K. Atkinson - Bóg pośród ruin


Życie pisze nam różny scenariusz, to jakie będzie zależy od nas i naszych decyzji. Jedna  decyzja, może przekreślić nasze marzenia, a czasami otworzyć nas na inne lepsze rozwiązania. Dzisiaj chciałabym opowiedzieć Wam o książce spod pióra Kate Atkinson, której twórczość naprawdę lubię. Mowa tutaj o „Bogu pośród ruin”, najnowszej powieści autorki.


„Bóg pośród ruin” to nie tyle kontynuacja debiutanckiej książki Kate Atkinson „Jej wszystkie życie”, co jej uzupełnienie. Poprzednia powieść z tego cyklu niezwykle przypadła mi do gustu, choć od jej przeczytania minęły prawie 3 lata to wciąż w pamięci tę lekturę. W związku z tym miałam spore oczekiwania wobec „Boga pośród ruin”. Czy się zawiodłam? O tym za chwilę.

Teddy, młodszy brat Ursuli, w czasach II wojny światowej jest pilotem RAF-u. Z każdym wylotem naraża się na niebezpieczeństwo. Każda misja może okazać się tą bez powrotu. Jednak „Bóg pośród ruin” to nie tylko powieść wojenna, ale to także powieść o zmaganiu się z przyszłością, której nie spodziewano się przeżyć, a także na to jak wojna wpływa na ludzki charakter i całe życie.

Nie mogę powiedzieć, że zawiodłam się na „Bogu pośród ruin”, bo cała opowieść była ciekawie i z rozmachem opisana. Autorka nie opierała się na swoich domysłach, ale korzystała z fachowej literatury wojennej skupiającej się głównie na pilotach RAFu.  Książka nie poniosła mnie tak jak „Jej wszystkie życia”, może to kwestia nastawienia. „Boga pośród ruin” czytało mi się zdecydowanie gorzej, niż pierwszy tom cyklu. Nie oznacza to wcale, że książka jest nie warta uwagi, bo podobnie jak „Jej wszystkie życia” to powieść niezwykle ubogacająca i intrygująca. Finał jest dla zaskakujący, ale równocześnie w stylu autorki.

Czytałam„Boga pośród ruin” dosyć długo, gdyż początkowo nie mogłam się wbić się w akcje powieści. Kiedy jednak wciągnęłam się w fabułę książki pochłonęłam ja w trzy wieczory. Mam bardzo mieszane uczucia wobec „Boga pośród ruin”, myślę ze kiedyś będę musiała raz jeszcze przeczytać tę książkę, dzisiaj jednak nie potrafię jej jednoznaczne ocenić.


Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca

Prezentownik książkoholika

Dzisiaj chciałabym opisać kilka prezentów, które ucieszą nie jednego książkoholika. Jest to lekko subiektywna lista, ale nie można całkowicie obiektywnie spojrzeć na kwestie prezentowe. Może jednak komuś moja mała lista się przyda. Spokojna głowa, nie będzie samych książek! Kwestia znalezienia prezentu dla kogoś kochającego książki jest niezwykle trudny, można książkę zdublować, albo nie trafić w ulubiony gatunek [nie każdy czyta wszystko].

Jeśli nasz zapalony czytelnik jest na początku swojej bibliofilskiej drogi to dobrym rozwiązaniem będzie zakup dla niego półki, bądź regału na nowe pozycje. A regały nie muszą być nudne! I taką półkę można wykonać samemu np. z drabiny!
Niekiedy naszemu czytelnikowi brakuje kubków do picia cudownych gorących naparów, szczególnie w okresie zimowym. Warto sprezentować mu ciekawy kubek, który umili mu lekturę. Ten znajdujący się poniżej możecie znaleźć w serwisie Lubimy Czytać, ale takich miejsc znajdziecie bez liku.
Jeśli nasz książkoholik dużo podróżuje, a wciąż dziwnym trafem nie ma, czytnika e-booków warto mu go sprawić. Przynajmniej w podróż będzie mógł zabrać więcej, niż jedną książką nie taszcząc grubych tomisk.
Zawsze też można kupić książki, ale ciekawą alternatywą mogą być kolorowanki tematycznie związane z jakąś powieścią, na przykład Fantastyczne zwierzęta i jakie znaleźć lub Opowieść Wigilijna w postaci kolorowanki.

Można by znaleźć jeszcze więcej propozycji, ale ja wybrałam tych kilka, które mnie szczerze by ucieszyły. Ostatnimi czasy ciężko mi znaleźć rzeczy, które najbardziej by mnie uszczęśliwiły. A czy Wam któryś z moich pomysłów wydaje się ciekawy i chętnie komuś podarowali albo sami chętnie otrzymali? 

J.K.Rowling, J.Tiffany, J.Thorne - Harry Potter i przeklęte dziecko


Minęło sporo czasu, odkąd przeczytałam po raz ostatni przygody Harry’ego Pottera. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę miała okazję zapoznać się z nową historią w świecie Hogwartu. Miałam bardzo mieszane uczucia wobec „Harry’ego Pottera i Przeklętego Dziecka”. Od postawy „nie ruszę, nie przeczytam” doszłam do postawy „przeczytam, choćby tylko z ciekawości”.


Na samym początku (o czym już pewnie wiecie) warto zaznaczyć, że „Harry Potter i Przeklęte Dziecko” to nie dzieło samej J.K. Rowling, ale także Johna Tiffany’ego i Jacka Thorne’a. A to co powinno być powiedziane na początku, to nie powieść, a dramat – zapis scenariusza sztuki teatralnej.  O ile pani J.K. Rowling nikomu przedstawiać nie trzeba, o tyle pozostali autorzy nowego „Pottera” są postaciami mniej znanymi. John Tiffany to reżyser, który właśnie odpowiadał za reżyserię sztuki „Harry Potter i przeklęte dziecko” na londyńskim West Endzie, nagrodzony wieloma nagrodami zarówno na West Endzie jak i Brodwayu. Z kolei Jack Thorne to scenarzysta, który pisze dla teatru, radia, telewizji i teatru oczywiście. Jaka okazała się kolejna odsłona Harry’ego tym razem, dziejąca się dziewiętnaście lat później?

W „Harrym Potterze i przeklętym dziecku” to nie Harry jest głównym bohaterem, a jego syn Albus i syn Draco Malfoya – Scorpius. Albus i Scorpius są najlepszymi przyjaciółmi i to właśnie oni stawią czoła czającemu się niebezpieczeństwu. To co zaczyna się dziać, nieuchronnie przypomina o wydarzeniach z przeszłości.
Nie chcę zdradzać zbyt wiele z fabuły książki, żeby nie psuć Wam czytania. Nie miałam wielkich nadziei, nie jestem z tych osób, które do dziś są wielkimi fanami Harry’ego i uwielbiają wszystko to, co związane z Potterem. Dla mnie seria o Harry’m Potterze była jedna z wielu, które przeczytałam i które zostawiły ślad w mojej pamięci. Zupełnie nie wiedziałam czego się spodziewać. Nie powieść, a sztuka. Nie dzieło samej Rowling, a także dwójki innych osób.

Z mojej strony nie było rozczarowania samą historią, zaciekawiła mnie i sprawiła, że zaczynając czytać wieczorem, musiałam ją dokończyć następnego dnia o poranku. Fakt, iż był to scenariusz, a nie zwykła powieść nieco ułatwił sprawę, ale pamiętam, iż poprzednie części Harry’ego pochłaniałam równie szybko. Nie było też efektu wow, który rzuciłby mnie na kolana. Czytając „Harry’ego Pottera i przeklęte dziecko” można było zauważyć, że nie jest to wyłącznie praca pani Rowling, bohaterowie trochę rozczarowują, dialogi momentami są drętwe.


To czy chcecie dać szansę „Harry’emu Potterowi i przeklętemu dziecku” zależy wyłącznie od Was, mnie książka nie rozczarowała, bo nie spodziewałam się fajerwerków. Nie możemy oczekiwać od tej lektury czegoś pokroju wcześniejszych tomów przygód o Harrym. To jest inne, ale wcale nie znaczy, że nie warte uwagi. 

Peter Gardos - Gorączka o świcie


Czy miłość to niezwyciężone lekarstwo? Czy można pokonać nieuleczalną chorobę, nie lekami a właśnie uczuciem pomiędzy dwojgiem ludzi. Wydaje się to być niemożliwe, a jednak. Zdarzają się sytuacje, kiedy silne uczucie doprowadza do zatrzymania rozwoju choroby, a nawet jej odejścia. Taką historię opisał Peter Gardos w „Gorączce o świcie”, która jednocześnie jest historią jego rodziców.


Peter Gardos to syn głównych bohaterów powieści. Historia, którą zawarł w „Gorączce o świcie” wydarzyła się naprawdę i jest prawdziwą historię miłości jego rodziców. Sam Peter Gardos jest reżyserem i pisarzem, wykłada on scenopisarstwo i reżyserię w wyższej szkole Metropolitan w Budapeszcie. Do lektury „Gorączki o świcie” przystąpiłam z wielkimi oczekiwaniami. Książka wydała mi się interesującą pozycją na jesienne wieczory. Jaka się okazała?

Miklos Gardos zaczyna chorować na gruźlicę, płynąc statkiem do Szwecji ledwie uchodzi z życiem. Lekarz obozu dla przesiedlonych do którego Miklos trafił nie daje mu wiele szans na przeżycie. Mężczyzna jednak nie poddaje się i wysyła listy do kilkudziesięciu węgierskich kobiet, które pochodzą z tej samej miejscowości co on. Dostaje kilka odpowiedzi, ale to właśnie z Lily zaczyna wymieniać listy.  To co dla wielu będzie niezrozumiałe rodzi wielką miłość, która pokona i chorobę.

„Gorączkę o świcie” rozpoczęłam z wielkim entuzjazmem i z każdą stroną nie mogłam się nadziwić ile cudów potrafi zdziałać nadzieja i miłość. Autor subtelnie pokazywał kawałki historii jego rodziców, które zgrabnie tworzyły spójną całość. Książkę, czytało się naprawdę przyjemnie, niejednokrotnie na moich ustach pojawiał się uśmiech. Momentami opowieść wydawała się absurdalna, a przecież wydarzyła się naprawdę i to czyni „Gorączkę o świcie” jeszcze bardziej interesującą. Peter Gardos z lekkością ukazuje nam kolejne wątki, wplatając w nie fragmenty listów. Mogłoby się wydawać, że przez to książka stanie się nudna i ciężka w odbiorze, jednak autor zrobił to w taki sposób, że od „Gorączki o świcie” naprawdę nie sposób się oderwać. Czyta się ją z zapartym tchem, bo nie wiemy co będzie dalej, jak potoczą się losy Miklosa i Lili.

Moje oczekiwania się spełniły i śmiało polecam tę książkę na jesienno – zimowe wieczory. To niesamowita opowieść o nadziei na lepsze jutro, ludzi którym tą nadzieje próbowano odebrać. To także opowieść o walce z wiatrakami, która o dziwo przynosi skutek. „Gorączka o świcie” to wspaniała opowieść, która zapada w pamięci.
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki bardzo serdecznie dziękuję

WYDAWNICTWU CZARNA OWCA

Obiektywnie #6 [Szalone tygodnie]

Wracam do rzeczywistości, tej blogowej także. Swój pierwszy post tutaj jako Ola Liszewska pojawi się właśnie wpis z cyklu Obiektywnie. Rozłożyła mnie choroba, może funkcjonuje, biegam do pracy itd. Wybrałam dla Was kilka kadrów, które opisują doskonale to co działo się u mnie przez ostatnie tygodnie. Nie przedłużam tylko zapraszam do oglądania :)


Jedyna taka Panna Młoda z aparatem.
Moje cudowne różowe szpilki - tak wiem wyglądają jak złote.

Herbatka z lisem, cóż nowe nazwisko zobowiązuje, ale to zdjęcie wykonane jeszcze na kilka dni przed. 
Zagrajmy w życie. CV. Co by było gdyby...
Moja nowa ukochana zabawka. Instax mini 70.
Niesamowite niebo, na dwa dni przed ślubem.

 Nowe, choć stare...
 Kocie odstresowanie...
 Zoo. Surykatki.
 Uwielbiam wywoływać odbitki, a Wy?
Książka to najlepszy relaks.

A na koniec, jak zawsze Niunia...dosyć zniesmaczona, że tak długo nie dodawałam wpisu.

Fiona Barton - Wdowa


Na ile potrafimy wierzyć w niewinność drugiego człowieka? Czy możemy powiedzieć, że znamy tak naprawdę tę osobę, z którą przyszło nam żyć? Te dwa pytania będą dzisiaj wstępem do szokującego thrillera psychologicznego Fiony Barton pod tytułem „Wdowa”.


„Wdowa” to debiutancka powiesć Fiony Barton, która pracowała jako dziennikarka w takich gazetach jak: „Daily Mail” czy „Mail on Sunday”. Jest także laureatką prestiżowej nagrody dla reportera roku – Britsh Press Award. Jaka okazała się być „Wdowa”? Czy to dobry debiut? O tym opowiem Wam już za chwileczkę.

Jean Taylor bardzo młodo wyszła za mąż, za swojego męża Glena. Byli szczęśliwym małżeństwem, które jednak skrywało jedną tajemnicę. Kiedy pewnego dnia do drzwi państwa Taylorów zapukała policja z podejrzeniem, iż Glen jest podejrzany o uprowadzenie i zabójstwo małej dziewczynki, Jean stoi przy nim, ale po nieszczęśliwym wypadku męża pod jej drzwiami ustawiają się tłumy dziennikarzy. Chcą się dowiedzieć czy Jean wiedziała coś o zaginięciu dziewczynki, chcą poznać wersję wydarzeń wdowy.

Muszę przyznać, że Fiona Barton od pierwszej strony stworzyła niesamowity klimat, który utrzymywał się do końca powieści. Czytelnik, choć w zasadzie wszystko było wiadome, nie wiedział czego może spodziewać się w trakcie lektury. Cała fabuła została opowiedziana oczami różnych osób: wdowy, czyli Jean Taylor;  dziennikarki Kate Waters, która chciałaby przeprowadzić wywiad z wdową, detektywa Boba Sparkesa, który zajmował się sprawą zabójstwa dziewczynki, a także matki dziewczynki oraz samego Glena. Taki zabieg sprawia, że widzimy sprawę całościowo i nie ograniczamy się do osądu z jednego punktu widzenia. „Wdowa” to pieczołowicie napisany thriller, który trzyma w napięciu i spędza sen z powiek.

Czytając „Wdowę” przecierałam oczy ze zdumienia do ilu kłamstw może posunąć się człowiek chcą bronić swojej „niewinności”. Rozpoczynając lekturę „Wdowy” zupełnie nie spodziewałam się tego, co dostałam na kartach powieści. Do teraz nie jestem w stanie wyjść ze zdumienia tego, co stworzyła Fiona Barton w swojej powieści. To naprawdę bardzo udany debiut.

Podsumowując „Wdowa” Fiony Barton to znakomicie napisany thriller psychologiczny, który zainteresuje od pierwszych stron i wprawi w zdumienie do czego zdolny jest człowiek. Takie książki czyta się z ogromną przyjemnością.


Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca

Ryan Gattis - Miasto gniewu

Świat staje na głowie. Prawo nie ma żadnej mocy. Co robić? Uciekać, czy może czekać na lepsze dni. Co robić, kiedy całe miasto „wariuje”, kiedy zamieszki opanowują każdą ulicę? O tym jak wyglądało życie ludzi w czasie zamieszek w Los Angeles opowiada Ryan Gattis w „Mieście gniewu”.


Zastanawiając się co mnie popchnęło do lektury „Miasta gniewu”  ciężko mi znaleźć odpowiedź. Ksiażka Ryana Gattisa opisuje zamieszki w Los Angeles, który wybuchnęły 29 kwietnia 1992 po uniewinnieniu przez ławę przysięgłych czterech białych policjantów oskarżonych o pobicie czarnoskórego Rodneya Kinga. Tysiące osób w ramach protestu wyszło na ulice, rabując i dokonując pobić oraz morderstw. W trakcie zamieszek zginęły 53 osoby, a rannych zostało 2000 osób.

„Miasto gniewu” to nie łatwa książka, ale równocześnie taka, która wciągnie nas bez reszty. Autor zadbał, aby znalazły się tutaj fragmenty wstrząsające, ale i takie, które rozładują nieco atmosferę.  Całą historię poznajemy oczami osób bezpośrednio lub pośrednio powiązanych z zamieszkami. Poznajemy ich uczucia, ich wrażenia na temat całej sytuacji. Całość niesamowicie ukazuje piekło jakie rozpętało się na ulicach Miasta Aniołów.

Jest to książka, która opisuje wydarzenia autentyczne, ale autor zadbał, aby to co przeczytamy nas nie nudziło. Przebieg zamieszek poznajemy dzień po dniu z perspektywy różnych osób. Dodatkowo Ryan Gattis opatrzył książkę playlistą na każdy dzień zamieszek, która jeszcze pełniej wprowadzi nas w tamte wydarzenia.

„Miasto gniewu” to niewątpliwie interesująca pozycja, z której wiele możemy wynieść. Czytając książkę Ryana Gattisa uświadomiłam sobie jak niewiele trzeba, aby zmienić świat prawa w anarchię. Ze swojej strony polecam „Miasto gniewu”, ale fakt czy tego typu literatura jest dla Ciebie musisz zdecydować sam.


Za możliwość przeczytania dziękuję Wydanictwu Czarna Owca

Znamy zwycięzcę! czyli rozstrzygnięcie konkursu "Wygraj Primabalerinę"

Czekaliście na wyniki konkursu? Nastąpił ten dzień, kiedy mogę oficjalnie powiedzieć do kogo powędruje Primabalerina. Winą za nie wylosowanie Was w tym konkursie obarczyłam komputer, bo na jego "barkach" spoczęło znalezienie zwycięzcy. Gotowi? To klikamy...
  Ponownie skorzystałam z platformy losowe.pl przy znalezieniu zwycięzcy. Najpierw oczywiście przyporządkowałam wszystkim biorącym udział numery od 1 do 8, bowiem właśnie tyle było uczestników.
Następnie spośród zbioru 8 cyfr system automatycznie wygenerował jedną i była to:

I dzięki temu znamy zwycięzcę, a jest nim:
ma ra

Serdecznie gratuluję zwycięzcy! Mail z informacją już poszedł do nowej szczęśliwiej posiadaczki Primabaleriny.  Pozostałym dziękuję za udział w konkursie, zapraszam ponownie za jakiś czas :)

Stosik sierpniowy #36 (#7/2016)

Witajcie!
Mamy już pierwszy września, a więc pora na nowy stos! Do szkoły nie wracam, a szkoda [bo już myślałam, że wrócę tam w innym charakterze]. Dzisiaj jednak chciałabym Wam pokazać moje nabytki sierpnia. Wszystkie własne, w sierpniu nie otrzymałam żadnego egzemplarza recenzenckiego. 

Standardowo przybyły do mnie trzy książeczki z serii Czytamy w oryginale, tym razem był to Ostatni Mohikanin, Lord Jim i Drakula. Jeszcze tylko dwie przesyłki i koniec.
Nie mogło zabraknąć Kolekcji Romantycznej, którą postanowiła zebrać w całości. Mamy tutaj dwie cześci Jane Eyre Charlotte Bronte oraz Perswazje Jane Austen. Nie mogę wyjść z oczarowania wydania tej kolekcji, a jak pięknie się prezentuje na nowej półce.
Zaszalałam, tyle mogę powiedzieć. Niedokończone opowieści już zastanawiały mnie od dawna, pojawienie się ich w mojej pracy przyśpieszyło zakup. Zaciekawiona twórczością Charlotte Link postanowiłam zakupić Wielbiciela w okazyjnej cenie, jednak nie zamierzam zbierać całej serii. Nie mogłam przejść obojętnie obok Litra ciekłego ołowiu Andrzeja Pilipiuka, ta seria mocno przypadła mi do gustu, więc był to mój must have. Książka, którą widzicie na samej górze Tomorrow never knows to angielski kryminał zakupiony przez mnie dla mojego Narzeczonego [jeszcze przez miesiąc], jest to anglojęzyczna książka dla osób początkujących (poziom A2 - B1), dostępne są też wyższe poziomy.

Na głównym zdjęciu jest też film Łowca i Królowa Śniegu, na którą się skusiłam z Newsweekiem. Bardzo podobała mi się Królewna Śnieżka i Łowca, dlatego chętnie obejrzałam kontynuację.

Zainteresowały kogoś z Was moje zdobycze? A może coś szczególnie polecacie z tego stosu?

Mr Wonderful - Morze pomysłów na bezmiar szcześcia


Miewasz takie dni, kiedy czujesz się źle… Dopada Cię melancholia i świat wokoło przestaje cieszyć? Wszystko wydaje się nudne i bezsensu? Potrzebujesz trochę szczęścia? Wiesz, że wcale nie musisz robić nadzwyczajnych rzeczy? Ciężko w to uwierzyć, prawda?


Sama myślałam tak do niedawna. Szczerze mówiąc nieszczęścia i trudności chodziły już nie parami, a stadem. Kiedy wszystko co złe sięgnęło zenitu w moje ręce wpadła książka „Morze pomysłów na bezmiar szczęścia” i choć do wszelakich poradników jak żyć pochodzę z dużym sceptyzmem, to jednak tej pozycji postanowiłam dać szansę. Czy słusznie?

Już sama oprawa książki zasługuje na uznanie. Nie znajdziemy tutaj bowiem morza słów opisujących co powinniśmy zrobić, aby być szczęśliwym człowiekiem. Co to to nie! A co znajdziemy? Masę kolorowych obrazków, które już na samo spojrzenie sprawią, że się uśmiechniemy. Rysunki z hasłami motywującymi i takimi, które sprawią, że zobaczymy, że nasze życie wcale nie jest złe. Autorzy „Morza pomysłów na bezmiar szczęścia” pokazują nam, że nawet jeśli się mylimy nie musi to oznaczać klęski, wręcz przeciwnie.

 Sam tytuł został podzielony na 10 rozdziałów, które traktują o czymś innym, co składać się może na szczęście. Tak naprawdę stwierdzenie, że jestem szczęśliwy siedzi tylko w naszej głowie. Autorzy zachęcają nas, abyśmy dostrzegli szczęście w tym wszystkim co nas otacza. Zachęcają do odwagi, bo przecież bez niej nie raz nie jesteśmy w stanie spełnić swoich marzeń.

Dodatkowo dostajemy kolorowe naklejki, które możemy wykorzystać na różne sposoby, mamy także strony, które możemy wyciąć i postawić/powiesić sobie gdzieś w domu, aby każdego dnia dostawać pozytywnego kopniaka. Jeśli nadal nie przekonuje Was „Morze pomysłów na bezmiar szczęścia” to trudno, ale uwierzcie, że ta mała niebieska książeczka sprawia, że nawet najczarniejszy dzień zamienia się w pole do działania z uśmiechem na twarzy.

Czasami warto sięgnąć po taką książkę, aby się dowartościować, aby zobaczyć, że nie jestem gorsza od Iksyńskiej, która właśnie co wróciła z Karaibów. To książka dla każdego, ale czy to na pewno książka? Zachęcam do sięgnięcia po „Morze pomysłów na bezmiar szczęścia” , bo może właśnie wpadnie Ci do głowy jakiś pomysł na obrócenie karty Twojego życia.


Za możliwość „przeczytania” dziękuję bardzo serdecznie Wydawnictwu Czarna Owca

KONKURS! Do wygrania "Primabalerina" [ZGŁOSZENIA ZAMKNIĘTE]

Witajcie kochani!
W ten upalny dzień, pragnę ogłosić konkurs, w którym do wygrania będzie Primabalerina autorstwa Doroty Gąsiorowskiej. Książka jest nowa - nieczytana. Moją recenzję, na temat tej książki możecie przeczytać tutaj. Na zgłoszenie się macie czas do 3 września.  Co trzeba zrobić?

Wystarczy, że zgłosisz się  pod tym postem konkursowym według schematu:

E-mail
Hasło: Chciałbym/Chciałabym wygrać Primabalerinę, bo lubię ukrywać się za kartami książek.

Regulamin konkursu:

  1. Organizatorem konkursu jest autorka bloga Ukryta za kartami książek.
  2. Nagrodą jest Primabalerina Doroty Gąsiorowskiej, książka jest nowa i nieczytana.
  3. Konkurs trwa od 26.08.2016 r. do 03.09.2016 r. (godzi.23:59)
  4. Za wypełnienie zadania konkursowego przyjmuje się napisanie w komentarzu na blogu podanego hasła.
  5. Będzie mi miło, jeżeli udostępnisz na swoim blogu baner konkursowy, nie jest to jednak warunek konieczny.
  6. Zwycięzca zostanie wyłowiony drogą losowania.
  7. Ogłoszenie wyników nastąpi do 7 dni od data zakończenia konkursu na łamach bloga.
  8. Wygrany zostanie poinformowany drogą mailową po rozstrzygnięciu konkursu. W przypadku braku odpowiedzi do 3 dni od wysłania maila nagroda zostaje przekazana komuś innemu.
  9. Adres do wysyłki musi znajdować się na terenie Polski.
Zachęcam do wzięcia udziału w konkursie!

Obiektywnie #5 [Z cyklu, biegam, załatwiam, nie mam czasu na nic]

Bardzo lubię dzielić się z Wami tym co mnie otacza na co dzień. Nie tak dawno pisałam Wam, że lipiec nie był dla mnie łaskawym miesiącem, sierpień jednak już był łagodniejszy od swojego poprzednika. Tytuł kłamie, bo w tym brak czasu wiele pożytecznych spraw się kryje. Zapraszam na piątą odsłonę z cyklu Obiektywnie. Uwaga, dużo zdjęć...


Nie tak dawno zawitałam za czeską granicę i musiałam przywieźć ulubione słodycze, a przy okazji zjadłam bardzo dobry obiad.
Przed Państwem widok na Czechy, to była niezapomniana wycieczka - jeszcze tam wrócę! [Szczeliniec - Góry Stołowe]

Pokaże Wam mojego mężczyznę, przed Wami miny z cyklu: Ale jak to do ślubu pozostało 49dni? [edit: już tylko 38]

Marudziłam, marudziłam i wymarudziłam Minionka, choć chciałam klasycznego wybrałam opcję w wersji Kapitan Ameryka. 
Mój nowy pokój, jeszcze w etapie wykończeń, ale już prawie gotowy. 

Kadr z drogi, gdzieś koło Nysy...

 Takie nasze granie wspólne w badmintona, gracie?


 Zamierzam zrobić coś nowego, ta książka ma mi w tym pomóc...

Każdemu przyda się trochę uśmiechu, a ta książka go nam zaoferuje... no i mój ulubiony kubek:)

Centrum dowodzenia Niuni na koniec...

Viveca Sten - W stronę grozy

Ile jesteśmy w stanie zrobić, aby nie dopuścić do wypłynięcia na światło dzienne niewygodnych faktów? Każdy z nas odpowie sobie na to pytanie inaczej. Skąd takie pytanie? Bo dzisiaj chciałabym Wam opowiedzieć o książce autorstwa Vivecki Sten pod tytułem „W stronę grozy”.


Viveca Sten to szwedzka autorka kryminałów, która na co dzień pracuje jako  prawniczka Posten (szwedzkiej poczty). „W stronę grozy” to jej szósta książka, a pierwsza z którą ja postanowiłam się zmierzyć. Jakie są moje odczucia wobec tej powieści pani Sten, o tym przekonacie się czytając dalej.

 Jeannette Thiels jest dziennikarką, która w swojej pracy nie boi się tematów trudnych. Stąd też, kiedy zostaje znaleziona martwa w pierwszy dzień świąt budzi to podejrzenia policji. Komu zależało na śmierci dziennikarki? Czy był to przypadek, a może doskonale zaplanowana zbrodnia? Tego musi się dowiedzieć Thomas Andreasson.

Jak już wspomniałam we wstępie to było moje pierwsze spotkanie z twórczością Viveki Sten. Pierwsze, ale bardzo udane. Akcja toczyła się szybko, ale czytelnik do samego końca był trzymamy w niepewności kto stoi za morderstwem. Bohaterowie byli realni i szybko można było ich polubić albo wręcz przeciwnie.

„W stronę grozy” okazała się naprawdę dobrym kryminałem, który trzyma w napięciu od pierwszej strony do niemal ostatniej. Zagadka, jaka stworzyła Viveka Sten nie był banalna i mocno wciągała  czytelnika. Jestem o tym przekonana, że jeszcze sięgnę po twórczość autorki.

A jeśli Wy zastanawiacie się nad tym tytułem z radością Wam go polecam, bo to dobrze skonstruowany i zaplanowany od początku do końca kryminał.


Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca

Agata Czykierda - Grabowska - Jak powietrze


Czasami sytuacje jakie stawia przed nami los są tragiczne, na pierwszy rzut oka, niosą ze sobą takie skutki jakich się po nich spodziewamy. Tak było właśnie z bohaterami książki „Jak powietrze” autorstwa Agaty Czykierdy – Grabowskiej o której dzisiaj chciałabym opowiedzieć.


„Jak powietrze” to pierwsza polska powieść New Adult jak głosi napis zawarty na okładce książki, czyli literatury opisujących życie dziewczyny po przejściach i chłopaka z problemami. Szukając w pamięci momentu, czy wcześniej czytałam książkę tego typu z zaskoczeniem stwierdziłam, że powieść pani Czykierdy – Grabowskiej była moją pierwszą z tego gatunku. Jaka się okazała? O tym opowiem za chwilę.

Oliwia, to na pozór dziewczyna, która ma wszystko to czego może chcieć osoba w jej życiu, choć to tylko pozory, bowiem dziewczyna zmaga się z bólem po śmierci ukochanej mamy. Dominik z kolei musi zajmować się dwójką swojego młodszego rodzeństwa i ledwo wiąże koniec z końcem. Ich drogi spotykają się, kiedy śpiesząca się Oliwia potrąca na pasach idącego Dominika i łamie mu nogę. Dziewczyna czuje się zobowiązana do tego, aby pomóc chłopakowi w opiece jego nad jego rodzeństwem.

Książka Agaty Czykierdy – Grabowskiej wciągnęła mnie od pierwszego zdania do ostatniego, choć spodziewałam się takiego finału to jednak z zapartym tchem śledziłam losy Oliwii i Dominika. „Jak powietrze” czytało się lekko i przyjemnie, czego trochę od niej oczekiwałam. Powieść idealnie wpasowała się w moje aktualne odczucia, co tylko spotęgowało fakt, iż w stu procentach przypadła mi do gustu. W „Jak powietrze” odnalazłam siebie sprzed lat, a to kolejny plus dla tej książki.

Historia zawarta w „Jak powietrze” jest prawdopodobna, bo przecież nigdy nie wiemy co wydarzy się nam następnego dnia. Język jakim posługiwała się autorka idealnie odzwierciedlał, to jacy byli bohaterowie, nie mieliśmy do czynienia ze sztucznością. Ciekawym zabiegiem było ukazywanie akcji zarówno ze strony Oliwii, jak i Dominika, co powodowało, że wiedzieliśmy wszystkie wydarzenia pod różnymi kątami.

Ze swojej strony nie mogę powiedzieć złego słowa na temat tej książki. Przyjemnie się ją czytało i naprawdę ciężko było zamknąć ją choćby na chwilę. Naprawdę udana pozycja.


Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Znak Literanova

Stos lipcowy #36 (#6/2016)

Jak już Wam wspominałam [w poprzednim poście] lipiec nie należał do najmilszych miesięcy. Przeczytałam zaledwie jedną książkę, choć zapędy były na więcej. Dzisiaj jednak mam Wam zaprezentować tu, co w lipcu zasiliło moje półki. Osobiście jestem pod wrażeniem tego, ile tego jest albo raczej ile sama kupiłam. Nie przedłużając opowiadam coś nie co o moich "zdobyczach" lipca...


Zacznę od pozycji, które otrzymałam od Wydawnictwa Czarna Owca do zrecenzowania. Otrzymałam trzy książki. Pierwsza z nich idąc od lewej strony to Wszyscy w górę autorstwa Stephenie Glifford, książka mocno mnie intryguje, więc wkrótce zamierzam rozpocząć jej lekturę. Następnie mamy Morze pomysłów na bezmiar szczęścia, które pobieżnie przejrzałam, ale jeszcze nie raz do tej książki zajrzę. Ostatnia z trzech to Strzeżcie się niezwykłych kobiet Claire Delannoy, którą to czytałam w trudnym dla mnie lipcu. Książka ciekawa i zdumiewająca, odsyłam Was do recenzji.


Od Wydawnictwa Znak Literanova (OMG Books) otrzymałam pierwszą polską powieść New Adult Jak powietrze, która właśnie dostarcza mi rozrywki i mówiąc szczerze nie mogę się od książki Agaty Czykierdy - Grabowskiej oderwać. 


Jak patrzę na tę ilość książek to jest przerażona, a brakuje tu jednej części Emmy Jane Austen, którą gdzieś w pudłach (gdyż tymczasowo wszystkie moje książki leżą w pudłach z powodu remontu) zawieruszyłam. Co prawda dwie książki Kupiec Wenecki Williama Szekspira i Eugeniusz Oniegin Aleksandra Puszkina to przypadek - nie zdana prasa, tak cała reszta to zakupy prawie zaplanowane. Oczywiście przyszły trzy książki polsko - angielskie: Moby Dick, Podróże Guliwera i Alicja w krainie czarów. Następnie mamy dwa kolejne (na zdjęciu jeden) tomy Kolekcji Romantycznej, którą postanowiłam zebrać, tym razem to Emma Jane Austen. W końcu kupiłam Zielonę milę Stephena Kinga, to ile razy przymierzałam się do zakupu tej powieści Stephena Kinga to przekracza ludzkie pojęcie. Na koniec zostawiłam trochę inną książkę, upolowaną w Biedronce, poradnik fotograficzny na temat fotografii kulinarnej - ale już wiem, że triki tutaj opisane przydadzą się też w innej dziedzinie fotografii.

A czy Was coś zainteresowało? Może coś czytaliście i polecacie?