Książki na wakacje

Dzisiaj zamiast stosu, którego nie będzie, gdyż żadne książki nie przybyły do mnie w czerwcu, chciałam zaprezentować te książki, które mam zamiar przeczytać w tegoroczne wakacje, dla mnie ponownie dwumiesięczne, choć i zeszłoroczne do tych trzymiesięcznych także nie należały z racji praktyk, ale w tym roku to już zupełnie inna sprawa. Wybrałam ze swojej i półki siostry kilka książek, które na półce zalegają i czekają na mnie już długi czas i chciałabym się z nimi w końcu zapoznać. Ciekawi jakie książki wybrałam sobie na letnie dni?

STEPHEN KING - JOYLAND
Książkę kupiłam na krótko po jej premierze i chciałam od razu się za nią zabrać, ale jakoś odkładałam to w czasie, aż w końcu przyszedł czas, żeby się za nią zabrać. To jedyna z posiadanych przez mnie książek Stephena Kinga, której jeszcze nie przeczytałam.








JO NESBO - TRZECI KLUCZ | PENTAGRAM | KARALUCHY
W zeszłym roku czytałam dwie książki tego autora, czas najwyższy, aby zapoznać się z pozostałymi trzema, które zalegają na mojej półce.







VIRGINA C. ANDRWES - KWIATY NA PODDASZU

Z tą serią i samą autorką chce się zapoznać od długiego czasu i choć na mojej półce, wciąż tylko część pierwsza to jednak mam zamiar ją przeczytać w tegoroczne wakacje.

SIMON BECKETT - CHEMIA ŚMIERCI
Tytuł mnie intryguje, a wciąż nie mogę wziąć do ręki tej książki i zacząć czytać, trochę się obawiam, liczę na to, że te wakacje rozwieją moje obawy.






CARLOS RUIZ ZAFON - KSIĄŻĘ MGŁY | CIEŃ WIATRU | GRA ANIOŁA | WIEZIEŃ NIEBA
Do Cienia wiatru i jego kontynuacji przymierzam się już naprawdę długi czas i są to kolejne wakacje, kiedy obiecuje sobie zacząć te książki. Książę mgły zaś czeka na mnie od ubiegłego roku i po prostu potrzebowałam przerwy pomiędzy tą książką, a Pałacem Północy, gdyż wiem, że obie książki są trochę schematyczne.

ALICE MUNRO - DROGIE ŻYCIE

Dostałam na święta, a że czytała ją siostra nie zabrałam się za nią. Teraz czas nadrobić.






CAMILA LACKBERG - KAZNODZIEJA
Poprzednia książka autorki bardzo mi się podobała, dlatego też postanowiłam kupić kolejną, ale obowiązki nie pozwoliły mi na zapoznanie się z nią do tej pory, czas to zmienić!








STEFAN ŻEROMSKI - WIERNA RZEKA


Przyniesiona z półki "Podaj dalej" mocno mnie intryguje, a to dlatego, że tego polskiego autora bardzo sobie cenię, więc z przyjemnością zapoznam się z tą książką.









Jak widać rządzą tu głównie kryminały, ale takie książki sprawiają mi największą satysfakcję. Pod koniec wakacji zrobię podsumowanie ile z tych książek udało mi się przeczytać, mam nadzieję, że wszystkie.
A Wy czytaliście te książki, któreś polecacie?

Last Vegas (2013)


USA | 2013
KOMEDIA
REŻYSERIA: JON TURTELAUB | SCENARIUSZ: DAN FOGELMAN

Nie łatwo jest trafić na dobrą komedię, która oprócz rozśmieszenia widza w niektórych momentach, także niesie ze sobą jakąś treść. Nie lubię też oglądać filmów, które emanują nagością i głównie tym na tym opiera się cały humor filmu. Właśnie z takiego powodu postanowiłam na rozluźnienie sięgnąć po film z ikonami Hollywood pod tytułem „Last Vegas”.

Czwórka starszych już panów wybiera się na wieczór kawalerski do Las Vegas jednego z nich, który wciąż się nie ożenił – Billy’ego (Micheal Douglas). Panowie są już po wielu przejściach, mają niemal całe życie za sobą. Paddy (Robert DeNiro) niedawno stracił ukochaną żonę Sophie i nie może pogodzić się z jej stratą. Z tegoż samego powodu żywi urazę do Billy’ego, który nie pojawił się na pogrzebie. Archie (Morgan Freeman) jest stale pilnowany przez swojego syna i żonę, gdyż ma za sobą już dwa udary, ostatni z panów Sam (Kevin Claine) jest szczęśliwy ze swoją żoną, ale przed wyjazdem do Las Vegas otrzymuje od niej pewną paczuszkę. Panowie oczywiście jak w najlepszy sposób chcąc uczcić wieczór kawalerski swojego kolegi. Zorganizują oni imprezę, której chyba żaden z nich nie zapomni.


„Last Vegas” to komedia, której prosty humor zachwyca, a co napisałam na początku nie emanuje on nagością i nie opiera się na niej. W filmie wystąpili aktorzy, którzy są już ikonami Hollywood. Mężczyzn od razu się polubiło i było to nawet całkiem zabawne, że czwórka panów po sześciedziesiątce wybrała się na szaloną wycieczkę do Las Vegas. Produkcja ta, jednak nie była typową komedią, gdyż oprócz dobrej zabawy zaprezentowano widzom również lekcję, że prawdziwa przyjaźń jest w stanie przetrwać nawet długie lata, a młodość w końcu  przemija i utrzymywanie jej na siłę do niczego nie poprowadzi.


Zanim przystąpiłam do seansu „Last Vegas” dużo się o tym filmie naczytałam, śmiało mogę powiedzieć, że to co słyszałam w całości oddało to co zobaczyłam na ekranie. Film bardzo mi się podobał i był utrzymany w optymistycznej toni i wcale nie banalnej. Bez wahania mogę powiedzieć, że polecam ten film, jeżeli chcemy obejrzeć niewymagającą, ale nie głupią komedię z dobrymi aktorami trzeba przyznać.

Kiełbasa, rozczarowanie i wielkie WOW! czyli na temat koncertu 30 Seconds To Mars

Koncert jednego z ulubionych zespołów to wydarzenie, na które czeka się z utęsknieniem. Szczególnie, kiedy chciało się pojechać na poprzednie koncerty, ale zawsze coś wypadało, a to brak zgody, a to znów brak biletów etc. W końcu się udało, kupiłam bilet i odliczałam dni do 22 czerwca 2014 roku, żeby pojechać do Rybnika, gdzie koncert Thirty Seconds To Mars miał się odbyć.



W końcu nadszedł upragniony dzień, o godzinie 16:00 wyruszyłam do Rybnika, aby wejść na płytę stadionu. Przed bramami rybnickiego Stadionu Miejskiego byłam przed godziną 18:00, nawet dokładnie mój umysł nie zarejestrował tych faktów. W oczekiwaniu na wpuszczenie na płytę stadionu zastanawialiśmy się, czy na koncercie pojawi Shannon Leto, perkusista Marsów, parę dni wcześniej zatrzymany za jazdę pod wpływem alkoholu, na poprzednim koncercie w Rzymie go nie było, ale czy pojawi się w Rybniku?

Godzina 19:45. Na scenie pojawia się support. Dawid Podsiadło. Kojarzyłam go z X - Factora, ale niespecjalnie interesowała mnie tworzona przez niego muzyka, owszem, jeśli w radiu pojawiały się jego utwory wysłuchiwałam ich, ale tego wokalisty, ani nie lubiłam, ani lubiłam. Był mi obojętny. Kiedy występował na scenie mnie dopadała senność, jakby pograł jeszcze dłużej zapewne zasnęłabym tak jak stałam. Nie przypadła mi do gustu jego twórczość, niestety.



 O godzinie 21:00 na scenie miała się pojawiać gwiazda wieczoru, zespół na którego koncert wybierałam się taki długi czas. Minuty uciekały, a Marsów na scenie nie było, w końcu o godzinie 21:35 na scenie pojawił się Jared Leto i Tomo Milcevic, koncert rozpoczął się. Pojawienie się na scenie Jareda zaowocowało piskiem damskiej części widowni, w tym również i mnie, co jak co, ale niecodziennie widzi się jednego ze swoich ulubionych wokalistów na żywo. Po chwili spostrzegłam, że spełnił się czarny scenariusz, na scenie nie było Shannona, a perkusja leciała z playbacku. Nie tego oczekiwałam, nie tego chciałam... (i tutaj jest wyjaśnienie skąd w tytule "rozczarowanie"), nie liczyłam tylko na zobaczenie swoich ulubionych muzyków, ale też na usłyszenie jak zespół w całości, a nie w części brzmi w części.
Magia. Tym jednym słowem mogę z drugiej strony, jednak opisać to co działo się na rybnickim stadionie. Pomimo perkusji z playbacku odleciałam na Marsa, porwała mnie muzyka i porwał mnie Jared (niestety nie dosłownie). Każda piosenka mnie powalała, szkoda mi tylko tego, że ta perkusja [wybaczcie nie przeboleję] w wykonaniu Jareda zbijała mnie z tropu. Usłyszałam te wszystkie utwory, które chciałam usłyszeć, ale setlisty nie zdołałam zapamiętać, cała ja. Wiem jednak, że było moje ukochane Night of the hunter i to jako drugi utwór, pojawiło się End Of All Days, którego mogę słuchać w kółko i nigdy się mi nie nudzi. Było i Hurricane w wersji akustycznej.
Jared załapał od razu kontakt z publicznością, poopowiadał, pożartował i chwalił polskie pierogi. Najzabawniejszym momentem podczas koncertu był fakt, kiedy Jared zastanawiał się jak brzmi jego imię po polsku, po czym stwierdził, że możemy nazywać go Kiełbasa.
Niesamowicie porwał mnie ten koncert, nie spodziewałam się, aż tyle, po kiepskich doświadczeniach z innego koncertu zagranicznej gwiazdy, choć ta perkusja... wszystko nadrabiał Jared, który biegał, zabawiał i dawał siebie co mógł. Na długo zostanie w mojej pamięci ten koncert, co prawda zdjęć z braku odpowiedniego sprzętu nie zrobiłam to jednak I WILL NEVER FORGET!

N. Gordimer - Znaleziony





Miłość przychodzi do nas znienacka, na naszego partnera natykamy się przypadkiem, w sklepie, na parkingu czy w jeszcze innym miejscu. Miłość czasem musi pokonać podziały, uprzedzenia i rasizm. Miłość uczy oddania i wzajemnego zaufania.


Rozpoczynając książkę Nadine Gordimer pt.:  „Znaleziony” zupełnie nie wiedziałam, czego się mogę spodziewać. Autorka była mi wcześniej nie znana, jednak to niczego nie zmieniało w moim odbiorze książki, wręcz przeciwnie „Znaleziony” zachęcił mnie do zapoznania się z innymi powieściami autorki, która w roku 1991 została uhonorowana literacką Nagrodą Nobla.

Julie żyje sobie lekko w RPA, ma wszystko, o czym może zamarzyć. Oddanych przyjaciół, z którymi codziennie spotyka się w L.A. Cafe i bogatych rodziców. Pewnego dnia psuje się jej samochód, z polecenia swoich znajomych udaje się do warsztatu samochodowego, w którym poznaje Abdu. Emigranta, który pracuje jako mechanik samochodowy, a który na terenie Republiki Południowej Afryki przebywa od jakiegoś czasu nielegalnie. Pomiędzy Julie a Abdu zaczyna rodzić się uczucie, jednak któregoś dnia przychodzi list informujący, iż kochanek Julie musi opuścić RPA.

„Znaleziony” to opowieść o miłości, od której ciężko się oderwać. Cały czas czeka się co będzie dalej, w jaki sposób rozwiążą się problemy Julie i Abdu. Momentami książka męczy, ale mimo wszystko nie ma ochoty się jej odłożyć na półkę i wrócić po jakimś czasie, ale chce się ją czytać. Nadine Gordimer poruszyła temat niełatwy jakim jest nielegalna imigracja i wiążące się z nią problemy. Choć książkę czytało mi się dobrze i czytając ją odpoczywałam po ciężkich dniach, to jednak wydaje mi się trochę, że autorka nie do końca zapewniła czytelnikowi to na co liczył. Mam na myśli, że niektóre wątki zostały nierozwinięte.
Bohaterowie powieści od razu przypadli mi do gustu, gdyż Julie była osobą, która bardzo lekko brała swoje życie, a wkroczenie w jej życie Abdu mężczyzny, który musiał ciągle kombinować, aby móc żyć tak jak sobie wymarzył odmieniło Julie.

„Znaleziony” to opowieść o przeciwnościach losu, o tym jak przedziwnie może wpłynąć na nasze życie jeden przypadek. Bardzo dobrze, czytało mi się tę książkę, bo choć temat łatwy nie był czytało się ją przyjemnie. 

ZA KSIĄŻKĘ SERDECZNIE DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU:


K. Atkinson - Jej wszystkie życia


Kto nie chciałby mieć możliwości przeżywania swojego życia od początku, kiedy podwinie nam się noga? Niech to pytanie będzie wstępem do mojej opinii na temat książki „Jej wszystkie życia” Kate Atkison, o której, zanim po nią sięgnęłam, naczytałam się wiele pochlebnych i zachęcających opinii. Sam opis powieści mnie zafascynował i wiedziałam, że to tylko kwestia czasu, nim po „Jej wszystkie życia” sięgnę.


Ursula, która urodziła się zimowego wieczoru 1910 roku umiera zaraz po narodzinach, lecz jeszcze tego samego dnia rodzi się ta sama Ursula i zaczynamy poznawać historię jej życia. Życia, które daje jej szanse na to, aby w końcu przeżyć je tak jak należy.

Książka ta wciąga od pierwszej strony, ale wymaga, aby poświęcić jej największą uwagę i skupić się tylko na lekturze, bo wtedy wszystko jest łatwiejsze do zrozumienia i nie gubimy się w powieści. Kiedy siadałam nad „Jej wszystkie życia” nie wokoło nie miało znaczenia, liczyła się tylko powieść i czułam się jakbym była bocznym obserwatorem wszystkich wydarzeń, z zapartym tchem śledziłam losy Ursuli.

„Jej wszystkie życia” to powieść fenomenalna, od której ciężko się oderwać i która czyta się z wypiekami na twarzy. Czas poświęcony na lekturę książki Kate Atkinson to z czystym sumieniem mogę powiedzieć nie jest czasem straconym. Język książki był prosty i zrozumiały, co nie wiązało się z tym, że był kolokwialny. Bardzo podobało mi się to, że bohaterowie odnosili się do wielu autorów cytując ich dzieła.

Czytając „Jej wszystkie życia” bardzo często zastanawiałam się nad tym, co ja bym zrobiła, gdybym miała taką możliwość, gdybym mogła przeżyć swoje życie od nowa, naprawić błędy, wiedząc jakie były ich konsekwencje.


O tej powieści długo nie zapomnę, gdyż wywarła na mnie naprawdę pozytywne wrażenie. Polecam tę książkę, bo naprawdę warto się z nią zapoznać. Kiedy tylko znajdę trochę czasu, z przyjemnością usiądę ponownie do losów Ursuli.