemnymi, bądź mniej wydarzeniami. Dopiero dzisiaj i to w godzinach takich, a nie innych znalazł się czas na stos październikowy. Ubogi, ale mnie bardzo cieszy. Październik był dla mnie czytelniczą klapą (więcej uwagi zyskała fotografia), a miałam do niego nadzieje spore. Nie przedłużając zapraszam do stosu.
Obie prezentowane przez mnie pozycje otrzymałam od Wydawnictwa M i obie mam zamiar przeczytać o ile czas pozwoli w najbliższym miesiącu:

Krzysztof Ziemiec - Rozmowy z dystansu
Ten zbiór rozmowa pana Ziemca z różnymi personami bardzo mnie zastanawia i intryguje. Mało, a praktycznie wcale od jakiegoś czasu sięgam po teksty publicystyczne, więc myślę, że ta książka może wiele zmienić.
Szymon J. Wróbel - Jego oczami
Ks. Tischnera znam doskonale, dotychczas jednak nie miałam okazji bliżej przyjrzeć się jego osobie. Cieszę się, że w moje ręce trafiła ta książka.

Czytaliście, którąś z książek? Macie może jakąś w planach?

Stephen King - Misery


Obłęd? Paranoja? Szaleństwo? Znamy te słowa, często w różnych sytuacjach pojawiają się w naszym słowniku, jednak czy potrafimy wyobrazić sobie życie pod opieką osoby obłąkanej? Choroba psychiczna może objawiać się różnorako, jeden będzie zamykał się w sobie i trwał w czasie nierzeczywistym, inny z kolei będzie agresywny, będzie zdolny do działań, których nasz umysł nie jest w stanie nawet sobie wyobrazić. Paul Sheldon znalazł się w potrzasku, sytuacji, która wydawała się beznadziejna, bo jego opiekunka – Annie Wilkes – była nieprzewidywalna. Właśnie to w wielkim skrócie znajdujemy w „Misery” Stephena Kinga, o którym dzisiaj pragnę opowiedzieć.


„Misery” to kolejna książka króla horroru, po którą ośmieliłam się sięgnąć. Gdzieś przeczytałam, że starsze powieści Stephena Kinga mają w sobie więcej grozy. Przeczytana przez mnie „Misery” do nich również należy. Wszystkie poprzednie „starsze” książki wywoływały o mnie gęsią skórkę i strach przed własnym cieniem („Lśnienie”, „Cmętaż zwierząt” ). Czy w przypadku „Misery” było tak samo?

Paul Sheldon jest pisarzem. Znany jest głównie z powieści o Misery Chastain, które jednak są tandetnymi romansidłami. Pewnego dnia postanawia napisać książkę, która nie będzie opowiadała o znanej i uwielbianej przez miliony kobiet bohaterce. Wracając z burzliwej nocy, ulega wypadkowi. Znajduje go jego zagorzała fanka Annie Wilkes, która bez wahania zabiera pisarza do domu, gdzie go pielęgnuje. Koszmar dla Paula Sheldona zaczyna się w momencie, kiedy jego opiekunka wraca do domu z ostatnią częścią przygód Misery.

Wymagałam od „Misery” dosyć dużo. Raz, bo to kolejna książka Stephena Kinga, po którą sięgnęłam. A dwa, że naczytałam się, że te starsze są lepsze, bardziej straszniejsze i tak dalej. Zaczynałam czytać tę książkę z lekkimi obawami, że niekoronowany król horroru tym razem mnie zachwyci, no i jak zawsze obawiałam się samej treści (do dziś nie wiem, dlaczego czytam horrory, skoro do wersji filmowej trzeba mnie zmuszać). Nie miałam problemów w wczucie się w treść powieści i potwierdziły się moje obawy co do straszności „Misery”. Bałam się, każdy szelest zmagał moją czujność i niepewnie z bijącym sercem obserwowałam otoczenie. Tak, „Misery” zdecydowanie mi się podobało. Miało to, czego w takich książkach lubię: tajemnicę, szaleństwo oraz nieprzewidywalność.


Ta powieść Stephena Kinga nabawiła mnie krótkotrwałej psychozy, podobnie jak przeczytane przez mnie przed rokiem „Lśnienie”. Warto było sięgnąć po ten tytuł, bo moje obawy były wręcz nieuzasadnione.

Krzystof Koehler - Wnuczka Raguela


Ile razy przechodząc po ulicy natykamy się na człowieka bezdomnego? Ile raz ten „menel” podszedł do nas pytając o coś do zjedzenia czy parę groszy? Nie wierzę, że jest osoba, która choć na jedno z tych pytań nie odpowiedziała twierdząco. Z bezdomnością spotykamy się niemal codziennie, ale czy ktoś z nas zastanawia się nad tym, co sprawiło, że owi ludzie znaleźli się na ulicy. Owszem wielu ludzi mieszkających byle gdzie można połączyć ze słowem „alkohol”, jednak nie wszystkich bezdomnych charakteryzuje uzależnienie od wszelakich używek. Krzysztof Koehler postanowił w swojej książce przedstawić właśnie temat bezdomności, który do tematów łatwych i przyjemnych (w moim odczuciu) nie należy.


„Wnuczka Raguela” to książka, która intryguje i po swoim tytule nie zdradza, czego możemy się spodziewać. Bezdomność jest tematem, który wzbudza wiele kontrowersji, a w okresie zimowym często jest poruszany. Krzysztof Koehler w swojej książce stara się przekazać treści, które mają pozwolić czytelnikowi nad zastanowieniem się nad tym „zjawiskiem” – kontrowersyjnym i wzbudzającym skrajne emocje.

Bohaterami „Wnuczku Raguela” jest dwójka młodych ludzi, bezdomnych. Nie poznajemy ich imion, są dla nas chłopakiem i dziewczyną. Wędrują oni po całej Polsce, ale ich życie nie należy do łatwych. Muszą zmagać się z nieżyczliwością, ale także pokazują, że bezdomny to nie pijak, który cokolwiek dostanie przepija, ale ktoś, który z smutnych powodów, trafia na ulicę. „Wnuczka Raguela” to opowieść o tym, że człowiek, każdy jest w stanie podjąć odpowiedzialność za drugiego. To historia o dwójce młodych ludzi, którzy mają szansę na inne życie, ale ciężko wyjść z dołka, kiedy się już w niego wpadło.

„Wnuczka Raguela” to książka niełatwa, mająca podłoże psychologiczne. Zmusza do refleksji i zastanowienia, a może nawet dostrzeżenia problemu bezdomności wokół nas. Uważam, że nie przypadkowa była anonimowość głównych bohaterów, to, że nie poznajemy ich imion wskazuje na to, że taki ktoś może być obok nas i potrzebować naszej pomocy. Całą historie, którą ukazał Krzysztof Koehler czytało się dobrze, nie męczyło się podczas lektury, może z powodów, że akcja odgrywała się w rzeczywistym czasie. Jeżeli zastanawiacie się nad tą książką i nie boicie wzruszeń to zachęcam do przeczytania.

 Za możliwość przeczytania książki dziękuję:

















Alice Munro - Drogie życie


Życie potrafi zaskakiwać. Nieraz jesteśmy zdolni do namiętności, o których siebie nie podejrzewaliśmy. Czasami zdarza się tragedia, która na zawsze zmienia nasz pogląd na świat. Jedno wydarzenie obraca całe nasze wyobrażenia do góry nogami, zmienia wszystko burząc poukładane życie. „Drogie życie” to opowiadania o tym wszystkim, co przydarza się nam codziennie, ale też i „od święta”.


Alice Munro w swoim zbiorze porusza tematy namiętności, choroby, śmierci, itd., czyli mówiąc krótko szeroko pojętego życia. W „Drogie życie” mamy przed sobą czternaście opowiadań, pierwsze dziesięć są zupełnie niepowiązanymi ze sobą historiami, spośród których niektóre zapadają w pamięci, a inne nie. Ostatnie cztery, choć opowiadające zupełnie inne wydarzenia powiązane są ze sobą emocjonalnie, na co we wstępie do nich zwróciła uwagę autorka.

Krótko przytoczę te historie, które w jakiś szczególny sposób zwróciły moją uwagę. „Corrie” opowiada o zamożnej kobiecie, która to ma romans z pewnym mężczyzną, żonatym z inną kobietą. Ich związek pełen jest namiętności. Nie wiem, co mnie tak bardzo poruszyło w tej historii, która sama w sobie atrakcyjna nie jest. Tytułowa Corrie jest trochę rozpieszczonym dzieckiem, które lubi dostawać to czego chce, jej związek z Howardem ma formułę mocno fizyczną i mało w nim prawdziwej miłości. Wydaje mi się, że w tej historii poruszyło mnie to w jaki sposób autorka przedstawiła tę „miłość”.
Kolejne z opowiadań, która bardzo mnie poruszyło, chyba najbardziej ze wszystkich to „Żwir”. Historia opowiadana jest przez dziewczynę/kobietę, która wspomina nam o epizodzie w swoim życiu, kiedy mieszkała z matką, siostrą, psem i partnerem matki przy starej żwirowni w przyczepie. Matka pewnego dnia poznaje aktora teatru, z którym postanawia przeżyć życie jak artystka, wraz z córkami przenosi do przyczepy, aby żyć z dala od zgiełku miasta. Któregoś dnia wydarza się tragedia, która zmienia spostrzeżenia dziewczynki.
Ostatnie z pośród opowiadań to takie, które czytało mi się dosyć ciężko z racji podobieństwa do miejsca rzeczywistego (a dokładniej opuszczonego szpitala w Bielsku – Białej). „Amundsen” opowiada o nauczycielce, która przybywa właśnie do miasteczka z tytułu, gdzie znajduje się sanatorium dla dzieci chorych na gruźlicę. Jak można się domyślić ma uczyć te dzieci. Niespodziewanie dla niej samej pomiędzy nią, a stacjonującym tam doktorem nawiązuje się więź. Jednak co z tego wyniknie?

Nie będę tutaj opowiadać o każdym opowiadaniu zawartym w „Drogie życie”, dlatego też wyróżniłam te trzy, które w jakiś sposób na mnie wpłynęły. Uważam, że Alice Munro stworzyła historie, które urzekają głównie za swoją prostotę, ale mogą też za nią drażnić. Opowiadania te zmuszają do refleksji. Nieraz czytając je w pociągu po przeczytaniu danej historii zamykałam książkę i zastanawiałam się nad tym, co w danej chwili przeczytałam.


Na pewno warto było poświęcić czas na lekturze tego zbioru opowiadań Alice Munro, bowiem każda z historii dotyczyła aspektów życia codziennego, które każdy może doświadczyć lub już doświadczył. Myślę, że nie było to moje ostatnie spotkanie literackie z zeszłoroczną noblistką.

Książka przeczytana w ramach wyzwania:
Z PÓŁKI 2014

Stosik wrześniowy #19 (#7/2014)

Witajcie!
Jak ten czas pędzi! Jeszcze niedawno stresowałam się przed obroną, a tutaj już kończy się wrzesień i od czwartku rozpoczynam studia magisterskie. Jednak tutaj nie o tym, a o książkach, nabytkach czasowych i tymczasowych września. Nie przedłużając zapraszam do stosiku numer dziewiętnaście. 

Od Wydawnictwa M:

Niewielkich rozmiarów książka, która jednak wciąga i zachęca do refleksji, moją opinię na jej temat już możecie przeczytać.
Krzysztof Koehler - Wnuczka Raguela
Już miałam publikować stos, kiedy zadzwonił listonosz i przyniósł mi jeszcze jedną książkę od Wydawnictwa M, która naprawdę mnie intryguje.


Od wydawnictwa SQN:
Egzemplarz próbny, który dostałam do zrecenzowania przed premierą książki (która już 4 października), jeżeli chcielibyście kupić tą rewelacyjną książkę, możecie to zrobić już teraz w oficjalnej księgarni wydawnictwa. Z moją recenzją możecie się zapoznać, klikając oczywiście w tytuł książki.

Zakupy własne oraz książki pożyczone:

ks. Franciszek Blachnicki - Spojrzenia w świetle łaski
Bruno Ferrero - Ważna róża (zakup jeszcze sierpniowy)
Zbiór opowiadań już przeczytany, których nietypowa recenzja ukaże się za jakiś czas. 

A Wy czytaliście, którąś z tych książek? A może którąś macie w planach?

Robert Strand - W towarzystwie aniołów


Anioły, istoty niebieskie… wierzymy w ich istnienie, ale czy w naszym życiu spotkamy anioły? Czy to w ogóle możliwe? Czasami dzieje się coś czego nie jesteśmy w stanie logicznie wytłumaczyć, kiedy jedynym wytłumaczeniem jest działanie jakieś Siły. Autor książki „W towarzystwie aniołów” przekonuje, że to co przydarzyło się tym ludziom było spotkaniem z aniołem.

Kiedy „W towarzystwie aniołów” przybyło  do moich rąk zobaczyłam niewielkich rozmiarów książkę z intrygującą okładką. Niewiele czekając zabrałam się za to co Robert Strand chciał powiedzieć o aniołach. Przeczytałam pierwszy rozdział i wręcz z otwartymi ustami niedowierzania czytałam kolejne.


„W towarzystwie aniołów” to kilkanaście opowieści ludzi, takich jak ja czy Ty, którzy w swoim życiu zetknęli się z czymś niewytłumaczalnym. Twierdzą oni, że spotkali anioła, który uratował ich od jakiś negatywnych wydarzeń. Mnie osobiście dosyć mocno uderzyła opowieść o mężczyźnie, który poprosił matkę swojego kolegi o modlitwę, aby nie uległ pokusie i automatycznie poczuł niesamowitą ulgę jakiej nie czuł od lat. Podobnie było z historią, w której pewien pastor chciał zadzwonić do żony, ale ta nie odbierała, kiedy w końcu się dodzwonił ta, powiedziała mu, że dopiero teraz telefon zadzwonił. Okazało się, że pastor zadzwonił do pewnego mężczyzny, który chciał popełnić samobójstwo, a telefon, który zadzwonił uchronił go od tego. Opowiedziana jest także historia spotkania z aniołem samego ojca Ameryki – Jerzego Waszyngtona.

W historie zebrane przez Roberta Stranda można wierzyć albo nie. Można je wpisać między bajki, ale można też w nie uwierzyć. Ja należę do osób, które wierzą w te historie,  bo sama przeżyłam coś, czego nauką nie wytłumaczymy. „W towarzystwie aniołów” to nie tylko opowiadanie o spotkaniach z istotami niebieskimi to także okazja do refleksji nad swoją wiarą, bowiem po każdym rozdziale mamy okazję zastanowić się nad przeczytanym słowem, a z pomocą nam idzie adekwatny cytat z Pisma Świętego, czyli Żywe Słowo Boga oraz krótkie pytania.

Uważam, że książka Roberta Stranda może trafić do każdego, w którym tli się choć mała wiara, a nawet może tego całkowicie niewierzącego? Ja, po przeczytaniu „W towarzystwie aniołów” mam jeszcze więcej pytań bez odpowiedzi, niż miałam, ale z czasem się rozwieją. Gorąco polecam tę książkę, jeżeli chcemy się przekonać, że cuda naprawdę istnieją.


Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję: