Mariusz Zielke - Sędzia


Ostatnio mam słabość do polskich autorów. Idąc, więc tokiem swojej słabości nie mogłam przejść obojętnie obok książki Mariusza Zielke pod tytułem „Sędzia”. Wcześniej nie spotkałam się z twórczością autora, co było dużym błędem z mojej strony, ale pokornie braki uzupełnię. „Sędzia” zainteresował mnie z kilku powodów, ale ten główny to fakty o których opowiada.


Adam Bonar był prezesem dobrze prosperującej firmy leasingowej. Do czasu. Wszystko zaczyna zmieniać się, kiedy swoją decyzją naraża się prezesowi Polskiego Banku Gospodarczego, a pewien dziennikarz ujawnia pewną nieprawidłowość w księgach podatkowych firmy. Zmieszany z błotem, uznany za oszusta Bonar musi oczyścić swoje imię, a tym samym usiłuje pokazać, że polskim biznesem rządzi mafia bankowo – sądowa.

„Sędzia” to pełen intryg thriller prawniczy, który wciąga od pierwszych stron. Nie sposób oderwać się od takiej lektury, która wzbudzała zarówno ciekawość, a także momentami mroziła krew w żyłach, zdarzyło się również, że książka wywołała uśmiech na twarzy. Choć nie śledzę dokładnie publicystyki i polityki, to jednak książka bardzo mi się spodobała. No właśnie ja, która na co dzień stara się unikać takich tekstów, bo mnie drażnią etc., wciągnęła się w tę powieść jak nigdy wcześniej. Sposób, w jaki Mariusz Zielke wykreował akcję, jak dozował czytelnikowi emocje i informacje zasługuje na pochwałę i jest godne polecenia. „Sędzia” to powieść, która na długo pozostanie w mojej pamięci i taka, do której z pewnością powrócę po jakimś czasie powrócę.

Czytałam tę książkę niemalże z wypiekami na twarzy i naprawdę trudno było mi się od niej oderwać. Powodem, dla którego tak było z pewnością był również język, który nie był trudny i zwykły szary człowiek mógł spokojnie zrozumieć co, jak i dlaczego. Nie potrafiłam odnieść postaci z książki do osób rzeczywistych, ale w żadnym wypadku nie sprawiło to, że książka stała się dla mnie gorsza. Autor ukazał za pomocą swojej książki nie tylko ciekawą i intrygującą fabułę, ale także to, iż system w naszym kraju bywa czasem patologiczny, o czym sam Mariusz Zielke wspomina we wstępie.

Podsumowując „Sędzia” to interesująca książka, która jednak nie każdemu przypadnie gustu. Jest to na pewno powieść dla wielbicieli thrillerów i kryminałów, gdyż tutaj naprawdę wiele się dzieje. Mnie „Sędzia” bardzo się podobał i kiedyś (z pewnością na emeryturze) wrócę do tej książki, aby spojrzeć na nią innym okiem, Tobie mogę ją polecić, bo naprawdę warto przeczytać te 455 stron. Brak rozczarowania gwarantowany.


Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca

Trochę dla ucha i ducha...

...czyli słów kilka o koncercie Tau w RudeBoy Bielsko - Biała


Pamiętam ten dzień, kiedy dostałam od mojego Narzeczonego link do jednego z utworów Tau. Była radość, że on sięga po takie piosenki, ale sama też wsłuchałam się w album. Później do zestawienia dołączył Poison i Bęsiu, a od niedawna również przedstawiciele zagraniczni christian rap. O ile rap to nie mój gatunek, to w katolickim wydaniu już tak. 


Kiedy zostały ogłoszone miasta, w których Tau zagra w ramach Remedium Tour 2015 postanowiliśmy razem z Narzeczonym wybrać się na koncert do Katowic, jednakże z powodu różnych zawirowań zdecydowaliśmy się na Bielsko - Białą. Ja, jak to ja przekonana była, że koncert odbywa się 30 listopada, więc siedziałam cicho. Aż tu nagle 15 listopada telefon mojego D. przypomniał, że dzisiaj odbywa się wydarzenie, do którego dołączył. Szybka mobilizacja i już byliśmy w drodze do klubu. Nie obyło się bez drobnych przygód, ale wszystko skończyło się dobrze.

Pominę grę supportów, ale nie z powodu, że nie podobały mi się ich wykonania, ale dlatego, że nie mnie oceniać ich wykonania. Zacznę od razu od występu Tau, bo o tym koncercie mogę mówić, mówić, mówić... ale obiecuję będzie krótko. Nawet nie  pamiętam o której Tau wszedł na scenę, ale to nieważne, nie siedziałam z zegarkiem oczekując występu. Płytę Remedium, znam niemal na pamięć, przesłuchiwana po nieskończoną ilość razy, więc usłyszenie tych tekstów na żywo i zaśpiewanie ich razem z wykonawcą było czymś czego chciałam. 

Od pierwszych minut koncertu Tau załapał kontakt z niewielką publicznością, robiąc wielkie show. Nie mogło także zabraknąć kilku słów o jego nawróceniu, ale przecież to wszystko zawarte jest także w tekstach jego utworów. Nigdy wcześniej, nie licząc Wspólnego Mianownika nie byłam na koncercie rapowych, bo jak wspomniałam to nie do końca był mój gatunek. Znałam koncerty rockowe, ich obyczaje, ale na takim rapowym trudno było mi się odnaleźć, a jednak muzyka mnie poniosła. Bo ulubiona muzyka, już tak ma, że poniesie nie ważne czy czujemy się dobrze w towarzystwie, w którym jesteśmy czy nie. Nie przeszkadzały mi przemoczone nogi i chłód, który panował w lokalu. Byłam tylko ja i muzyka i jeszcze Ktoś, Ktoś bez kogo na pewno nie słuchałabym w tym dniu, czyli Bóg.

Koncert Tau to była równocześnie uczta dla ucha, bo słuchanie ulubionych utworów na żywo to nie lada gratka. Niektóre piosenki dopiero w wykonaniu live nabrały dla mnie mocy. Śpiewałam te partie, które śpiewać można było, a teksty rapowane szeptem wraz z Tau. Z drugiej jednak to uczta dla ducha, bo słuchając takich tekstów nie można przejść obok nich bez przemiany w serduchu. Oprócz muzyki było też miejsce na krótką modlitwę, co raczej nie spotykane na tego typu wydarzeniach.

Podsumowując ten spontaniczny koncert to było to idealne zwieńczenie niedzieli, a także rozpoczęcie tygodnia. Nie mogłam wyobrazić sobie lepszego spędzenia niedzielnego wieczoru, niż taki. Było miło i radośnie, a ja wiem, że na pewno nie był to ostatni taki koncert.

PM Nowak - Cokolwiek uczyniliście


O atakach na Kościół słyszy się w mediach niemal codziennie. Tu znowu wyszły brudy sprzed lat, a tam odnalazł się kolejny ksiądz-pedofil. Pamiętać jednak trzeba przy tym wszystkim, że nie wszyscy są tacy sami, że nie należy od razu zaszufladkować wszystkich do jednej kategorii. Oczywiście tych odpowiedzialnych za takie okropne czyny powinno się kazać. Skąd takie rozważania? Bo właśnie dzisiaj chciałabym Wam opowiedzieć o polskim kryminale opowiadającym o atakach i aferach związanych z Kościołem, a mianowicie „Cokolwiek uczyniliście” PM Nowaka.


Z twórczością PM Nowaka spotkałam się po raz pierwszy, a że chętnie poznaję polskich autorów tym bardziej, jeżeli chodzi o kryminał to z przyjemnością sięgnęłam. Wcześniej nie słyszałam o autorze    
i
„Cokolwiek uczyniliście” było moim pierwszym spotkaniem z twórczością autora, ale już wiem na sto procent, że nie ostatnim. 

Warszawą wstrząsają ataki na duchownych w trakcie trwania odwiedzin kolędowych. W tym samym czasie do prokuratora Wilka zgłasza się niejaki Mateusz Czarny, który to w liście informuje, że w 1989 roku   
w pewnej warszawskiej parafii został wykorzystany seksualnie przez księdza, który prowadził kurs ministrancki. Czy obie sprawy mają ze sobą związek? Tego próbują dowiedzieć się właśnie prokurator Wilk wraz z komisarzem Zakrzeńskim, jednak chyba oboje nie spodziewają się takiego obrotu spraw.

Od pierwszej strony do ostatniej czytałam książkę z zapartym tchem i strona za stroną byłam coraz bardziej zaskoczona. Po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że rodzimy kryminał wciąga mnie do cna. Mówiąc szczerze rozpoczynając tę powieść, która przyciągnęła mnie do siebie tytułem związanym z Pismem Świętym, bo zaraz nasunął mi się odpowiedni cytat i to czego tak naprawdę dotyczyła tematyka książki. Rozpoczęłam z pewnymi obawami, które jednak bardzo szybko zostały rozwiane. Nie mogłam oderwać się od „Cokolwiek uczyniliście”, chciałam jak najszybciej poznać rozwiązanie zagadki i muszę przyznać, że w tym polu pan Nowak całkowicie mnie zaskoczył, bo zupełnie nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Przyznać muszę się do tego, że nie spodziewałam się takiej historii. Czytając zastanawiałam się tylko co by było gdyby taka historia zdarzyła się naprawdę? Jednak po lekturze stwierdziłam, że wolałabym nie poznać odpowiedzi.

Cudze chwalimy, ale naszego rodzimego nie znamy. Wiele mówi się o zagranicznych, tudzież skandynawskich kryminałach, a te nasze polskie wcale nie należą do gorszych, wręcz przeciwnie nie raz trzymają podobny poziom. „Cokolwiek uczyniliście” tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że po polskie kryminały, także warto sięgać. PM Nowak stworzył nie tylko wciągającą opowieść, ale przede wszystkim barwne postacie, który zaskakiwały swoją osobowością i sposobem bycia.

Dążąc do podsumowania mogę śmiało powiedzieć, że „Cokolwiek uczyniliście” PM Nowaka to książka, którą warto przeczytać. Dawno nie przeczytałam takiego kryminału, który spędzał mi sen z powiek i który czytałam nawet czekając nie więcej niż dziesięć minut na dworcu kolejowym. Z mojej strony gorąco  
i serdecznie Ci ją polecam, o ile kryminały to Twój gatunek, a nawet jeżeli nie to i tak polecam. Myślę, że przekonałam Cię, że warto, a teraz pozostaje mi życzyć Ci tylko przyjemnej lektury.

Za możliwość przeczytania bardzo serdecznie dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca

Jason F.Wright - Szczęście do wzięcia

Każdy z nas niejednokrotnie włączał się w jakąś akcję charytatywną, pewnie i nie jednemu zdarzyło się korzystać z takiej pomocy. Święta są okazją dla rozpoczęcia wielu takich akcji, niektóre są jednoroczne, inne powtarzają się cyklicznie. Dlaczego mówię dzisiaj właśnie o akcjach charytatywnych? Bo chciałabym przedstawić Wam książkę „Szczęścia do wzięcia”.


Nigdy wcześniej nie spotkałam się z twórczością Jason F. Wrighta, jednak do książek o tematyce pomocy innym ludziom podchodzę z radością, dlatego też z przyjemnością sięgnęłam po powieść „Szczęście do wzięcia”. Od razu, kiedy otworzyłam przesyłkę rozpoczęłam lekturę i jakie były moje wrażenia?

Hope jest dziennikarką, marzącą o wielkiej karierze. Kiedy w pewien wigilijny wieczór znajduje pod swoimi drzwiami słoik wypełniony monetami. Młoda dziennikarka postanawia zbadać sprawę tajemniczego słoika i tym samym zaczyna prowadzić „śledztwo” mające na celu stworzenie artykułu, który sprawi jej miejsce na pierwszej stronie gazety i być może awans zawodowy.

Książka okazała się być pełną ciepła, życzliwości i przede wszystkim dobroci opowieścią, która trafi nawet w najbardziej zatwardziałe serca. Czytało się ją lekko i przyjemnie, co sprawia, że idealnie sprawdzi się ona na jesienne czy nawet zimowe wieczory, choćby z racji fabuły mocno związanej ze świętami Bożego Narodzenia. „Szczęście do wzięcia” to książka, do której będzie wracało się z przyjemnością, gdyż podejrzewam, że za każdym razem będzie można wynieść z niej więcej. Choć fabuła może wydawać się prosta i nieskomplikowana, ale uwierzcie lub nie potrafi zaskoczyć.

Podsumowując „Szczęście do wzięcia” to niedługa, ale piękna opowieść o ludzkiej dobroci i wrażliwości, która przypadnie niemal każdemu do gustu. Daleko jej do ckliwej historii, choć może się zdarzyć, że wyciśnie nam łzy z oczu. Mnie czytało się ją lekko i z przyjemnością, a jednego jestem pewna to idealna pozycja na długi chłodny wieczór z kubkiem ulubionego napoju. Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć tylko przyjemnej lektury.

Za możliwość przeczytania dziękuję bardzo serdecznie Wydawnictwu WAM

Przy okazji tej książki chciałabym Was zachęcić do włączenia się w akcję, którą Wydawnictwu WAM ogłosiło w ramach współpracy ze Stowarzyszeniem Nadzieja, nie będę rozpisywała się na temat szczegółów. Regulamin i szczegóły akcji znajdziecie pod adresem: http://www.deon.pl/szczesciedowziecia . Ja swój słoik już wypełniam, ale to czy również się włączysz zależy wyłącznie od Ciebie.