Pierwsza w życiu wygrana:)

Pamiętam to wszystko idealnie. Środek października, potwornie zły humor i znalazłam konkurs na lubimyczytać.pl . Przeczytałam co trzeba i napisałam krótki tekst, a raczej zasady pewnego tajnego stowarzyszenia. Miałam bardzo zły humor i ogromną ochotę na czekoladę, więc powstał tekst o Stowarzyszeniu Anonimowych Czekoladoholików, wysłałam i zapomniałam o tym, że brałam udział w jakimkolwiek konkursie.

3 listopada. Sobota. Załączyłam komputer (i pocztę), aby włączyć sobie muzykę do sprzątania. Na poczcie znalazłam informację o tym, że na portalu lubimyczytać.pl znajduje się dla mnie prywatna wiadomość.Weszłam od razu na stronę, aby przeczytać jaka to wiadomość na mnie czeka. Zaniemówiłam, zobaczyłam oto taki komunikat:
 Nie uwierzyłam, bo przecież ja nigdy nic nie wygrałam, ale weszłam w stronę konkursu, odnalazłam listę zwycięzców i zobaczyłam tam swój nick (MsPikuss):
Na książkę czekałam prawie miesiąc, ale właśnie dzisiaj dotarła. Towarzyszy mi ogromna radość, bowiem po raz pierwszy w swoim życiu coś wygrałam i wygrałam właśnie za swój tekst. Niesamowicie mnie to podbudowało jeśli chodzi o moją własną twórczość, zaczęłam inaczej do niej podchodzić i więcej w nią wierzyć, a to wszystko za sprawą jednej wygranej książki.

Moja wygraną jest książka Krąg autorstwa Matsa Strandberga i Sary Bergmark Elfgren, jest to thriller dla młodzieży:
Sześć dziewcząt właśnie rozpoczęło naukę w liceum. Nic ich ze sobą nie łączy, każda z nich jest inna. Na początku semestru w szkolnej toalecie znaleziony zostaje martwy uczeń. Wszyscy podejrzewają samobójstwo, wszyscy z wyjątkiem tych, którzy znają prawdę...
Pewnej nocy, gdy na niebie pojawia się czerwony księżyc, dziewczyny spotykają się w parku. Nie wiedzą jak, ani dlaczego się tu znalazły. Odkrywają, że drzemią w nich tajemne moce, a ich życiu zagraża niebezpieczeństwo...
Aby przeżyć, muszą działać wspólnie, tworząc magiczny krąg. Od tej chwili szkoła staje się dla nich sprawą życia i śmierci…
Pierwsza część znakomitej szwedzkiej trylogii.


Źródło opisu:  http://www.czarnaowca.pl

Już nie mogę się doczekać, kiedy zagłębię się w lekturę książki ;)
Do książki została załączona taka broszurka - zawierająca fragment książki.

Miłosny sen


W ten deszczowy dzień
nasze oczy spotkały się,
serca ruszyły,
a ciała stały.

Podszedłeś, w inny deszczowy dzień,
gdzie zbłąkane serca odnalazły się,
wziąłeś w ramiona i szeptałeś doń,
Tyś moja, moja bądź.
Dotknąłeś ustami swymi usta me,
me serce na Twój dotyk oszalało.
Nasze dusze złączyły się.
Tak bardzo kochałam Cię,
tak bardzo kochałeś mnie.

W ten deszczowy dzień
zbudziłam się,
a ta wielka miłość
to był tylko s e n !



Opublikowane również na stronie opowiadania.pl. Dawno nie zaznany przypływ nocnej weny na wiersze. 

M. Nurowska - Tango dla trojga


„Warto pocierpieć, aby osiągnąć nieśmiertelność.”

Tango dla trojga to moja druga powieść Marii Nurowskiej, równie ciekawa i interesująca jak poprzednia książka, którą czytałam, ale nie mam zamiaru ich porównywać, bowiem bohaterowie tych dwóch książek radykalnie się od siebie różnią, sięgnęłam po nią po niezapominanych wrażeniach z książką Drzwi do piekła.

Ola jest znaną aktorki, jej starszy mąż – Zygmunt – dla niej porzucił swoją żonę Elżbietę, z którą przeżył 30 lat małżeństwa, również aktorkę. Ola nie czuję się dobrze z tym, że zajęła czyjeś miejsce, dlatego też, gdy nadarza się okazja proponuje właśnie byłą żonę Zygmunta do roli. Nie chcę zdradzać, co z tego wyniknie i jak potoczą się losy Oli i jej związku, a także znajomości z Elżbietą. Ola nie potrafi poradzić sobie z tym, że Elżbieta po odejściu Zygmunta stała się osamotniona, sama również zaczyna odczuwać jakiś smutek, a przecież kocha i jest kochana.

Tango dla trojga czytało się jednym tchem, może czasami główna bohaterka irytowała, ale właśnie przez to była bardziej rzeczywista. Nurowska w niesamowity dla mnie sposób ukazała, jak trudne, choć pozornie bardzo łatwe, jest życie aktora, jak musi zmagać się z własnymi rozterkami, a równocześnie potrafić doskonale zagrać swoją rolę. W Tangu dla trojga możemy również zobaczyć co dzieje się z aktorem, lub już tylko człowiekiem, gdy nie potrafi on oddzielić sztuki od życia.

Żałuję tylko, że ta książka była tak krótka, gdyż bardzo mi się spodobała. Po lekturze Tanga dla trojga wiem, że do powieści Marii Nurowskiej jeszcze powrócę, gdyż styl autorki niezwykle przypadł mi do gustu. Porusza ona sprawy, z którymi ciężko się zmierzyć, a robi to z taką lekkością, że książkę, aż chce się czytać i nie można skończyć. 

Prometeusz

Źródło: filmweb.pl
Tytuł oryginalny: Prometheus

Gatunek: Horror, Akcja, Sci - fi
Produkcja: USA, Wielka Brytania
Premiera: 30 maja 2012 (świat), 20 lipca 2012 (Polska)
Reżyseria: Ridley Scott
Scenariusz: Jon Spaihts, Damon Lindelof

Na Prometeusza chciałam wybrać się do kina, odkąd usłyszałam o tym filmie, a było to już na początku roku. Może wydać się to nieco dziwne, ale bardzo polubiłam serię filmów o Obcych, dlatego też stwierdziłam, że obejrzenie prequelu lubianej sagi to obowiązek. Do kina się nie wybrałam, ale niedawno w końcu obejrzałam ten film. Świeżo po premierze tego filmu czytałam w Uważam Rze, dość krytyczną recenzję tego filmu, ale pomimo jej chciałam obejrzeć tą produkcję.

Grupa kilkorga ludzi wyrusza na obcą planetę w poszukiwaniu początków ludzkości, a raczej konstruktorów jak ich nazwała pewna para biologów, dotarcie na nią zajmuje im oraz innym członkom załogi dwa lata, statek, którym podróżują nosi nazwę Prometeusz. Na planecie odnajdują piramidę, w której znajdują ślady życia jednak wygląda ona na opuszczoną, a po dłuższych badaniach dochodzą do wniosku, że cywilizację tą zabiła "choroba". Miała to być ekspedycja, która miała odpowiedzieć na pytanie o początek ludzkości, jednakże może ona niestety przyczynić do jej końca.

Rozczarowanie? To słowo idealnie opisuje to co doświadczyłam podczas oglądania Prometeusza. Wymagałam za wiele od tej produkcji, nie mówię jednak, że Prometeusz  nie jest warty uwagi, bo jest filmem ciekawym, ale... trochę w nim brakowało. Nie jest to horror, akcja w nim również pozostawia wiele do życzenia, a jeśli chodzi o Science - fiction to efekty specjalne były ciekawe i właśnie to one ratowały ten film przed gorszą oceną. Może mną kieruje sentyment w stosunku do Obcego. Cóż bardzo cieszę się, że nie wybrałam się na Prometeusza do kina, nie był to film, który koniecznie trzeba było obejrzeć na dużym ekranie. Film zasługuje na uwagę, ale nie należy od niego wymagać zbyt wiele. Dla mnie czegoś brakowało w tym filmie, czego niestety nie wiem, jak obejrzę go raz jeszcze myślę, że dojdę do tego czego mi w nim brakowało. Prometeusz to właśnie taki film, w którym odkrywa się więcej po którymś obejrzeniu. Wymaga skupienia, a mi podczas oglądania trochę go brakowało. Oceniałam ten film na 7/10, dlaczego tak już wyjaśniam, spodziewałam się czegoś innego, oczekiwałam go, a trochę się zawiodłam. Obcy zawsze mroził mi krew w żyłach (pierwszy raz w całości Obcego obejrzałam mając ok. 14 lat), trochę rzeczy zostało dla mnie zbyt szybko wyjaśnionych, niektóre nie zostały wcale nie rozwiązane. Koneserzy serii o Obcych (z większym zamiłowaniem do serii niż ja) może znajdą w filmie więcej plusów. 

Zwiastun filmu.

10 filmów spośród ulubionych Pikusia cz.2/Nosferatu - symfonia grozy

To już ostatni post z serii 10 filmów spośród ulubionych Pikusia cz.2. Mam w planach opisanie czterech filmów, które ostatnio obejrzałam, gdyż jeden z nich zrobił na mnie piorunujące wrażenie, kolejny był filmem na który chciałam się wybrać do kina, ale nikt nie wyrażał chęci pójścia ze mną na ten film do kina. Jeszcze zanim przejdę do głównego tematu posta, to chciałam powiedzieć coś niecoś o tej edycji postów tematycznych o moich ulubionych filmach. Stworzyłam sobie  pomocniczą listę, ale parę filmów, które wybrałam sobie na początku zostało zmodyfikowanych i odrzuconych, dzięki temu na listę trafił m.in. Dorian Gray czy Kołysanka. Zastanawiałam się również nad umieszczeniem tutaj bajki animowanej pt. Anastazja, ale zrezygnowałam z tego. Jedyny film, którego byłam pewna to właśnie film dzisiejszy, dosyć stary, ale właśnie to czyni go wyjątkowym.

Nosferatu - Symfonia grozy (Nosferatu, eine Symphonie des Grauens) (1922)

Gatunek: Horror
Produkcja: Niemcy
Premiera: 4 marca 1922
Reżyseria: Friedrich Wilhelm Murnau
Scenariusz: Henrik Galeen
Na podstawie: Dracula Bram Stroker

Film stary, niemy i...niemiecki. Gdyby nie był to film niemy, pewnie w życiu bym go nie obejrzała, bo jest niemiecki. Nosferatu - symfonia grozy pojawił się w styczniu w moich rekomendacjach na filmweb.pl, a że nie miałam zbytnich pomysłów jaki film sobie obejrzeć, wybrałam właśnie niemą niemiecką produkcję.

Jak nie trudno się domyślić Nosferatu - symfonia grozy to film o krwiożerczym wampirze. Młody mężczyzna zostaje wysłany do mrocznego i starego zamku, gdzie urzęduje wampir - Nosferatu. Mężczyzna zostaje kilkakrotnie ukąszony przez wampira, tymczasem krwiopijca ma "chrapkę" na ukochaną mężczyzny. Przybywa on, więc do miasta, aby zniewolić piękną kobietę.

Film, który nie przypadnie każdemu do gustu z powodu tego, że jest niemy. Obejrzałam go, właśnie z ciekawości w stosunku do filmów niemych i bardzo pozytywnie zostałam zaskoczona. Brak dialogów w zupełności mi nie przeszkadza. Jest to niewątpliwie klasyka horroru, ale również naprawdę znakomity film o wampirach, który pokazuje tę istotę jako bezwzględną i pragnącą krwi, taką która nie ma ludzkich uczuć, pragnie tylko zaspokojenia swojej potrzeby i ginącej od słońca, nie świecącej na nim.

Nosferatu - symfonia grozy to film na którym trzeba się skupić, bo ważne jest to co zobaczymy, a nie to co usłyszymy. Oceniłam ten film na 10/10 (według oceniania na filmweb.pl), gdyż uważam, że jest to klasyk kina. Niemiecki bo niemiecki, ale jednak warty obejrzenia film.


M. Gutowska - Adamczyk - Cukiernia pod Amorem: Hryciowie

Cukiernia pod Amorem: Hryciowie to już trzecia cześć opowieści o Cukierni pod Amorem w Gutowie, trzecia a zarazem też ostatnia. Cóż jak w poprzednich częściach akcja rozwijała się dwutorowo, tym razem były to lata 1939 - 1993 oraz rok 1995 (jak to już było w poprzednich dwóch częściach). W tej części bardziej do gustu przypadły mi opisy wydarzeń z roku 1995, ale o tym za chwilę.

"(...)po co udawać, że coś trwa, skoro dawno się skończyło?"
Akcja Cukierni pod Amorem: Hryciowie obejmowała głównie czasy II wojny światowej, ukazując jej kolejne etapy. Ukazany jest również rozwój wypadków, który spowodował, że pierścień znalazł się na palcu pewnej znalezionej pod ulicami Gutowa mumii. W książce ukazane są oblicza wojny z różnych perspektyw, każde tak samo przerażające. W części poświęconej 1995 roku, poznajemy dalsze losy rozwiązywania przez Igę, najmłodszą spośród Hryciów, zagadki związanej z mumią. Czy uda się jej ją rozwiązać? Odsyłam do książki.

"Zresztą czasem zagadka jest ciekawsza od rozwiązania."
Jak napisałam na początku krótkie opisy wydarzeń z 1995 roku, bardziej przypadły mi do gustu, aniżeli te z lat 1939 - 1993, choć nie mówię, że były gorsze. W tym bliższych nam (mi) latach pojawiało się więcej intryg i fabuła bardziej wciągała, jednakże w przypadku lat wojennych i powojennych wyjątkowo interesujące były fragmenty z życia Giny Weylen, które były dramatyczne i romantyczne zarazem.

"Każdy musi szukać szczęścia w sobie, inni ludzie, choćby nie wiem, jak się starali, nie są w stanie nam go dać."
Po pełnej lekturze wszystkich trzech części Cukierni pod Amorem mam swoje ulubione i mniej ulubione postacie, moją szczególną sympatię zdobył Paweł Cieślak, ale również Gina Weylen i Pawlak, a ze współczesności Iga Hryć. Jednakże patrząc całościowo na książkę trochę się zawiodłam, brakuje jej porządnego zakończenia (w przypadku trzeciego tomu), czegoś innego się spodziewałam, było mi żal, kiedy zobaczyłam, że książka już się skończyła i kiedy uświadomiłam sobie, że dalszego losu nie będzie. Czas poświęcony na Cukiernię pod Amorem nie był stracony, a rzekłabym, że nawet przyjemnie spędzony. Książka poprawiła mi humor, gdy po ciężkim dniu sięgałam po nią, aby odetchnąć. Po Cukierni pod Amorem spodziewałam się czegoś innego, a autorka całkowicie mnie zaskoczyła.


Wstecz

Patrzysz wstecz
i zastanawiasz się
co było
jakby było
jaki on by był
nie przekonasz się
nie jest ci to dane
ale jednak wciąż
rozmyślasz
zastanawiasz się
a on wciąż
jakoś wraca
i wszystko wywraca.

Z dedykacją dla pewnej osoby, ona wie, że to do niej kierowane ;)
Tymczasem jest to przypadkowy napad weny... efekt masy luźnych i dziwacznych przemyśleń.

10 filmów spośród ulubionych Pikusia cz.2/Prestige

To już przedostatni film z serii 10 filmów spośród ulubionych Pikusia, na sam koniec (czyli na za tydzień) przygotowałam wyjątkowy film, ale to za tydzień, a dziś film z moim ulubionym aktorem. Jak zauważyliście wprowadziłam na blogu małą zmianę wizerunku, bo poprzednia nieco mnie drażniła, a te pognieciony papier (który można jeszcze oglądać w obrazku wyżej) nieco mi się znudził, pozostałam więc przy fioletach, zrezygnowałam jednak z zieleni na rzecz ciemnej czerwieni.

Prestiż (The Prestige) (2006)

Gatunek: thriller, dramat
Produkcja: USA, Wielka Brytania
Premiera: 5 stycznia 2007 (Polska), 17 października 2006 (świat)
Reżyseria: Christopher Nolan
Scenariusz: Christopher Nolan, Johantan Nolan

"Nikomu nie pokazuj. Będą błagać cię i schlebiać ci, aby poznać sekret, ale jak tylko im go przekażesz, będziesz dla nich nikim. Rozumiesz? Nikim. Sekret nie robi na nikim wrażenia. Trik, w którym go używasz jest wszystkim." - Christian Bale (,,Prestiż")
Prestiż po raz pierwszy obejrzany ze względu na zainteresowanie filmem z Hughem Jackmanem, a poza tym zachęcił mnie zwiastun filmu i sam tytuł. To czego oczekiwałam po tym filmie zdaje się, że zostało zaspokojone z mojej strony w pełni. Za każdym gdy oglądam ten film, odkrywam w nim coś nowego.

Prestiż opowiada historię dwóch iluzjonistów Roberta (Hugh Jackman) i Alfreda (Christian Bale), którzy byli przyjaciółmi, jednakże wzajemna rywalizacja, jaka się pomiędzy nimi narodziła zniszczyła przyjaźń, a dwoje mężczyzn próbuje coraz bardziej zadziwić swoją publiczność, a tym samym zdobyć jej jeszcze więcej. Kombinują, wymyślają coraz to nowsze, coraz bardziej przerażające rzeczy. Nie chcę zdradzać zbyt wiele, zobaczcie sami.

Ten film warto obejrzeć parę raz, znaleźć w nim bowiem można wiele przy kolejnym oglądaniu wynieść nieco inne spojrzenie na bohaterów. Pomimo mojej sympatii do Hugha Jackmana, bardziej polubiłam w tym filmie Alfreda Bowdena granego przez Christiana Bale'a, choć ciężko było mi się do tego po pierwszym obejrzeniu przyznać. Jego postać według mnie obarczona jest większym cierpieniem, ale nie mniejszą motywacją do działania. Prestiż to film magiczny, ale nie dlatego, że mówi o magii, iluzji, ale dlatego, że pokazuje coś co spotkamy w codziennym życiu, ale co zobaczcie sami.
Moja ocena (wg oceniania na filmweb.pl): 9/10 tak poza tym to #50 film w rankingu na "filmwebie", więc nie jest byle jaki film.

11 listopada inaczej...

Nie w manifestacji, ale na koncercie. Na koncercie Czesława, pisząc o Męskim Graniu, mówiłam, że z przyjemnością bym wybrała się na koncert Czesława i tak się stało. Koncert odbył się w Pszczyńskim Centrum Kultury w ramach właśnie 11 listopada, od dwóch lat miasto organizuje w tym dniu właśnie widowisko muzyczne, ja uczestniczyłam w nim po raz pierwszy.


Brakuje mi słów by opisać ten koncert, nie spodziewałam się, aż tyle.
Koncert rozpoczął się o godzinie 19:00 (no trochę później na scenę wyszedł Czesław i jego zespół) od krótkiego powitania dyrektora PCKulu oraz kilku słów o 11 listopada z ust burmistrza Pszczyny. Czesław wraz z zespołem i Hansem wyszedł na scenę i zaczął grać. Nie musiałam długo czekać na pierwszą z moich ulubionych piosenek Wesoły kapelusz, nie usłyszałam jednak na żywo Fishikelli, ale inne zaśpiewane piosenki ten brak rekompensują, w szczególności fakt, że na piosence Caesia&Ruben Hans (wraz ze Susan) stał parę metrów ode mnie, gdzie dzwonił (-ili) dzwoneczkami oraz grał na flecie. Cud, miód i orzeszki... Nie wspomnę już o tańcu Czesława, który jest genialny, ale równocześnie śmieszny. Bardzo podobało mi się wykonanie piosenki When the boys meet the girls, które miałam już okazję usłyszeć w Żywcu na Męskim Graniu, ale z ręką na sercu mówię, że to dzisiejsze pobiło tamto wykonanie. Były utwory bardziej żywe i mniej żwawe, spokojne, nie zabrakło utworów z płyty na której Czesław Śpiewa wiersze Miłosza, akurat zagrane zostały te utwory, które mi się podobają. Ciekawa też była Maszynka do świerkania, tej piosenki zabrakło na Męskim, ale teraz wynagrodzone miałam z nawiązką. Czesław Śpiewa wraz ze swoim zespołem zagrał również cover zespołu Happysad Zanim pójdę, co ciekawe odkryłam tę piosenkę (w wykonaniu Czesława oczywiście) jakiś czas temu i bardzo chciałam usłyszeć ją na koncercie i oto proszę ta - dam! Śmieszna była sytuacja, kiedy Czesław wziął IPada i śpiewał z niego piosenkę, gdyż nie pamiętał tekstu, śpiewał więc z IPadem w ręku i dodał:"Nie wypada śpiewać z kartki, więc ja będę z IPada",

Jak pisałam nie mogę znaleźć słów, więc fotorelacja (przepraszam za jakoś zdjęć, ale są to kadry z nagranych filmów):
Zanim pójdę - cover zespołu Happysad

Wesoły Kapelusz
Wesoły Kapelusz raz jeszcze

Czesław i jego iPad, no i Hans na kontrabasie

Czesław, Hans, Susan i reszta rozdający autografy

Moja największa pamiątka!






10 filmów spośród ulubionych Pikusia/Kołysanka

Wczoraj oglądałam Postrach nocy z Collinem Farrerem, jako wampirem, dlatego dzisiaj zdecydowałam się na film również o tematyce wampirycznej, ale będzie to film polski i w dodatku komedia.

Kołysanka (2010)

Gatunek: czarna komedia
Produkcja: Polska
Premiera: 12 lutego 2010 (Polska), 8 lutego 2010 (świat)
Reżyseria: Juliusz Machulski
Scenariusz: Adam Dobrzycki
Muzyka: Michał Lorenc

Film o wampirach w polskim wydaniu, na polskiej ziemi i w dodatku komedia (!). Spokojna wieś - Odlotowo - na Mazurach, pewnej nocy przybywa do niej rodzina Makierowiczów, którzy nie są zwykłymi ludźmi. Makierowiczowie wiodą zwykłe życie, ale skrywają tajemnicę, której wielu nie chciałoby by poznać. Kiedy zaczynają ginąć kolejni ludzie, policja zaczyna śledztwo, ale wszystkie poszlaki donikąd ich prowadzą.

Po Kołysankę sięgam, gdy chcę sobie odetchnąć, w filmie jest wszystko co mi odpowiada, jest to czarna komedia, więc bawi mnie czasem do łez, a w dodatku w filmie jest wspaniała muzyka Michała Lorenca, która jest przepiękna i w cudowny sposób oddaje klimat filmu, nieco mroczny, ale z nutką śmiechu.

Według mnie Kołysanka jest pozycją obowiązkową dla fanów wampirów, gdyż ukazuje on całkowicie inne oblicze wampira. Jest on tu wyśmiany, ale jednocześnie ukazany jako istota bezwzględna. Mam w tym filmie swoje ulubione postacie, pierwszą jest dziadek Makarewicz (Janusz Chabior), a drugą ksiądz miejscowej parafii (Michał Zieliński). Moja ocena to: 10/10 (według skali na filmweb.pl)

Spotkanie (2010)

Źródło: filmweb.pl
Tytuł oryginalny: The Encounter
Gatunek: dramat
Produkcja: USA
Reżyseria: David A.R. White
Scenariusz: Sean Paul Murphy, Timothy Ratajczak

The Encounter to kolejny film, który obejrzałam na oazie. Jest to film, który najprawdopodobniej wielu się nie spodoba, ale według mnie to bardzo wartościowy film, który niesie ogromne przesłanie.

Pięcioro przypadkowych ludzi, dziewczyna, która ucieka od patologicznej rodziny, małżeństwo, które nie potrafi się porozumieć, kobieta, która jedzie na spotkanie ze swoim narzeczonym oraz milioner - właściciel sieci fast foodowej zatrzymują się w przydrożnej restauracji, gdyż jedyna droga jest zamknięta z powodu burzy. Właściciel restauracji wydaje się wiedzieć wszystko o ludziach, którzy znaleźli się w Jego restauracji. Mężczyzna poddaje się za Jezusa i namawia tych pięcioro ludzi do zaufania Mu i przyjęcia Jego woli. Opowiada im o największych zranieniach, zawodach, jakie ich spotkały, ale mówi także jak bardzo ich kocha. Z drugiej strony przy zamkniętej drodze pojawia się oficer DeVille, który także próbuje zwabić ludzi do siebie. Kto sposród tej piątki zaufa Jezusowi, a kto odejdzie z szatanem?

Film ewangelizacyjny, który na pewno nie jest dramatem. Spotkanie porusza serca i pokazuje, że Bóg jest i wcale nie musimy go widzieć, aby go każdego dnia doświadczać. Każdego dnia w Biblii możemy słuchać tego co mówi do nas Pan (Ten z Góry, jak to ja Go zwykłam nazywać). The Encounter to nieznana produkcja, ale wcale nie gorsza od znanych filmów, a wydaje mi się nawet, że jest to pozycja, która warto obejrzeć.

Dla mnie Jezus Chrystus jest osobą ważną oraz Kimś bez kogo już by mnie tu nie było. Oglądając ten film parokrotnie z oczy spływały mi łzy, nie mogłam ich powstrzymać, po prostu się nie dało.





M.Gutowska - Adamczyk - Cukiernia pod Amorem tom 2: Cieślakowie

Konsekwetnie po lekturze pierwszego tomu Cukierni po Amorem: Zajazierscy, który pod koniec niesamowicie mnie zaintrygował sięgnęłam po tom drugi. Jak co do pierwszego tomu miałam uczucia nieco mieszane tak ta cześć historii rodziny Zajezierskich, Cieślaków i Hryciów po prostu mnie oczarowała.

W większości akcja skupia się w latach przełomu wieków XIX i XX, a następnie przez okres I wojny światowej oraz lat międzywojennych, pojawiają się jedynie krótkie wzmianki z czasów współczesnych, co mi bardziej odpowiadało. W Cukierni pod Amorem: Cieślakowie, poznajemy dalsze losy rodziny Zajazierskich, ale także poznajemy ciekawą rodzinę Cieślaków z warszawskiego Powiśla, zapoznajemy się również z sytuacją XIX - wiecznych emigrantów w Stanach Zjednoczonych. Odkrywamy artystyczną stronę Warszawy z pomocą Giny Weylen, a także widzimy okropieństwa jakie niesie ze sobą I wojna światowa.


Ten tom wydaje się być dla mnie bardziej barwny, niż tom pierwszy, może to z powodu tego, że lata międzywojenne są dla mnie wyjątkowo fascynujące. Czytając ją dosłownie przenosiłam się do Gutowa, Zajazierzyc czy Warszawy i czułam się jakbym była uczestnikiem tych wszystkich wydarzeń. O ile w poprzednim tomie męczyły mnie przeskoki fabuły z jednego miejsca w inne tak w tym już mi to nie przeszkadzało, a tylko ubogacało książkę i niecierpliwiło czytelnika, gdy wątek urywał się w dość interesującym momencie. W taki sposób również zakończył się drugi tom Cukierni po Amorem. Śmiało mogę powiedzieć, że cenny czas, które poświęciłam na tę książkę nie został zmarnowany, gdyż jest ona naprawdę dobrą pozycją i to w dodatku polską.





10 wybranych filmów spośród ulubionych Pikusia/Avengers

Dzisiaj film na którego premierę czekałam, film na który wybrałam się do kina. Nie były to zmarnowane pieniądze o czym świadczy to, że znalazł się on spośród tych filmów, które wybrałam do prezentacji. Miałam o tym filmie napisać, ale jakoś wciąż nie mogłam się zebrać, więc postanowiłam go umieścić apropo prezentacji o 10 wybranych filmach spośród ulubionych.

Avengers (2012)

Gatunek: Akcja, Sci - fi
Produkcja: USA
Premiera: 11 kwietnia 2012 (świat), 11 maja 2012 (Polska)
Reżyseria i scenariusz: Joss Whedon
Na podstawie: komiksu Stana Lee & Jack Kirby Avengers (MARVEL)

Odkąd po raz pierwszy usłyszałam o Avengers wiedziałam, że będę musiała wybrać się na ten film do kina. Marvelowskie komiksy po prostu uwielbiam, a do obejrzenia ich ekranizacji nie trzeba mnie namawiać.

Avengers to nazwa dla supergrupy superbohaterów prowadzonej przez niejakiego Nicka Fury (Samuel L Jackson), w której skład wchodzą Iron Man (Robert Downey Jr), Hulk (Mark Ruffalo), Kapitan Ameryka (Chris Evans), Thor (Chris Hemsworth), Czarna Wdowa (Scarlett Johansson) oraz Sokole Oko (Jeremy Renner). Supergrupa ma uchronić ludzkość przed zagładą ze strony kosmitów, których na Ziemię sprowadza Loki (Tom Hiddleston), który pragnie zemsty.

Pomimo tego, że bardzo chciałam obejrzeć Avengers w jakiś szczególny sposób nie "napalałam" się na ten film. Z doświadczenia już po prostu wiedziałam, że czasem ekranizacje marvelowskich komiksów zawodzą. Tak było w przypadku X-men Orgins: Wolverine oraz poniekąd Thora, który łączy się bezpośrednio właśnie z Avengersami. Nie mówię, że to jest konieczne, ale przyjemnie ogląda się film wiedząc skąd wzięli się w tej grupie akurat ci superbohaterowie, ja widziałam wszystkie produkcje "poprzedzające" Avengers za wyjątkiem Hulka (to akurat dlatego, że Hulk mnie nie przekonuje), jednak nie jest to film wyłącznie dla fanów komiksów, ale również dla kogoś lubiącego filmy akcji, bo tej w tym filmie jest dużo. Jestem w stanie powiedzieć, że był to jedna z lepszych ekranizacji komiksów, które dotąd oglądałam. Warto tu chyba wspomnieć, że jestem ogromną fanką Lokiego, pomimo tego, że jest on jakby nie patrzeć czarnym charakterem. Gdybym miała okazję obejrzeć ten film jeszcze raz, obejrzałabym go z przyjemnością, gdyż jak i same zdjęcia, jak i wspaniali aktorzy wręcz do tego zachęcają. 

Oglądałam ten film w wersji z napisami (dla mniej wtajemniczonych w kinach leciała również wersja z dubbingiem) i chyba ta wersja filmu jest jedyną słuszną, choć wiem, że dla dzieci (choć i tak uważam, że nie jest to film odpowiedni w pewnym wieku) lepszy jest w tego typu filmu dubbing, bo jak wiadomo nie zawsze dzieci są w stanie nadążyć za napisami. Warto wspomnieć, że film był wyświetlany wyłącznie w 3D,i j jeśli ktoś oczekiwał niesamowitych efektów w 3D mógł się nieco zawieść, równie dobrze ten film mógł lecieć w wersji normalnej i bilet byłby tańszy i wygodniej by się film oglądało. Avengers to film, w którym i ten duży i ten mały znajdzie coś co zafascynuje. Z pewnością nie jest to film, który obejrzą kobiety. Będąc w kinie na Iron Manie 2 usłyszałam wraz z moimi dwiema koleżanki zdziwienie ze strony pana sprawdzającego bilety, zaś Avengersów obejrzałam już w gronie męskim, gdyż tylko oni wyrazili chęć pojechania ze mną na ten właśnie film. 
Moja ocena (według oceniania na filmweb,pl): 9/10