C.R. Zafon - Pałac Północy


Pałac Północy to moja drugie spotkanie z twórczością Carlosa Ruiza Zafona. Swoja przygodę z tym autorem rozpoczęłam od książki Światła Września, która bardzo przypadła mi do gustu. Pałac Północy, co prawda jest bardzo zbliżony do Świateł Września, jednak od mojego spotkania z Zafonem minęło już sporo czasu. Czas poświęcony na Pałac Północy był na pewno czasem dobrze spędzonym.


Akcja Pałacu Północy rozgrywa się w Kalkucie - mieście przeklętym jak mówi o niej narrator opowieści. Wychowankowie sierocińca St.Patrick maja swój klub Chowbar Society, na miejsce swoich spotkań wybrali stary opuszczony budynek, który nazwali właśnie Pałacem Północy. Jako wpisowe do przyjęcia do klubu musieli opowiedzieć jakaś historie związaną z ich życiem lub niezwykle ciekawa. Obiecywali sobie również, ze będą pomagać sobie w każdej sytuacji. Kiedy wiec chłopcy kończą szesnaście lat, a tym samym staja się ludźmi dorosłymi przeszłość zaczyna upominać się o jednego z chłopców - Bena. Okazuje się, ze przed szesnastoma laty jego babka z obawy o jego życie rozdzieliła go od swojej siostry bliźniaczki, aby ochronić dzieci przed czyhającym na nich Jahawalem.

Czytając Pałac Północy można było spodziewać się wielu rzeczy. Książka budziła grozę, ale tez wyzwala emocje. Autor sprytnie wykorzystał ludzkie słabości do napisania tej powieści, która napisana łatwym i nieskomplikowanym językiem sprawiała, że nie sposób było się od niej oderwać. Choć praktycznie od razu domyśliłam się i rozwikłam zagadkę, którą autor nam zgotował. Nie przeszkodziło mi to jednak w odbiorze książki, a czytając ja naprawdę dobrze spędziłam czas. Bardzo się cieszę, ze od mojego pierwszego spotkania z Zafonem minęło tyle czasu, gdyż z tego, co przeczytałam owe książki są bardzo zbliżone do siebie tematycznie, a także czytając tą. Akcja Pałacu Północy była wartka i nie było momentów nudnych, książka od początku do końca wciągała, a to najważniejsze.

Podsumowując uważam, że Pałac Północy to lektura idealna na długie jesienne wieczory. Ma w sobie coś, co przyciąga, a to lubię. Jakież było moje zdziwienie, ze to już koniec. Mogę polecić te lekturę, gdyż czytając ja nie można się nudzić.


Stosik październikowy #10

Witajcie!
W tym miesiącu się nie spóźniłam, publikuję stosik październikowy na czas. 30, bo na jutro jest zaplanowany inny post. W październiku moja półka wzbogaciła się o dwie pozycje, jednak każda ilość nowych książek cieszy, a patrząc na mój rosnący stos nieprzeczytanych książek to chyba dobrze. Bardzo chciałam, aby w tym zestawieniu pojawiła się jeszcze jedna, ale się nie udało, może w przyszłym miesiącu. Prawie też zakupiłam pierwszy tom Millenium Stiega Larssona, ale koniec końców wybrałam inną.


King Stephen - Lśnienie
Mówiąc szczerze do zakupienia tej jednej z najbardziej znanych powieści Stephena Kinga zachęciło mnie pojawienie się na rynku drugiej części - Doktor Sen, którą to także chciałam zakupić, ale zwyciężył rozsądek, który nie pozwolił mi wydać takich kwot na książki. Książkę już rozpoczęłam (z nudy, gdyż jazda autobusem przez praktycznie całe Katowice bywa nudne), ale ze względu na to, że czytam inne na razie odłożyłam ją na półkę, ale wkrótce już ją dokończę.

Läckberg Camilla - Kaznodzieja
Postanowiłam sięgnąć po kolejną książkę Läckberg, gdyż Księżniczka z lodu bardzo przypadła mi do gustu. Wybierając powieść tej autorki postanowiłam wybrać kolejną z serii i już nie mogę się doczekać co w Kaznodziei zaoferowała czytelnik autorka.

Zapomniałam do fotografii dołączyć jeszcze jednej pozycji, którą otrzymałam na Studium Animatora (Ruchu Światło - Życie) w Jastrzębiu Zdroju, a była to książeczka naszego założyciela ks. Franciszka Blachnickiego o tytule Jeśli się nie odmienicie. Jest ona częścią cyklu Szkoła Modlitwy.


A Wy czytaliście któraś z tych książek? Jakie są Wasze wrażenia? 

Fotografia

Dla mnie fotografia jest pasją, czymś co pozwala mi wyrazić się estetycznie, a także wyładować emocje. Zdjęcia robię z pasji tworzenia i kreacji, czasami kombinuje. Robienie ich daje mi pewny spokój i nastawia pozytywnie, kiedy potrzebuje się przysłowiowo "wyżyć" biorę aparat w rękę i wychodzę choćby do ogródka, gdzie staram się znaleźć moment i uchwycić coś pozornie zwyczajnego. Moim ulubionym miejscem na robienie zdjęć jest pszczyński park, który daje niezliczone kombinacje, a także niemal każdą porą roku, nawet wczesną, szarą wiosną jest przepiękny. Zdjęcia lubiłam robić od zawsze, kiedy w ręce wpadł mi telefon komórkowy z aparatem, który był trzeba to przyznać kiepskiej jakośći (Samsung E250) zaczęłam się "bawić" i robić zdjęcia: kotom i otoczeniu. Później zamieniłam go na Nokie 5130 Xpress Music, która miała już nieco lepszy obiektyw i zdjęcia wychodziły całkiem ciekawe, choć oczywiście co potrafi aparat w komórce takiego typu (zdjęcia poniżej zrobione są właśnie Nokią).




Ciągle marzył mi się cyfrowy aparat, ale wiecznie na niego brakowało. Aż pewnego lipcowego dnia 2011 roku poszłam z moją mamą i wybrałam sobie aparat. Od samego początku wiedziałam, że nie chcę małego aparatu mieszącego się do kieszeni, chciałam czegoś większego. Mój wybór wpadł na Fujifilm Finepix S3200, z którego jestem bardzo zadowolona. Zdjęcia, które robi mój Fuji są naprawdę dobrej jakości. Sprawdza się przy robieniu zdjęć moim kotom, które czasami naprawdę zadziwiają swoimi pozami i minami, więc jak tego nie udokumentować, przy robieniu zdjęć nieba, które często jest tak cudowne z kuchennego okna. Zaczęłam także niedawno fotografować ludzi i sprawia mi to coraz więcej radości.

Jak można zauważyć aparat mam już przeszło dwa lata, jednak dobre zdjęcia wychodzą mi od niedawna. Na samiutkim początku robiłam zdjęcie w trybie rozpoznawania scen, tylko czasem robiłam zdjęcia w jakimś określonym programie. Od niedawna zaś fotografie robię w trybie manualnym. Choć moimi ulubionymi tematami jest wciąż przyroda, to jednak dużą radość jak napisałam już wcześniej sprawia robienie portretów. Miałam również okazję zrobić sesję ślubną w plenerze, co było dla mnie wspaniałym i ubogacającym doświadczeniem. 

Robienie coraz lepszych zdjęć pociągnęło za sobą również to, że nauczyłam się je przerabiać. Kiedyś je robiłam i zostawiłam, teraz jednak przy niektórych zdjęć pracuję. Nie robię jednak drastycznych zmian, tylko lekkie kosmetyczne. Moje coraz to większe zamiłowanie do fotografii skutkuje tym, że chciałabym zakupić lustrzankę, ale to na razie sfera marzeń i planów. Rozważam także coraz częściej rozpoczęcie nauki w Studium lub Akademii Fotograficznej, aby nie tylko podszkolić się w tym kunszcie, a także zdobyć nowe doświadczenie, a także może zacząć zarabiać na swojej pasji.

Moje zdjęcia bardzo często dołączam do postów zawierających wiersze czy jakieś przemyślenia na wiele tematów. Przede wszystkim udostępniam swoje prace pod adresem mspikuss.deviantart.com 

Poniżej możecie zobaczyć niektóre zdjęcia z przeciągu tych dwóch lat, można zaobserwować mój krok w przód:

Lipiec 2011 (świeżo po zakupie aparatu):
Jesień 2011


Jesień 2011


30 września 2012
Lato 2012

Zamek w Pszczynie - 2 lipca 2013


To zdjęcie i te poniżej są stosunkowo najświeższe...

Po więcej zapraszam do mojej deviantArtowej galerii , gdzie dodaje swoje prace. Podzieliłam ją na 12 kategorii, aby łatwiej było odnaleźć szukane zdjęcie. Kategorie są następujące: Kraków, Wrocław, Warszawa, Moje miasto - Pszczyna, Inne miasta, Zwierzęta, Koty, Rośliny/Kwiaty, Wydarzenia/Zjawiska, Ludzie, Inne oraz Stowarzyszenie Umarłych Poetów.


Muzyczne upodobania #1


Było już o ulubionych serialach, było i o ulubionych filmach, a teraz chciałabym powiedzieć parę słów na temat ulubionych wykonawców, pojawiały się wzmianki o zakupionych lub otrzymanych albumach, a teraz opowiem o konkretnych wokalistach, zespołach, którzy przez lata podbili moje serce. Dodać trzeba, że na przestrzeni lat mój gust się zmieniał i mocno ewoluował. Aktualnie mój gust muzyczny jest bardzo rozbudowany i słucham wielu gatunków. Wszystko zależy od nastroju, okoliczności. Posty o ulubionych wokalistach będą pojawiać się co dwa tygodnie (lub co tydzień) w czwartki lub piątki. 



RED HOT Chili PepperS
Moja naszywka, którą kupiłam dwa dni po koncercie w Chorzowie.


Zacznę od dosyć znanego zespołu, który jest moim ulubionym odkąd skończyłam 14 lat. O okolicznościach stania się fanem Red Hotów mówić tutaj nie będę [klikając tutaj, można przenieść się do odpowiedniej notki]. Jedno powiem i się powtórzę, RHCP zrobiło ogromną rewolucję w moim życiu. Mało kto wie, że skład Red Hotów był zmienny, może teraz więcej osób kojarzy, że jest nowy gitarzysta.  

Zespół rozpoczął swoją działalność w roku 1983, kiedy to został założony przez czwórkę przyjaciół ze szkoły średniej (Fairfax School) - Anthony'ego Kiedisa, Micheala "Flea" Balzary, Hillela Slovaka i Jacka Ironsa.
Pierwszy album zespołu nazwany po prostu The Red Hot Chili Peppers został wydany w roku 1984, jednak w innym składzie: Hillela Slovaka zastąpił Jack Shermann, a Jacka Ironsa - Cliff Martinez. Na tej płycie piosenką, do której często wracam i bardzo lubię jest piosenka o tytule: True Men Don't Kill Coyotes.

W roku 1985 do zespołu powrócił Hillel Slovak i wydana została druga płyta - Freaky Style. Muszę powiedzieć, że długi czas była to moja ulubiona płyta Papryczek, ale od jakiegoś czasu króluje inna. W roku 1987 do zespołu powrócił Jack Irons i zespół wydał kolejną płytę (jedną z moich ulubionych - The Uplift Mofo Party Plan). Płyta, której bardzo lubię słuchać i jest w kanonie tych ulubionych.



Jednakże w roku 1988, dokładnie 26 czerwca wydarzyła się niemała tragedia dla całego zespołu - Hillel Slovak zmarł w wyniku przedawkowania heroiny [o Hillelu można przeczytać tutaj]. Z tego względu zespół opuścił Jack Irons i Red Hot Chili Peppers zostali bez gitarzysty i perkusisty, na miejscu tego pierwszego znalazł się John Frusciante (któremu poświęcę osobny post), a tego drugiego Chad Smith. Zespół w takim składzie wydał płytę Mother's Milk w 1989 roku. Bardzo lubię tę płytę, a Knock Me Down od momentu jak przeczytałam Bliznę ma dla mnie jakiś inny wymiar.
W roku 1991 została wydana płyta, która przyniosła zespołowi światowy rozgłos - Blood Sugar Sex Magic, a w roku 1992 zespół opuścił John Frusciante, by w roku 1998 powrócić do zespołu. Właśnie z tej płyty podchodzą największe hity zespołu - Give at Away, Under the bridge.

Później z Dave Navvaro zespół wydał płytę One Hot Minute w roku 1995, następnie w roku 1999, kiedy powrócił John został wydane Californication, w 2002 By The Way.  W 2006 - Stadium Arcadium, a w 2011 - I'm with you. W roku 2009 zespół opuścił John Frusciante, a jego miejsce zajął - Josh Klinghoffer. Zespół grał w Polsce dwa razy - 3 lipca 2007 roku w Chorzowie i 27 lipca 2012 roku w Warszawie.



Jak napisałam na początku Papryczek słucham od roku 2006, pomimo tego, że fascynacja zespołem i tym wszystkim co się z nim wiąże już minęła nadal wymieniam ich jako ulubiony zespół (jednak od jakiegoś czasu ktoś jest ponad nimi). Są piosenki, które są mi bliższe i takie za którymi nie przepadam. Na pewno nie potrafię wybrać ulubionej płyty, bo to wszystko zależy od miesiąca czy po prostu nastroju. Gdy mam doła i ogólnie rzecz biorąc gorszy dzień w głośnikach leci - By The Way. Kiedy mam jakąś niewyobrażalną energię to jest One Hot Minute lub The Uplift Mofo Party Plan. Płytą, której słucham najrzadziej jest pierwsza płyta zespołu. Nie mam też ulubionej piosenki, choć bardzo długo wymieniłam Under The Bridge.


Na koncercie Red Hotów byłam tylko raz w Chorzowie, było to dla mnie nie lada przeżycie. Bardzo cieszy mnie fakt, że miałam okazję zobaczyć Papryczki na scenie jeszcze z Fru. To był mój pierwszy prawdziwy koncert i to wszystko co się podczas niego wydarzyło, a także przed i po to wspaniałe wspomnienia.




Ostatnimi czasu na Red Hotów muszę mieć po prostu ochotę, nie słucham ich codziennie, jak to bywało kiedyś. Czasami potrafię ich słuchać w kółko, a czasami w ogóle nie odtwarzać przez miesiąc. Właśnie teraz mam taki czas, że jeśli sam mi się jakiś utwór nie załączy to ja sobie nie puszczę. Choć brakuje mi Johna uważam Josha za dobrego gitarzystę, jednak nowy album I'm with you, jest tym, którego słucham najrzadziej, choć są piosenki, które są bliższe memu sercu.

Czasami zastanawiam się co by było gdyby nie trafiłam na Red Hot Chili Peppers w tym 2006 roku, choć co okazało się, kiedy już zapoznałam się z pełną twórczością zespołu, że niektóre ich piosenki były moimi ulubionymi na długo zanim polubiłam, ba pokochałam Papryczki. Choć ogromna fascynacja już minęła to jednak z przyjemnością słucham Red Hotów i przywołuje wszystkie zabawne sytuacje, które działy się przy muzyce tworzonej przez tę grupę. Nigdy nie potrafię jasno odpowiedzieć, dlaczego ich polubiłam, nie urzekł mnie głos wokalisty, bardzo długo go nawet nie lubiłam, polubiłam go dopiero po koncercie w Chorzowie. Może to był bas i gitara, nie wiem ciężko stwierdzić. RHCP to zespół związany z moimi nastoletnimi latami, które zawsze będę miło wspominać.

Na mojej półeczce znajduje się kilka płyt Red Hot Chili Peppers, którym to poświęciłam odpowiednie posty, zacznę od tej najstarszej: Blood Sugar Sex Magik, One Hot Minute, Californication, By The Way, Road Trippin' Through Time oraz I'm with you. Szczególnie cieszy mnie posiadanie Blood Sugar Sex Magik, gdyż długo to była moja ulubiona płyta oraz Road Trippin' Through Time, gdyż jest album specjalny, nie przeznaczony do sprzedaży.





W poszukiwaniu idealnego programu do obsługi E - booków

W swoim telefonie jak i tablecie posiadam dwa e - booki: Metro 2033 oraz Ślepy tor i inne opowiadania. Jestem w trakcie czytania tego pierwszego i przy tym testuje różne programy obsługujące pliki epub. Kiedy zdobyłam Metro 2033 zainstalowałam na swoim telefonie*, a później i tablecie** program o nazwie AlReader, jednak postanowiłam wypróbować inne programy. Drugim programem, który postanowiłam zainstalować na obu urządzeniach to Moon + Reader (w wersji darmowej). Zainstalowałam jeszcze Cool Reader, który to przypadł mi do gustu, gdyż bardzo ciekawie wygląda na tablecie (nie instalowałam go jednak na telefonie, aby go nie przeciążać).


AlReader - była to moja pierwsza aplikacja do obsługi e - booków. Na tablecie sprawdza się on bardzo dobrze, aplikacja jest bardzo funkcjonalna i kiedy się z nią "przegryzie" bardzo prosta w dostępnie. Przechodzenie z trybu dziennego na nocny jest bardzo łatwe i naprawdę dobrze się czyta przy użyciu trybu nocnego. Także wygląd aplikacji, który przypomina starą książkę jest bardzo przyjemny (choć do wyboru mamy również nieco inną skórkę). "Przewracanie" stron jest bardzo szybkie i możemy to robić na dwa sposoby, co jest bardzo dobrym rozwiązaniem. Na tablecie jest bardzo funkcjonalna i przyjemnie się jej używa, gdyż wszystkie opcje są łatwo dostępne. Nieco gorzej jest w przypadku mojego smartfonu , gdyż z powodu małego wyświetlacza aplikacja traci trochę na swojej funkcjonalności, ale w czytaniu to nie przeszkadza. Zdecydowanie jest to bardzo dobra aplikacja do obsługi epub, jednak lepiej sprawdza się ona na urządzeniach o większym wyświetlaczu.

Moon + Reader - pomyślałam, że skoro istnieje również wersja płatna, to aplikacja ta przerośnie moje oczekiwania. Na tablecie jednak ciężko było mi obsługiwać ten program, dlatego też bez wahania go odinstalowałam. Jeżeli zaś chodzi o mój maleńki telefon to sprawdza się on wiele lepiej, aniżeli AlReader i chyba w przypadku czytania na moim smartfonie będę korzystała z tegoż programu. Jest to aplikacja dobra i podstawowe funkcje mamy pod ręką (niestety tylko w przypadku korzystania ze smartfonu). Wygląd aplikacji, który możemy sobie zmodyfikować, jest bardzo przejrzysty i możemy skorzystać z szeregu różnych motywów. Czytając przesuwanie pomiędzy "stronami" również jest bardzo komfortowe. Bardzo podoba mi się w niej to, że jedno kliknięcie przenosi do spisu rozdziałów, co w przypadku czytania dłuższej powieści jest bardzo ważne. Mamy tu również naszą wirtualną półkę, na której możemy zobaczyć wszystkie nasze książki

Cool Reader - zaraz po włączeniu programu załącza nam się "półka", na której widzimy jaką książkę aktualnie czytamy oraz mamy szereg innych opcji np.: "Ostatnio czytane" , "Otwórz z karty", czy "Otwórz z biblioteczki", która podzielona jest na różne pod grupy. W aplikacji tej mamy naprawdę wiele możliwości wybrania motywu, możemy mieć m.in.: papier (w dwóch wersjach jasnej i ciemnej), drewno (podobnie jak papier), metal (w kilku odmianach) i wiele innych. Minusem jest to, że wersja nocna jest mało czytelna i ciężko czytać w nocy używając tego programu. Ciekawym rozwiązaniem jest jednak funkcja głośnego czytania, głos czytający jest trochę irytujący, ale w chwili kiedy jesteśmy trochę zmęczeni możemy załączyć sobie opcję "Czytaj na głos", choć czasem pomija on niektóre frazy czytanego tekstu. Tekst/strony przewraca się łatwo i nie ma z tym kłopotu.


Każda z wyżej wymienionych aplikacji ma swoje wady i zalety. Jestem niemal pewna, że każdej z nich będę używała. Jak już mówiłam niektóre spasowały mi na moim maleńkim smartfonie, a inne na tablecie. Każda z nich tak naprawdę daje nam coś innego. Jednak jakby nie patrzeć, nie ważne jest gdzie się czyta, tylko co.

*Sony Xperia Tipo
**Alcatel One Touch Evo 7



Czas na miłość (About time)

Tytuł oryginalny: About time
Gatunek: Dramat, Komedia, Romans, Sci - fi
Premiera: 20 września 2013 (Polska), 27 czerwca 2013 (świat)
Scenariusz: Richard Curtis
Reżyseria: Richard Curtis

Jeśli miałabym polecić komuś komedię romantyczną, która nie jest ckliwym romansidłem to powiedziałabym właśnie Czas na miłość. I muszę powiedzieć, że byłam bardzo sceptycznie nastawiona do tego filmu i na zobaczenie go zachęciła mnie moja siostra. Sceptycznie, bowiem filmy z motywem on poznaje ją, zakochują się w sobie i przeciwności umożliwiają im bycie razem, a na końcu i tak są razem to nie produkcje dla mnie. Ale Czas na miłość to zupełnie coś innego.

Tim (Domnhall Gleeson) w wieku dwudziestu jeden lat dowiaduje się, że mężczyźni w jego rodzinie potrafią podróżować w czasie, ale tylko wstecz i mogą zmienić tylko swoje życie. Młody chłopak nie do końca wierzy w to co mówi jego ojciec, ale kiedy przekonuje się na własnej skórze, że naprawdę to potrafi wszystko się zmienia. Opuszcza on też swoją rodziną Kornwalię i rusza do Londynu, gdzie poznaje prześliczną Mary (Rachel McAddams). Jednak zdobycie dziewczyny, która tak bardzo oczarowała Tima nie należy do łatwych, w tym celu postanawia on wykorzystać swoją umiejętność. Jednak chłopak nie wykorzystuje swojego daru wyłącznie do pomagania sobie, ale więcej zdradzać nie będę.
Rachel McAddams, Domnhall Glesson


Czas na miłość to produkcja dla wymagających, ale i nie tylko. Historia jest prosta, więc każdy się w niej łatwo odnajdzie, ale z drugiej strony pomysł jest niebanalny. Choć w naszej codzienności taka sytuacja się nie przydarzy, to jednak ten film ten pokazuje, że na przeżycie konkretnej chwili mamy tylko jedną szansę i to od nas zależy czy ją wykorzystamy czy nie. Tylko od nas zależy, czy w naszym życiu będziemy szczęśliwi, czy też nie.

Jeżeli więc chcesz obejrzeć film: lekki, przyjemny i niewymagający wielkiego wkładu intelektualnego, a przy tym spędzić dobrze czas, uśmiać się i wzruszyć, to Czas na miłość jest właśnie taką produkcją.


Moja ocena: 8/10

M.Nurowska - Imię twoje...


Imię twoje… to kolejna przeczytana przez mnie książka Marii Nurowskiej. I już nie po raz pierwszy książka mnie oczarowała. Kiedy już na dobre (kiedy nikt i nic mi nie przeszkadzał) usiadłam do czytania pierwszej części trylogii ukraińskiej już nie mogłam się oderwać.


Elizabeth Connery – Amerykanka – udaje się w podróż do nieznanej sobie Ukrainy, konkretnie Lwowa, gdzie zaginął jej mąż – Jeff. Jednak w odnalezieniu męża nie wystarczy jej tylko pobyt we Lwowie. A to co spotka Elizabeth w Ukrainie na pewno będzie dla niej czasem trudnym i sporym wyzwaniem. Wracając do Nowego Jorku Elizabeth na pewno nie będzie już tą samą kobietą, którą była przed swoim pobytem na Ukrainie.

Imię twoje… to nie tylko powieść obyczajowa, mamy tutaj wątek kryminalny, którym niewątpliwie jest  cała sprawa zaginięcia Jeffa. Stykają się tutaj dwa światy za sprawą amerykańskiej kobiety, której państwo zawsze było wolne i Ukrainy przedstawionej w szarych, dosyć nieciekawych kolorach, skorumpowanej i w trudnym położeniu. To także opowieść o silnej kobiecie, która jest w stanie zrobić wszystko, aby tylko odnaleźć swojego męża. Jest tu także miejsce na miłość, która pojawia się niespodziewanie i objawia się w sposób w jaki ciężko jest ją pojąć.
„Uczucia chodzą swoimi drogami i nie ma sensu z nim walczyć.”/str.211/

Czytając Imię twoje…  byłam razem z bohaterką we Lwowie (który z chęcią bym zobaczyła) i wręcz czułam jak ona. Książka wciągnęła mnie całkowicie, każdą kartkę przewracałam niemal umierając z ciekawości co będzie dalej, choć pewnych rzeczy się domyślałam, gdyż nie jest to moja pierwsza książka Marii Nurowskiej. Po raz kolejny autorka dała mi wspaniałą historię, która pomimo swojej skomplikowanej i niezbyt przyjaznej atmosferze po raz kolejny dała mi niesamowity zapał.


Maria Nurowska zawsze w swoich książkach obsadza bohaterki twarde, nie bojące się wyzwań i czekających na nią trudności. Podobnie jak i Daria/Marta (Drzwi do piekła, Dom na krawędzi), Kasia i Asia (Nakarmić wilki, Requeim dla wilka) czy Ola (Tango dla trojga) Elizabeth nie jest w stanie cofnąć się przed niczym. Czym zyskała moją sympatię. Po Imię twoje… naprawdę warto sięgnąć, gdyż czytając ją znajdujemy się w właśnie tam, gdzie nasza bohaterka.

Oglądane seriale: X-men Evolution

Gatunek: Animacja, Sci-fi, Dla młodzieży
Czas emisji: 2000 - 2003
Czas trwania odcinka: 22 minuty
Sezonów/Odcinków: IV/52

Oglądanie przez mnie X-men: Evolution to było moje cofnięcie się w czasie. I tutaj powiem, że ten serial oglądałam codziennie na kanale Cartoon Network, jednakże i tak parę odcinków mi gdzieś umknęło, no i oczywiście nie oglądałam czwartego sezonu, który w Polsce nie był emitowany. Po obejrzeniu wszystkich odcinków X-men: Ewolucji towarzyszą mi trzy stany: złość, nostalgia i zawiedzenie. Dlaczego tak? Już wyjaśniam.

Przede wszystkim z i X-men: Evolution pamiętałam urywki i tak jakoś zapamiętało mi się, że był to znakomity serial o moich ulubionych superbohaterach, jednak po obejrzeniu wszystkich odcinków takiego przekonania nie mam. Brakowało mi tutaj tak strasznie paru wątków, które według mnie powinny się znaleźć: Gambit w X-menach, jego niespełniona miłość do Rogue, Apocalypse w jakimś szerszym kontekście. Przede wszystkim zawiodło mnie zakończenie, które zapowiadało ciekawy dalszy ciąg, którego nie było i nie będzie. A nostalgia to już dlatego, że powróciłam do czegoś co było mi bardzo bliskie w przeszłości.


W X – men Ewolucji dobrze znane nam postacie takie jak Jean Grey, Cyklop, Rogue, Shadowcat, Nightcrawler są uczniami, którzy dopiero co odkrywają swoje niezwykłe moce, jedynie Wolerine, Storm i Beast to dorośli mutanci, którzy stanowią kadrę nauczycielską. Chodzą oni do szkoły w Bayville, a na co dzień mieszkają w Instytucie Xaviera w którym uczą się panowania nad swoją mocą, a także współpracy w boju. Po drugiej stronie mamy zaś Bractwo dowodzone przez Mystique w którym skład wchodzą Avalanche, Toad, Bloop, Quicksilver i później także Scarlett Witch. Mamy także Magneto, który występuje początkowo bardzo zagadkowo, a później poznajemy jego drużynę. X- meni muszą stawiać tutaj czoła realnym niebezpieczeństwom, jakoby np.: walki z Magneto, czy Apocalypsem lub po prostu zaczepkami ze strony Bractwa.

Odcinki X – men Ewolucji raz były ciekawsze, raz gorsze. Mi niewątpliwie oglądało się ostatni sezon w którym X – meni walczyli już z ogromnym problemem jakim był Apocalypse. Nie mówię, że odcinki poprzednich sezonów były nudne, ale po obejrzeniu X – men TAS  oraz Wolverine and The X – men  tej odsłonie przygód o mutantach czegoś brakowało, choć oglądając go dobrze spędzałam czas i nie czułam, aby był to czas zmarnowany.

Oczywiście w tej kreskówce jak i w innych z tej serii miałam swoich ulubionych bohaterów. Jednak tutaj odchodzę od moich znanych już „ulubionych”, bowiem wyróżniam oczywiście Rogue, która tutaj była zamkniętą i trochę niezrozumianą przez świat dziewczyną, Nightcrawlera, który swoim zachowaniem zawsze wyzwalał uśmiech na mojej twarzy (wiadomo taki był cel twórców) oraz Avalanche, który zdobył moje serce swoją walką o Kitty. Tutaj Jean Grey dla mnie była zbyt ważna i jakoś nie zyskała mojej sympatii, a Wolverine, jakoś mi nie odpowiada w tej odsłonie. Jest jeszcze i Gambit, który pojawił się w kilku odcinkach, ale nie po stronie X – menów, więc tak jakoś nie umiem go pozytywnie ocenić.

Nie zmarnowałam czasu na oglądanie X – men Evolution, ale też nie polecę tej serii, choć ostatnie odcinki były naprawdę ciekawe, aż z przyjemnością obejrzałoby się kolejny sezon. Może także kwestia mojego wieku, że wtedy byłam zaledwie czternastolatką, a teraz mam już tych lat więcej i dlatego wcześniej ten serial był dla mnie tak atrakcyjny? Tak mi się nasunęło w trakcie oglądania tego serialu, że Wolverine and The X – men zgodnie oddaje to co mamy tutaj i w sumie mogłoby tego kontynuacją.

Ocena całego serialu: 7,5/10

J.R.R. Tolkien - Hobbit



Do Hobbita przymierzyłam się bardzo długi czas. Pamiętam, że kiedyś, chyba jeszcze w podstawówce miałam w rękach, ale chyba jej wtedy nie przeczytałam. Nadrobiłam swoje zaległości teraz i uważam, że warto było. A ta książka, wstęp do trylogii Władca Pierścieni, jest  unikatowa i ponadczasowa, że czytanie jej w dowolnym wieku sprawia przyjemność.



Bilbo Baggins żyje sobie spokojnie w swoim domu pod Pagórkiem w Bag End, kiedy niespodziewanie odwiedza go czarodziej Gandalf. Cały swój dzień ma skrupulatnie zaplanowany. Jest szanowanym hobbitem i wszyscy są mu życzliwi. Następnego dnia po wizycie czarodzieja w jego domu zjawia się trzynastu kransnoludów, które chcą, aby ten potowarzyszył im w ich wyprawie do Samotnej Góry, gdzie smok Smaug położył pieczę nad ich skarbami i złotem. Wyprawa do najłatwiejszych nie należała i podczas tej wędrówki na małego hobbita czeka wiele niebezpiecznych przygód.

"Thorin, zwracając się do młodszych kransoludów, powtarzał często, że aby coś znaleźć trzeba poszukać. Istotnie, zazwyczaj kiedy się szuka, w końcu się coś znajduje, nie zawsze jednak dokładnie to, o co chodziło." /str.75/

Czytając Hobbita naprawdę przyjemnie spędziłam czas i całkowicie przeniosłam w świat bohaterów. Kiedy już weszłam w świat Tolkiena ciężko było mi się od niego oderwać. Książki przygodowe i fantastyczne czytam rzadko, a kiedy już sięgam po ten gatunek (choć szczerze nie pamiętam kiedy ostatnio czytałam jakąś książkę przygodową) to zawsze są to powieści od których nie sposób mi się oderwać.  J.R.R. Tolkien stworzył naprawdę wspaniałą historię, w której i ten duży i ten mały znajdzie coś dla siebie i będzie wspaniale bawił się podczas jej czytania.

Niewątpliwie Hobbit jest pozycją znaną na całym świecie, a moim błędem był fakt, że tak późno zabrałam się za jej czytanie. Choć może nigdy nie ma za późno i tutaj nasuwa się automatycznie przysłowie: „lepiej późno niż wcale”. Prosta narracja w powieści J.R.R. Tolkiena tylko umilała lekturę naprawdę interesującej przygody. Czytanie niewątpliwie umilały znajdujące się w książce ilustracje, czy te kolorowe czy czarnobiałe, które mogły być uzupełnieniem naszych wyobrażeń. Mi jednak w głowie krążyły postacie filmowe, gdyż oglądałam zarówno Hobbita: Niezwykła podróż jak i Władcę Pierścieni, co jednak wyjątkowo nie przeszkodziło mi w odbiorze książki, gdyż sporo z filmu zapomniałam.


Po lekturze Hobbita mam jeszcze większą ochotę na przeczytanie całej trylogii Władca Pierścieni co miałam w planach już od jakiegoś czasu.  Hobbita mogę niewątpliwie polecić każdemu, który lubi nietuzinkowe historie pełne niebezpiecznych przygód. Jak już mówiłam jest to książka dla młodszych i starszych, bowiem można się z niej wiele nauczyć.

Oglądane seriale: Arrow

Gatunek: Dramat, Akcja, Sci - Fi
Czas emisji: 2012 - ...
Czas trwania odcinka: 43 minuty
Premiera 2 sezonu: 9 października 2013

Gdy na przełomie maja i czerwca zaczęłam oglądać polecony mi przez kolegę serial Arrow nie sądziłam, że ten tak przypadnie mi do gustu. Pierwsze odcinki oglądałam z pewnym dystansem, ale kierowanym niesamowitą ciekawością. Muszę jednak napisać, że miałam w planach rozpoczęcie oglądania Arrow, gdy ten dopiero się rozpoczynał, ale jakoś zabrakło do tego czasu. Zdanie kolegi mówiące mniej więcej: „Obejrzyj sobie Arrow, on jest na podstawie komiksu, spodoba ci się” poskutkowało i sprawiło, że mam kolejny ulubiony serial.





Arrow to serial oparty na komiksie DC o tytule Zielona Strzała, który z ciekawości z chęcią bym przeczytała. Opowiada on historię mężczyzny, który spędził pięć lat na bezludnej wyspie. Wraca z niej z pewną powinnością, którą powierzył mu jego ojciec. Oliver Queen – bo takie imię nosi nasz bohater – aby uratować swoje miasto - Starling City – przed zatruciem, musi stać się kimś, czymś innym. Dlatego też Oliver przyodziewa zielony kaptur i walczy z osobami, które znalazły się na liście pozostawionej przez ojca.

Po tym opisie można by się spodziewać, że będzie to ciągła walka i nic więcej, a jednak nic bardziej mylnego. W Arrow spotykamy się z szeregiem ludzkich dramatów. Wystarczy popatrzeć na postać głównego bohatera, który przez pięć lat walczył na wyspie o przetrwanie (a wcale nie miał na niej łatwo, jak możemy się dowiedzieć), na jego rodzinę, która przez te lata żyła w poczuciu, że nie żyje. Kłamstwami, które pojawiają się w niemal każdym odcinku. Oliver vel Zakapturzony/Mściciel będzie musiał wielokrotnie stawać przed trudnymi dla siebie wyborami, które nie zawsze będą rozumiane. Wszystko to dodaje atrakcyjności serialowi i sprawia, że nie sposób zakończyć oglądanie.

Jedni bohaterowie automatycznie zyskują naszą sympatię, inni zdobywają ją z czasem, a jeszcze inni wcale. Mamy tutaj ogromną różnorodność temperamentów, a to naprawdę dobrze wróży w przeszłość serialu.
Arrow był pierwszym serialem, który wycisnął ze mnie łzy, wzruszyłam się podczas ostatnich dwóch odcinków, a to w produkcjach tego typu nigdy mi się nie zdarzało. Z niecierpliwością czekam na drugi sezon, gdyż jestem ciekawa, co teraz się wydarzy. 
Moja ocena sezonu 1: 8/10

(źródło zdjęć: filmweb.pl)

Stosik wrześniowy #9

Wrzesień był dla mnie bardzo pracowitym miesiącem. Wiązały się na to dwie kwestie: praktyki (najpierw w przedszkolu, a później w szkole) oraz praca. W między czasie był jeszcze odpust parafialny i też sporo pracy się z tym wiązało. Moje czytanie (i pisanie też) we wrześniu trochę ucierpiało, ale czas nie pozwalał. Jednak wrzesień był miesiącem bogatym, bo dostałam pierwszą wypłatę i zaszalałam. ( ! ) Nie będę przynudzała, tylko przejdę do mojego wrześniowego stosiku.



Hołownia Szymon - Last Minute (24 h chrześcijaństwa na świecie)
Przeczytałam na razie jedną książkę Szymona Hołowni Bóg - Życie i twórczość, ale chciałam przeczytać również inne. Kiedy przeglądałam ofertę księgarni Znak, stwierdziłam, że to będzie to i postanowiłam zamówić właśnie Last Minute, które już wkrótce mam zacząć czytać.

Krajewki Marek - W Otchłani Mroku
Zainteresowały mnie opinie na temat tej książki, jak i sama jej tematyka. Kupiłam ją dosyć impulsywnie i mam nadzieję, że nie będę tego żałowała.

Pacławski M. Emil OFM - Między dynią a krzyżem
Zainteresował mnie tytuł, a jest to pozycja traktująca o Halloween względem Kościoła Katolickiego. Mam nadzieję, że będzie ciekawa i dowiem się z niej czegoś nowego.

Schmitt Eric - Emmanuel - Intrygantki
Tego autora zna chyba każdy, ja czytałam tylko jedną jego książkę - Oskara i Panią Różę, choć do innych też się przymierzałam. Intrygantki to jednak nie proza, a dramat, co będzie pewnym urozmaiceniem, bowiem od czasu skończenia liceum nie miałam w rękach tego gatunku.

Nowenny w trudnych chwilach życia codziennego
Kilka modlitw w sytuacjach trudnych zawsze się przyda.

Iron Man 3  - film
Nie mogłam się powstrzymać i kupiłam trzecią cześć Iron Mana, którą bardzo chciałam zobaczyć w kinie, ale zabrakło czasu. Ten film już przez mnie został obejrzany i można przeczytać jego recenzję, klikając w tytuł.

Czytaliście którąś z tych książek? Jakie są wasze odczucia?