Stosik wrześniowy #19 (#7/2014)

Witajcie!
Jak ten czas pędzi! Jeszcze niedawno stresowałam się przed obroną, a tutaj już kończy się wrzesień i od czwartku rozpoczynam studia magisterskie. Jednak tutaj nie o tym, a o książkach, nabytkach czasowych i tymczasowych września. Nie przedłużając zapraszam do stosiku numer dziewiętnaście. 

Od Wydawnictwa M:

Niewielkich rozmiarów książka, która jednak wciąga i zachęca do refleksji, moją opinię na jej temat już możecie przeczytać.
Krzysztof Koehler - Wnuczka Raguela
Już miałam publikować stos, kiedy zadzwonił listonosz i przyniósł mi jeszcze jedną książkę od Wydawnictwa M, która naprawdę mnie intryguje.


Od wydawnictwa SQN:
Egzemplarz próbny, który dostałam do zrecenzowania przed premierą książki (która już 4 października), jeżeli chcielibyście kupić tą rewelacyjną książkę, możecie to zrobić już teraz w oficjalnej księgarni wydawnictwa. Z moją recenzją możecie się zapoznać, klikając oczywiście w tytuł książki.

Zakupy własne oraz książki pożyczone:

ks. Franciszek Blachnicki - Spojrzenia w świetle łaski
Bruno Ferrero - Ważna róża (zakup jeszcze sierpniowy)
Zbiór opowiadań już przeczytany, których nietypowa recenzja ukaże się za jakiś czas. 

A Wy czytaliście, którąś z tych książek? A może którąś macie w planach?

Robert Strand - W towarzystwie aniołów


Anioły, istoty niebieskie… wierzymy w ich istnienie, ale czy w naszym życiu spotkamy anioły? Czy to w ogóle możliwe? Czasami dzieje się coś czego nie jesteśmy w stanie logicznie wytłumaczyć, kiedy jedynym wytłumaczeniem jest działanie jakieś Siły. Autor książki „W towarzystwie aniołów” przekonuje, że to co przydarzyło się tym ludziom było spotkaniem z aniołem.

Kiedy „W towarzystwie aniołów” przybyło  do moich rąk zobaczyłam niewielkich rozmiarów książkę z intrygującą okładką. Niewiele czekając zabrałam się za to co Robert Strand chciał powiedzieć o aniołach. Przeczytałam pierwszy rozdział i wręcz z otwartymi ustami niedowierzania czytałam kolejne.


„W towarzystwie aniołów” to kilkanaście opowieści ludzi, takich jak ja czy Ty, którzy w swoim życiu zetknęli się z czymś niewytłumaczalnym. Twierdzą oni, że spotkali anioła, który uratował ich od jakiś negatywnych wydarzeń. Mnie osobiście dosyć mocno uderzyła opowieść o mężczyźnie, który poprosił matkę swojego kolegi o modlitwę, aby nie uległ pokusie i automatycznie poczuł niesamowitą ulgę jakiej nie czuł od lat. Podobnie było z historią, w której pewien pastor chciał zadzwonić do żony, ale ta nie odbierała, kiedy w końcu się dodzwonił ta, powiedziała mu, że dopiero teraz telefon zadzwonił. Okazało się, że pastor zadzwonił do pewnego mężczyzny, który chciał popełnić samobójstwo, a telefon, który zadzwonił uchronił go od tego. Opowiedziana jest także historia spotkania z aniołem samego ojca Ameryki – Jerzego Waszyngtona.

W historie zebrane przez Roberta Stranda można wierzyć albo nie. Można je wpisać między bajki, ale można też w nie uwierzyć. Ja należę do osób, które wierzą w te historie,  bo sama przeżyłam coś, czego nauką nie wytłumaczymy. „W towarzystwie aniołów” to nie tylko opowiadanie o spotkaniach z istotami niebieskimi to także okazja do refleksji nad swoją wiarą, bowiem po każdym rozdziale mamy okazję zastanowić się nad przeczytanym słowem, a z pomocą nam idzie adekwatny cytat z Pisma Świętego, czyli Żywe Słowo Boga oraz krótkie pytania.

Uważam, że książka Roberta Stranda może trafić do każdego, w którym tli się choć mała wiara, a nawet może tego całkowicie niewierzącego? Ja, po przeczytaniu „W towarzystwie aniołów” mam jeszcze więcej pytań bez odpowiedzi, niż miałam, ale z czasem się rozwieją. Gorąco polecam tę książkę, jeżeli chcemy się przekonać, że cuda naprawdę istnieją.


Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję:

X - men: Przeszłość, która nadejdzie (2014)

USA, WIELKA BRYTANIA | 2014
AKCJA, SCI - FI
REŻYSERIA: BRYAN SINGER
SCENARIUSZ: SIMON KINBERG
NA PODSTAWIE KOMIKSU MARVELA


Filmy o mutantach są jednymi z moich ulubionych. Uwielbiam seriale animowane o X – menach, komiksy, a początkowe filmy znam niemal na pamięć. „X – men: Przeszłość, która nadejdzie” była filmem na, który czekałam w tym roku. Miałam wielkie oczekiwania co do niego i byłam go bardzo ciekawa. Kilka dni temu, w końcu udało mi się ową produkcję obejrzeć.


„X – men: Przeszłość, która nadejdzie” zaczyna się w czasach, kiedy światem rządzi wojna, której ofiarą padli mutanci. Stworzono w tym celu specjalne roboty, które mają zdolność wykrywania genu X, odpowiedzialnego za super moce. Ginie coraz więcej mutantów, ale i ludzi, którzy zdecydowali się im pomóc. Sytuacja jest coraz bardziej beznadziejna i  potrzeba odwrócenia biegu czasu, aby do wojny nie doszło. Do lat 70. XX wieku wysłany jest Wolverine, który jako jedyny jest w stanie przetrwać podróż w czasie. Musi on odnaleźć Charlesa Xaviera, ale i Magneto i wspólnie muszą oni powstrzymać Raven przed zabójstwem dr Bolivera Traska i złapania się w sidła pracowników Traska. Misja Wolverine’a jest bardzo trudna, bo od jego powodzenia w przeszłości zależą losy przyszłości.


Film już od samego początku wciągał i nie sposób się było od niego oderwać. Historia, która została nam przekazana w „X – men: Przeszłość, która nadejdzie” jest historią mi znaną (po części), gdyż spotkałam się z takim naprawianiem przyszłości w przeszłości już w serialu „Wolverine and The X – men”. Twórcy zapewnili fanom naprawdę przyjemnie spędzone dwie godziny, bo nawet ich się nie odczuło, jednak parę elementów rzuciło mi się w oczy i trochę ubodło, ale może to fakt mojego nie zrozumienia niektórych wątków. Ubolewałam na faktem mało rozwiniętej postaci Bishopa, którego trochę polubiłam w jednej z odsłon kreskówkowych. Z kolei bardzo podobały mi sentinele, które robiły wrażenie i widać, że były one dopracowane.

Quicksilver, nie wiem mam sympatię do tego mutanta

Na uwagę w „X- men: Przeszłość, która nadejdzie” zasługują efekty specjalne, które robią wrażenie, co jest ogromnym plusem i atutem całego filmu. Warto było na tym film czekać i obejrzeć. Dla mnie mogło by się więcej dziać także w przyszłości, ale to pewnie rozłożyło by film na kolejne dwie godziny. Dla mnie fana X – menów produkcja wyszła na plus, choć z pewnością po kilkunastu obejrzeniach mój entuzjazm opadnie.

Film obejrzany w ramach wyzwania własnego: UMRĘ JAK NIE ZOBACZĘ

Piotr C. - Pokolenie Ikea. Kobiety


Są książki, których zupełnie nie mamy w planach, nie spoglądamy tęsknie w ich stronę będąc w księgarni i nie szukamy, gdzie najtaniej można ją zdobyć. Taką książką właśnie jest dla mnie „Pokolenie Ikea. Kobiety” Piotra C.. Są też książki, które ukazują pewne prawdy i zjawiska, z którymi się nie zgadzamy i nie dopuszczamy, że coś takiego w ogóle ma miejsce. Cóż kiedyś nadchodzi dzień, kiedy wszystko rozwiewa się po przeczytaniu jednej książki w białej okładce.

Jak pisałam we wstępie powieści Piotra C. (notabene kontynuacji!) nie miałam w planach. Nie czytałam „Pokolenia Ikea” i jakoś nie ciągnęło mnie do tej książki, owszem wzięłam ją do ręki, zobaczyłam o czym jest, ale odłożyłam na sklepową półkę. „Pokolenie Ikea. Kobiety” kupiła moja siostra i zachęciła mnie do jej przeczytania. Pewnie bym po nią jeszcze prędko nie sięgnęła, gdyby nie to, że okładka wpasowała mi się w wyzwanie.


Bohater/autor, bo czytając „Pokolenie Ikea. Kobiety” ma się nieodparte wrażenie, że czytamy autobiografię, opowiada o swoim życiu z kobietami. Mówi o ich zdobywaniu oraz traktowaniu oraz oczywiście kontaktach z nimi. Ale nie tylko. To opowieść o pracy w korporacji, o wzlotach i upadkach. Książka jest podzielona na kilka rozdziałów, które traktują o różnych sprawach i przedstawiają bohatera z różnych stron.

Miałam w czasie lektury bardzo mieszane uczucia i muszę to przyznać, że mam tak do teraz. Bo książka, ani nie powaliła mnie na kolana, ani okazała się stratą czasu. Panu Piotrowi jednak trzeba przyznać, że stworzył wciągającą książkę, od której nie sposób było się oderwać. Język był prosty, kolokwialny, co nadawało realności całej historii, a co najważniejsze nie przeszkadzał. Cała opowieść toczyła się bez pośpiechu, choć niektóre wątki zastanawiały i brakowało mi rozwinięcia, a jedynie spojrzenie na miejsce zakładki sygnalizowało, że kartek do końca ubywa.


Myślę, że warto było przeczytać tę książkę, dla samej wiedzy (?), choć nie jest to literatura górnych lotów. Nie oczekiwałam od niej niczego konkretnego, wzięłam do ręki, bo intrygowała mnie na półce. Stąd też biorą się moje mieszane uczucia, o których wspominałam. Po jej przeczytaniu stwierdzam, iż chętnie zapoznałabym się z pierwszą książką Piotra C. czyli „Pokoleniem Ikea”.

Książka przeczytana w ramach wyzwania: GRUNT TO OKŁADKA

Carlos Ruiz Zafon - Książę Mgły


Magia czy istnieje? Czasami jest tak, że niektóre wydarzenia są dziwne i niewytłumaczalne. A kiedy zaczyna dziać się coś, czego nie potrafimy logicznie wytłumaczyć, uciekamy się do zjawisk nadprzyrodzonych. To moja trzecia książka hiszpańskiego pisarza, którą miałam okazję przeczytać. Jest to kolejna z książek należąca do trylogii Mgły, notabene będąca jej pierwszym tomem. Ciekawi moich wrażeń na temat „Księcia Mgły” Carlosa Ruiza Zafona?


II wojna światowa, a dokładniej rok 1943. Max ze swoją rodziną: rodzicami oraz dwiema siostrami Alicją i Iriną przeprowadza się do uroczego domu nad morzem. Jeszcze na stacji przygarniają kota, który od samego początku wydaje się przenikać spojrzeniem domowników. Max szybko zaprzyjaźnia się z miejscowym chłopakiem – Rolandem -, który pokazuje mu wrak statku o nazwie „Orfeusz”. Rozbitego przed laty frachtowca, z którego jedyną ocalałą osobą jest dziadek Rolanda, który zbudował i zamieszkał w latarni morskiej, aby móc obserwować okolicę. Starszy mężczyzna opowiada Maxowi, Alicji i Rolandowi o niejakim Księciu Mgły, potężnym czarnoksiężniku, który spełni każde życzenie, ale cena za jego spełnienie jest wysoka. Dzieci jeszcze nie widzą, że tego lata przyjdzie im zmierzyć się z Księciem Mgły.

Książkę czytało się naprawdę szybko i przyjemnie. Carlos Ruiz Zafon budował napięcie od pierwszej do ostatniej strony, ale… Zawsze musi się jakieś znaleźć. Jak dowiadujemy się ze wstępu jest to jedna z pierwszych książek pisarza. Dotychczas miałam okazję tylko te książki, które należą do tych pierwszych. Cechą wyróżniającą owe książki jest to, że są one w swojej konstrukcji bohaterów niesamowicie podobne. Czytając „Księcia Mgły” widziałam duże podobieństwo do przeczytanych przez mnie wcześniej „Świateł września” oraz „Pałacu Północy”, co trochę przeszkadzało w całym odbiorze powieści.

Choć czytało mi się „Księcia Mgły” szybko to jednak wydaje mi się ona najsłabszą (a może to kwestia tego, że czytałam ją jako trzecią) z tych trzech książek. Nie nudziłam się czytając tę książkę, ale niestety podobieństwo dało mi się mocno we znaki. Zafon po raz kolejny wciągnął mnie w historię, która była intrygująca, trochę straszna i pełna niespodzianek. I właśnie to wszystko sprawia, że nie potrafię wystawić jednoznacznej opinii na temat „Księcia Mgły”. Gdybym czytała ją jako pierwszą z pewnością moje wrażenia byłyby inne.

Książka przeczytana w ramach wyzwania: 

oraz jest to książka, którą postanowiłam przeczytać w wakacje oraz należy do listy 20 książek, które chciałabym przeczytać.

Warren Ellis - Wzorzec Zbrodni [PRZEDPREMIEROWO - PREMIERA 4 PAŹDZIERNIKA]

PREMIERA 4 PAŹDZIERNIKA 2014

Wzory można układać z papieru, ze szkła itd. Tworząc zapierającą dech w piersiach całość. Co jednak myśleć, kiedy przed sobą mamy wzór ułożony z broni, w dodatku takiej, z której zginął co najmniej jeden człowiek? Odpowiedź, a przynajmniej jakaś jej cząstkę znajdziemy na kartach powieści Warrena Ellisa.


Od samego początku nazwisko Warren Ellis wydawało mi się znajome, a że po notkę biograficzną sięgnęłam na końcu to dopiero po  przeczytaniu „Wzorca zbrodni” zorientowałam się skąd. Warren Ellis to znany i ceniony twórca komiksów, a że czasem sięgam po te ilustrowane książki pełne dymków to myślę, że gdzieś kiedyś wpadło mi w oczy to nazwisko.

W budynku na Pearl Street w Nowym Jorku dochodzi do strzelaniny, w której ginie funkcjonariusz policji, partner Johna Tallowa. Tallow „po akcji” odkrywa Puszkę Pandory w mieszkaniu 3A. Znajduje się w nim bowiem broń. Narzędzia zbrodni, z których za każdym razem ktoś zginął. Nie ma dwóch takich samych egzemplarzy. Otwierając mieszkanie 3A Tallow musi rozwiązać zagadkę zabójstw z przestrzeni ostatnich dwudziestu lat. Wszystkie zabójstwa, które mają związek z bronią znajdującą się w 3A, zostały umorzone z powodu braku dowodów. W momencie otwarcia mieszkania każda z tych zbrodni zostaje wznowiona, a znalezienie sprawcy spada na barki Tallowa.

„Wzorzec zbrodni” to kryminał, który od pierwszej do ostatniej strony trzyma w napięciu. To książka, od której ciężko się oderwać, a każdy rozpoczęty rozdział ma być tym ostatnim. W powieści Warrena Ellisa cały czas coś dzieje i nowe fakty, czasem absurdalne wypływają na światło dzienne, a intryga rodzi intrygę. Dawno nie czytałam kryminału, który trzymałby w napięciu, aż do samego końca i którego finał pomimo, że lekko przewidywalny potrafił zaskoczyć.


Powieść Warrena Ellisa to kryminał, który czyta się lekko i przyjemnie, w którym zagadka kryminalna wcale nie jest tak prosta do rozwiązania. Dużo tu brutalności, ale takiej nie ostre, choć tak na początku mi się wydawało. Napędem całej powieści jest język, który jest prosty i sprawia właśnie całą tą lekkość książki. Czas poświęcony na „Wzorzec zbrodni” dla mnie nie był czasem straconym, myślę, że przypadnie on do gustu wielu fanom kryminału.

Za książkę bardzo serdecznie dziękuję: 

Książka przeczytana w ramach WYZWANIA KRYMINALNEGO

10 najważniejszych książek w moim życiu [TAG]

Na facebooku krąży łańcuszek, aby napisać 10 najważniejszych książek. Dzieliłam się na fejsie (gdzie znaleźć można pewne różnice), postanowiłam zamieścić te 10 książek i tutaj. Nie będę ukrywała, że wybór tylko dziesięciu był dla mnie bardzo trudny, ale starałam się wybrać te, które w jakiś sposób mnie poruszyły, bądź wpłynęły na moje życie. No to jedziemy!


Pismo Święte. Biblia. 
Ten wybór może wydawać się zaskakujący, ale ta Księga to dla mnie Książka wyjątkowa (o czym świadczyć może to, że słowo "książka" piszę z dużej litery). Słowo w niej zawarte, Słowo natchnione jest dla mnie pocieszeniem i oparciem w chwilach trudnych. Ma w sobie wiele pożytecznych tekstów, które można odnieść do swojego życia. A co najważniejsze, choć niektóre teksty znam tak doskonale, to jednak za każdym razem uderza mnie w nich coś innego.
Mistrz i Małgorzata Michaiła Bułhakowa
Dlaczego Mistrz i Małgorzata, to przecież taka powszechna książka, można by zapytać? Ale moja odpowiedź będzie krótka, całkowicie zafascynowało mnie to, że historia była toczona dwutorowo, z jednej strony śledziliśmy losy Wolanda i jego świty w Moskwie, z drugiej historię Jeszui. Druga rzecz to ukazanie poprzez tę powieść absurdów i możliwość dopasowania jej w realia współczesnego świata. Uwielbiam ją i cenię za jej komizm, niebanalny komizm dodać trzeba.
Intruz Stephenie Meyer
Ta książka zdecydowanie nie pasuje do całej reszty. Jest taka zbyt współczesna (choć nie najnowsza pod względem wydania w tym tagu) i nazwisko autorki automatycznie kojarzy się ze Sagą Zmierzch, za którą ja osobiście nie przepadam. Intruz jednak okazał się książką, która mnie pochłonęła, której przesłanie/morał jak zwał tak zwał wciąż we mnie jest, choć od czasu przeczytania jej przeze mnie minęły prawie 3 lata (!). I właśnie z tego powodu, że Intruz po takim czasie, wciąż mi o sobie przypomina, ta książka znalazła się w tym zestawieniu. Pamiętam moje wzruszenia i zirytowania podczas lektury

Kwiaty na poddaszu Virginii C. Andrews
Nie mogę wciąż otrząsnąć się z tego, co przeczytałam na kartach tej książki. Jest to "świeżynka", jeśli o przeczytane przez mnie książki. Umieściłam tę książkę w tym zestawieniu, ponieważ żadna książka do tej pory [co jest dziwne] nie wywołała we mnie tak wielu skrajnych emocji. To książka, które przeraża, ale też uświadamia, że człowiek nawet najbardziej zdeptany potrafi znaleźć rozwiązanie, nawet jeśli dopada go beznadziejność sytuacji w której się znajduje. Wykreowane tutaj postacie pokazują jak bardzo człowiek potrafi się zmienić, jeżeli w grę wchodzą pieniądze, to smutne i przerażające, ale prawdziwe.

Przedwiośnie Stefana Żeromskiego
Nigdy nie zapomnę z jaką przyjemność czytało się tę powieść pana Żeromskiego. Zapadła mi w pamięć i wiem, że z przyjemnością kiedyś powrócę do tej książki. Co takiego urzekło mnie w Przedwiośniu? Sama nie potrafię odpowiedzieć sobie na to pytanie. To książka pełna idei, więc może właśnie to sprawiło, że ta książka stała mi się bliska?

Zbrodnia i kara Fiodora Dostojewskiego
Skoro już jestem przy lekturach szkolnych, to kolejną książką, która stała się dla mnie ważna jest właśnie ta powieść rosyjskiego pisarza. Hm...? Pamiętam, że kiedy czytałam tę książkę jako lekturę (wciąż nie mogę się za nią zabrać dla przyjemności) towarzyszyły mi dziwne emocje, była zbrodnia, bo przecież Rodin Raskolnikow zabił, ale czy jego zbrodnia była słuszna? I dlaczego ta książka jest dla mnie taka ważna? Może dlatego, że czasami przyznanie się do czegoś jest trudne, czasami po czymś dręczą nas wyrzuty sumienia z którymi sobie nie radzimy, a kiedy już przyznamy się do winy i spotka nas kara, zawsze mamy szansę na lepsze dni, bo przecież nie zawsze dopuszczamy się morderstwa, prawda?

Sklepik z marzeniami Stephena Kinga
To pierwsza książka króla horroru, którą przeczytałam. Pierwszą, która zachęciła mnie do przeczytania innych powieści Stephena Kinga. Sklepik z marzeniami był książką intrygującą, która niesamowicie wciągała. Przede wszystkim urzekła mnie tym, że ukazała Szatana jako istotę bezlitosną, która to jest w stanie zrobić wszystko, aby tylko zdobyć duszę człowieka, a kto nie oprze się wymarzonemu produktowi? To książka do której kiedyś wrócę, bo czytałam ją w przeszłości dosyć chaotycznie i dlatego z chęcią przeczytam go ciągem.
Władca Pierścieni J.R.R. Tolkiena
Długo zastanawiałam się, czy powinnam umieścić tutaj Hobbita czy Władcę Pierścieni. Jak widać padło na tę drugą. To książka, która zawsze mnie intrygowała, jednak nie mogłam po nią sięgnąć. Kiedy już to w końcu się stało świat  Śródziemia wciągnął mnie już po uszy, Hobbit to tylko zapoczątkował, ale właśnie Władca Pierścieni sprawił, że mam ochotę przeczytać więcej ze Śródziemia. Mam tutaj kilku ulubionych bohaterów, którzy skradli moje serce na zawsze, to powieść do której tak jak do każdej będę wracała. Pokazuje ona, że choćby nie wiadomo jak potężne było zło, dobro i tak w końcu zwycięży.
Oskar i Pani Róża Erica - Emmaneula Schmitta
Żadna książka odkąd sięgam pamięcią, a tę przeczytałam już naprawdę dawno temu, nie wyzwoliła tylu łez. Żadna książka nie została przez mnie przeczytana w tak błyskawicznym tempie. I w końcu żadna po tylu latach nie zostawiła we mnie takiego piętna. To historia o walce, trudnej walce, dziecka, jednak dziecka bardzo odważnego i nie bojącego się swojej choroby. To książka o tym, że nie warto ulegać stereotypom. To historia, która może nas wiele nauczyć i może właśnie dlatego się tutaj znalazła. Mam ją na swojej półce od niedawna i mam ochotę jeszcze raz przeżyć to co przeżyłam już prawie dziewięć lat temu.
Bóg. Życie i twórczość Szymona Hołowni
Ta książka będzie tą jedyną niewyjaśnioną, a to dlatego, że moment, w którym czytałam ją uświadomiłam sobie pewne rzeczy, które muszę wciąż jeszcze uporządkować i którymi ciężko się podzielić bez uprzedniego poukładania.

Dzieje się...czyli wydarzenia literackie

Witajcie!
Dzisiaj chciałabym opowiedzieć Wam o dwóch wydarzeniach literackich, które niedługo będę miały miejsce i na które z tego miejsca w imieniu Wydawnictwa M chciałabym Was zaprosić!

14 września od godziny 13:00 w kinie ARS odbędzie się krakowska premiera książki „Jego
Oczami”, które ponadto będzie wzbogacona spotkaniem z Szymonem J. Wróblem oraz Markiem Barańskim. Więcej informacji na zdjęciu poniżej:

Natomiast 16 września o godzinie 17:30 w Klubie Dziennikarzy pod Gruszką
odbędzie się spotkanie z Krzysztofem Ziemcem, dziennikarzem, prezenterem Wiadomości.


M. Quick - Niezbędnik obserwatorów gwiazd


Życie młodych ludzi często nie jest już sielankowe, czasami osoby wchodzące dopiero w dorosłość muszą borykać się z problemami, które przerastają nawet dorosłych. „Niezbędnik obserwatorów gwiazd” to książka, która stawia młodego człowieka w świetle kłopotów, lęku i trudnych wyborów, a nie ciągłej zabawy i totalnie beztroskiego życia.


Finley, z pozoru wydaje się być normalnym chłopcem, ma kochającego ojca, który niestety musi pracować na nocne zmiany, aby jakoś utrzymać swojego dorastającego syna, a także niepełnosprawnego dziadka Finley’a mieszkającego z nimi. W życiu Finley’a jest również dziewczyna o imieniu Erin, z którą zna się od czasów dzieciństwa. Żyją oni w mieście, gdzie rządzą dwa gangi. Gang irlandzkich emigrantów oraz gang czarnych. Nie jest to bezpieczne miejsce. Pewnego dnia trener koszykówki w którą gra Finley, prosi chłopca o przysługę, aby stał się przyjacielem syna jego przyjaciół – Russa. Chłopca, który ma niesamowite zdolności koszykarskie. Wszystko nagle zaczyna przybierać dziwny obrót, a kiedy Erin pada ofiarą ataku, Finley za wszelką cenę próbuje dowiedzieć się o nim prawdy.

„Niezbędnik obserwatorów gwiazd” to książka poruszająca, która na długo zapadnie w pamięci. To opowieść o walczeniu ze środowiskiem, w którym przyszło żyć. O realizowaniu marzeń, ale także o rezygnacji z tego, co kiedyś było ważne na rzecz innych spraw. Według mnie nie jest to książka wesoła, ale nie jest też smutna, bowiem w życiu bohaterów pojawia się nadzieja na lepsze jutro.
Bardzo przyjemnie czytało się tą powieść Matthew Quicka, cała opowieść była opowiadana oczami Finley’a, czasami miało się wrażenie, że dowiadujemy się o najskrytszych uczuciach bohatera, co bardzo pomagało w odbiorze książki. Zdarza się tak, że narracja pierwszoosobowa w powieściach jest wymuszona i sztuczna, w „Niezbędniku obserwatorów gwiazd” nie miało się takiego wrażenia, co jest na bardzo duży plus dla książki.


Z pewnością na długo ta powieść Matthew Quicka zapadnie w mojej pamięci. I choć mam wrażenie, że jest ona przeznaczona dla młodszego (od mnie) czytelnika, to i ja znalazłam w „Niezbędniku” coś dla siebie i kiedyś powrócę do tej książki.

To The Moon - gra komputerowa


O grach komputerowych na blogu jeszcze nie pisałam, jednak zawsze musi być ten pierwszy raz. Pewnego letniego poranka obudziłam się z myślą, zagrałabym w grę przygodową, więc zaczęłam szukać takiej, która spełniałaby moje kryteria. Wybór padł na grę, której tytuł wydawał mi się trochę związany z marzeniami, a trochę z czymś niedoścignionym. To the Moon. 


Gra zaczyna się dosyć zagadkowo, ale wszystko w miarę rozwoju fabuły się rozwija. Dwoje "lekarzy" zostaje wezwanych do umierającego mężczyzny, będącego w stanie śpiączki. Właśnie ta dwójka będzie naszymi bohaterami, którymi będziemy poruszać się w grze. Za pomocą specjalnego urządzenia porozumiewają się oni z Johnny'm, który mówi im, że chciałby polecieć na księżyc. "Lekarze"muszą tak zmodyfikować wspomnienia Johnny'ego, aby w swoim dorosłym życiu poleciał na księżyc. Brzmi dziwnie i przerażająco, prawda?



Jednak To the Moon to gra, która pokazuje czym tak naprawdę jest miłość i na jak wielkie poświęcenie można się zdobyć, aby tę utraconą miłość otrzymać. To the Moon to również historia, tak, bowiem cały czas mamy do czynienia z życiem Johnny'ego, co prawda opowiadanym od starości do młodości. To opowieść o dążeniu do marzeń i podświadomości, która cały czas "podpowiada" nam rozwiązania, których po sobie się nie spodziewamy.

Grafika gry jest bardzo prosta, wcale nie rozbudowana. Na myśl przywołuje gry starsze, co mnie osobiście odpowiadało. Z racji, iż jestem wychowana na grach Atari czy Pegasusa bardzo lubię te gry, które stylizowane są na te stare klasyczne. Owszem czasem miło się pograć w coś, co swoim realizmem nas wręcz przeraża, ale do starości też mam sentyment.

Grając w To the Moon zastanawiałam się nad moim życiem, nad tym co robię, aby spełniać swoje marzenia. Ja nie potrzebuje specjalistów od "skoków w przeszłość", aby uświadomić sobie jak wiele szans na spełnienie swoich marzeń już zmarnowałam. To the Moon to gra niełatwa, bowiem wiele rzeczy trzeba poukładać w odpowiedniej kolejności, przydaje się tutaj myślenie logiczne, jak i spostrzegawczość, bowiem wiele rzeczy pozornie nieistotnych może być kluczowe. Pomimo, iż grę przeszłam od początku do końca, kiedyś z radością ponownie do niej usiądę.